Długi weekend w pełni, latanie było więc sprawy rodzinne też nie mogły cierpieć. Z tego powodu w piątek ruszyliśmy do Bydgoszczy spędzić nieco czasu z najbliższymi, nacieszyć się pogodą i chyba najszybciej prężnym miastem w regionie. Bydgoszcz pięknieje z każdą naszą wizytą i co jakiś czas zaskakuje odnowioną kolejną ulicą, zaułkiem czy budynkiem, który jeszcze niedawno zasługiwał na miano walącej się rudery. Nawet średnio pozytywna pogoda jakoś nie jest w stanie zakłócić tego pozytywnego wrażenia.
Żeby nie było tak kolorowo - nadal wielu bydgoskich restauratorów średnio trzyma pewien standard. Była kiedyś mowa o "chińskiej patelni", była mowa o innych, zaś dziś muszę machnąć kilka słów o lokalu, który z zasady powinien oferować najlepszą obsługę. Niestety wtopa, klęska i popelina.
Obiad w restauracji SOWA po raz kolejny musimy zaliczyć do straty czasu i pieniędzy. Już tam jedliśmy i wtedy nie było sympatycznie. Maleńki stoliczek, marny kelner i jedzenie zaledwie letnie. Tym razem miało być lepiej i znów zaliczyliśmy porażkę. Trafiliśmy na jakiegoś totalnie zamotanego kelnera, który nie dość, że nie potrafił ogarnąć zamówienia, to jeszcze się mylił. Zapomniało mu się o zamówionej kawie, pomieszał nieco frytki z gotowanymi ziemniakami, a gdy wreszcie przytargał te właściwe, były konkretnie niedogotowane. Ceny dosyć wysokie (więc powinny pokryć koszty zatrudnienia fachowca), tymczasem odnieśliśmy wrażenie, że pracujący tam człowiek jest postacią zupełnie przypadkową w restauracyjnym fachu. Na sam koniec podczas płacenia rachunku wyraźnie próbował wyciągnąć napiwek mamrocąc coś tam że nie ma drobnych i tym podobne stare numery. Tere fere bratku. Dostałby pewnie napiwek, gdyby się nie mylił, był usłużny, sympatyczny i z jedzeniem było cacy. Niestety w każdym calu dał ciała i to konkret. Bydgoszcz oferuje znacznie więcej innych restauracji w których jest lepiej, milej, a kelnerzy to już w ogóle trzymają poziom. I tacy zasługują na pochwały i napiwki....
Ogólnie wypad udany zwieńczony widokiem radosnego psiaka zakochanego w tryskających strumieniach wody fontanny sikającej dyszami ile wlezie. Takie widoki należą do rzadkości, zwłaszcza gdy pies rasy ogólnie postrzeganej za niebezpieczną potrafi cieszyć się jak mały radosny szczeniak. Przypomina mocno, że zawsze za każde złe działanie psa odpowiedzialny jest jego właściciel, często człowiek nie zasługujący na towarzystwo jakiegokolwiek czworonoga....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz