piątek, 27 grudnia 2013

PSP kalendarzuje po raz kolejny...

   Polskie Stowarzyszenie Paralotniowe po raz kolejny rozesłało wśród swoich członków kalendarz. Niby nic takiego, zwykły kalendarz z ładnymi zdjęciami. Jednak nie da się ukryć, że PSP jest organizacją którą z czystym sumieniem można polecić każdemu znajomemu pilotowi. Z kilku różnych powodów, od tych krańcowo górnolotnych i celowych (przykładowo organizacja imprez, praca na rzecz środowiska, startowisk itd) po te najzupełniej przyziemne i opłacalne (system rabatowy u Dudka, Waltera z Airaction i w Navcommie, coroczne kalendarze, tanie ubezpieczenia czy zniżka na prenumeratę Vario) sprawiające, że za zupełnie symboliczną składkę każdy z nas może zyskać bardzo bardzo wiele.
   Ogólnie można z czystym sumieniem powiedzieć, że coroczny fajny kalendarz na ścianie to wypasiony prezent przypominający, że są jeszcze ludzie którym się chce, którzy się starają i którzy dbają o to, by nasz mały paralotniowy światek zmierzał w odpowiednim kierunku. A jak jeszcze można pogapić się na fajne fotki to już w ogóle "gitara na całego".....



wtorek, 24 grudnia 2013

gwiazdkujemy


   Jako, że właśnie zaczynają się doroczne zimowe święta jakiś wpis trzeba machnąć z życzeniami dla wszystkich naszych znajomków, wszystkich bliższych i dalszych czytelników oraz wszelkiego rodzaju sympatyków latania zaglądających na tą skromną stronkę. I tak, by dopełnić tej corocznej tradycji każdemu z osobna i wszystkim razem życzymy przemożnego szczęścia w życiu, samych sukcesów w lataniu, miłości, radości i uśmiechów, całej masy zdrowia i frajdy z każdego dnia bez wyjątku, oczywiście nie zapominając o dobrej pogodzie i wypchanym portfelu. Wszystkiego najlepszego z okazji gwiazdki :)

piątek, 20 grudnia 2013

już niedługo, za chwil parę....

   Czas upływa i goni. Pędzi właściwie w ostatnich przedświątecznych dniach kiedy trzeba zaliczyć zakupy, różne wigilie pracownicze, zdobyć upragnione prezenty, pogotować i upiec nieco świątecznych frykasów oraz nastroić odpowiednio rzeczywistość, akuratnie do spędzenia tych wyjątkowych dni w sposób możliwie najlepszy. Oczywiście nie można dać się zwariować i nie zapominać o co w tym wszystkim chodzi...Gwiazdka zbliża się konkretnie i wszędzie ją czuć. Nawet u naszych ulubionych kotów z YouTuba :

środa, 18 grudnia 2013

krótki żal....

   Tegoroczny grudzień zaskakuje całkiem niezłą pogodą do latania. Latania jest zdecydowanie więcej niż w poprzednich latach, jednak zdarzają się chwile z drobnym ukłuciem żalu gdy na niebie w oddali pojawia się lecąca paralotnia, a ja tkwię wciąż na ziemi. Ostatecznie nalot rośnie systematycznie, choć nie w takim tempie jakbym chciał. Pozostaje wtedy robienie zdjęć i wypatrywanie kolejnej "dziury pogodowej", by wybrać się w jakiś sensowny wypad lotniczy.....


wtorek, 17 grudnia 2013

Baalbek krechę ma......

   Czasami codzienność zmusza nas do spożywania pokarmów powszechnie uznawanych za posiłki niezbyt zdrowe. Staramy się nie przesadzać jednak z różnego rodzaju kebabami, burgerami i innymi frytkami i jadać w takich miejscach sporadycznie. Mamy oczywiście swoje typy, ulubione knajpy i dania. Bywają jednak takie dni w których ma się ochotę na odrobinę szaleństwa i eksperymentów.
   Ostatnio jeden taki eksperyment zakończył się totalną porażką ekipy toruńskiego Baalbeka w CH Copernicus. Blisko godzina oczekiwania na "kubek gyros" to klapa pod każdym względem.
   Czas podania w takim miejscu to podstawa i tu wiocha po raz pierwszy, smak i jakość są równie ważne i tu niestety kolejna wpadka - bo zaledwie letnie frytki, gumowate nieliczne kawałki mięsa i przyprawy z których sól jest wybitną podstawą na miano dobrej potrawy raczej nie zasługują.
   Podsumowując Baalbek tym razem wtopił i skutecznie mnie odstraszył od jakichkolwiek kulinarnych eksperymentów, nowych smaków i przede wszystkim od samego siebie.....

wariactwo w pełni....

   Okres przedświąteczny to czas wzmożonej aktywności. Sklepy poddaje się szalonemu oblężeniu, parkingi to dziki zachód połączony z odrobiną szczęścia gdy akurat uda się wpasować pomiędzy bezładnie zaparkowane fury ludzi o dzikich oczach pędzących kupić wszystko, co tylko wpadnie w łapy i  ma wymalowanego mikołaja na opakowaniu. Nieważne, że przepłacają, nieważne, że większość rzeczy jest krańcowo niepotrzebna i nieprzydatna, nieważne, że w porfelu pustki, a czasem nawet jakiś kredyt straszy kolejną ratą, ważne by był karp, by dwa dni się obżerać i choć na chwilkę zapomnieć o codzienności, szarzyźnie i poczuć odrobinę klimatu świątecznego. Taka już jest mentalność większości ludzi i mocno się pilnujemy, by nie wpaść w ową świąteczną pułapkę, w ową gonitwę i szaleństwo.W szarość codzienności i szarzyznę zwykłego dnia przerywane kilkoma świątecznymi dniami w roku. Bo przecież tak niewiele potrzeba by każdy kolejny wspólny dzień był świętem, radością i pamięcią, że ważni są najbliżsi, że jest coś takiego jak miłość i frajda z kolejnej wspólnej chwili....
   Na koniec dzisiejszego wpisu dla wszystkich, którzy dali się wciągnąć w świąteczne wariactwo zamieszczam filmik o tematyce bardzo świątecznej pokazujący, co tak naprawdę czasami może kryć się pod płaszczykiem tradycyjnych świąt. Może ktoś wyhamuje i choć trochę pomyśli, o co tak naprawdę chodzi w owym świątecznym czasie. Dobrego oglądania :


środa, 11 grudnia 2013

gonitwę czas zacząć.....

   Do tradycyjnych zimowych świąt jest coraz bliżej i mocno wyczuwalna stała się coroczna przedświąteczna atmosfera. Zwłaszcza w sklepach i wszelkich większych skupiskach ludzkich, gdzie ostatnio wręcz trzeba wykazywać się konkretną odpornością, by nie zarazić się totalnym szaleństwem zakupów skutecznie podsycaną przez sklepy chcące wcisnąć nam każdy możliwy chłam i skutecznie wyczyścić nasze kieszenie. To grudniowa normalność i tak po prostu jest - z jednej strony sklepy czyszczące magazyny z zalegającego towaru, zaś z drugiej tłumy ludzi często zagubionych, nie wiedzących czego tak naprawdę chcą i starających się wypełnić pustkę codzienności kolorowymi bibelotami.
   My także wpadliśmy nieco w to szaleństwo, jednak skutecznie jak na razie bronimy się przed totalnym wariactwem mając z góry ułożony plan działania, listę prezentów, zachcianek i tego wszystkiego, co pozwala w jakiś sensowny sposób zacząć przygotowania do gwiazdki. Oczywiście nie może obejść się bez tradycyjnych świątecznych pierników i melodii, naszych domowych reniferów, gwiazdek, lampek i tych wszystkich drobiazgów sprawiających, że mijające coraz krótsze szare dni zyskują nieco blasku, a w sercu rośnie jakaś taka niecierpliwość. Fajny czas którego nie dają rady rozwalić bezmyślne tłumy w sklepach, radni PiSu meldujący, że "święty Mikołaj nie istnieje", drożyzna i szaro bura pogoda....Wszak mamy siebie, przygotowania idą pełną parą, a święta już za pasem......

poniedziałek, 9 grudnia 2013

LIMO zaliczone

   Ten nieco przewrotny tytuł może sugerować udział w jakiejś większej awanturze w wyniku której pod okiem pojawić się może rzeczone limo. Niestety nic z tych rzeczy, Limo bowiem to nazwa jednego z najlepszych w tym kraju kabaretów na który wybraliśmy się w miniony weekend. "Boków" nie zerwaliśmy, a kabaret pomimo świetnych pomysłów nieco zalatywał kolejnym odcinkiem "dzięki Bogu już weekend" - czyli telewizyjnym tasiemcem zazwyczaj usypiającym nas w piątkowe wieczory.



   Popeliny jednak nie było i bawiliśmy się całkiem fajnie w czym kapitalna zasługa Abelarda Gizy wyśmienicie potrafiącego wykorzystać wszelkie przypadłości Torunia - otwarcie mostu "do ronda", religijne radio toruńskie i miejscowa drużynę motorową, która nawet nie wyjechała na tor podczas meczu o mistrzostwo i inne podobne "kwiatki" sprawiły, że chichrać się można było konkretnie, zaś klaskać było komu.....

Limo już za nami i czekamy na kolejnych gigantów sceny humoru, naszych ulubieńców z Neonówki....

czwartek, 5 grudnia 2013

nowy most dla Torunia finiszuje

   Za kilka dni będzie można przejechać nowym mostem w Toruniu. Niby nic takiego, most przez rzekę docelowo mający nieco odkorkować miasto i ułatwić życie ludziom, zwykła sprawa w cywilizowanym świecie, jednak gdy się weźmie polską mentalność, bałaganiarstwo i umiłowanie prowizorek to dosyć sprawną budowę i rychłe otwarcie największego mostu łukowego w tym kraju należy uznać za spory sukces. Między innymi  z tego powodu przez ostatnie lata budowa owej przeprawy była celem niejednego lotu i niejednego zdjęcia. Poniżej kilka z nich, by przypomnieć jak owa budowa przebiegała.....









wtorek, 3 grudnia 2013

Toruń po raz kolejny....

   Jesienne dni są coraz krótsze, z pogodą też krucho ostatnio, a o wolnym czasie nawet nie wspominam. Z tych powodów każdą możliwą chwilę najlepiej wykorzystać na latanie, łapać doświadczenie, robić nalot i odpoczywać ile się tylko da od codziennej szarości dnia powszedniego. 
   Często zdarza się, że pogoda koliduje z pracą, urlopu nie ma i pozostaje jedynie jakieś krótkie śmiganie po robocie. Jednak takie latanie też ma swoje zalety. Gdy wielu znajomych nie ma nawet tego, można nacieszyć się lataniem i tym wszystkim, co przynosi bycie "tam, w niebie". Oczywiście, by maksymalnie wykorzystywać pogodę i czas nie wchodzą w grę jakieś dalsze startowiska. Tak też było z wczorajszym lataniem. Po raz kolejny niebo nad Toruniem okazało się wielce przyjazne i choć nieco dmuchało, dało radę całkiem fajnie polatać...


czwartek, 28 listopada 2013

GLS w akcji....

   Firmy kurierskie w naszych czasach to konieczność. Szybkość dostawy, oszczędność czasu i towar podstawiony pod sam nos. Niestety niektórzy kurierzy potrafią dać ciała po całości i sprawić, że włosy same siwieją.  Ale do rzeczy - krótko i rzeczowo o ostatniej przesyłce wiezionej przez jednego z "gigantów" tej branży - firmę kurierską GLS, która pokazała, że kurierem nie zawsze jest "szybko, sprawnie i wygodnie" :

- internetowy zakup i wysyłka z Bremy 21 listopada, info o możliwości śledzenia przesyłki
- następnego dnia paczka na granicy i w centrum logistycznym Polska Komorniki
- kolejne trzy dni to transport do centrum regionalnego Polska Lochowo 
- pierwsza nieudana próba doręczenia w dniu 25 listopada, czyli w cztery dni od wysyłki (całkiem nieźle, dzwonią do mnie z pracy, rozmowa z kurierem, ustalamy, że przyjedzie nazajutrz)
- czekam, czekam i.....czekam do wieczora, a paczki "ani widu, ani słychu" , wieczorem okazuje się, że kurier w jakiś niewyobrażalny sposób się pojawił po 16stej, że uzgodnił termin i że tak wyczekiwana paczka wróciła do filii w Lochowie. Ja Go nie widziałem, w firmie też nie, duch jakiś czy jak.....


- kolejnego dnia (27 listopada, SZEŚĆ dni od wysyłki) poranny telefon do GLS i mailowa reklamacja w celu uzyskania jakiejś rzeczowej informacji. W kilka godzin zdobywam numer do gościa wiozącego moją paczkę. Dzwonię, ustalamy godzinę i wreszcie coś wiadomo.
- kurier ostatecznie przyjeżdża prawie idealnie w umówionym czasie, paczka w końcu JEST. Chwilkę rozmawiamy, pytam o dzień poprzedni, gdy się nie pojawił choć powinien. Gościu przyznaje, że był ok. 17 i nawet nie zajrzał pod wskazany adres, śpiesząc się i zakładając, że nikt nie będzie czekał, zaś wpis w "śledzeniu przesyłki" okazuje się bujdą na resorach.

   Podsumowując, niektórzy kurierzy mają długi ogon i w natłoku spraw nawet nie sprawdzą, czy ktoś czeka, olewając klienta i jego czas. I jakoś tak się pechowo zdarzyło, że tylko z kurierami GLSu miałem takie dziwaczne przeboje (jakiś czas temu kurier paczkę adresowaną na nasz adres domowy zostawił pod innym adresem człowieka o tym samym nazwisku, innym razem paczka trafiła do sąsiadów bez naszej wiedzy i zgody). Ostatecznie, choć długo, to jednak paczkę dostałem, inaczej musiałbym dymać samemu i odbierać ją w filii, ale czy o to chodzi w przesyłkach kurierskich ?

wtorek, 26 listopada 2013

Hiszpańscy mistrzowie....

Poniżej krótki filmik z Mistrzostw Hiszpanii PPG 2013. Tradycyjnie dobrego oglądania, endżoj itd :


 Zaś dla chcących zgłębić temat szersze info TUTAJ

poniedziałek, 25 listopada 2013

Nucleon fajny jest....

   Jakoś tak ostatnio co bardziej zaopatrzeni w gotówkę koledzy inwestują w skrzydła. Przebojem naszych okolic stał się Nucleon WRC od Dudka. Nie dziwota, bo producent uznany, skrzydło dobre, świetnie wykonane, serwis właściwie pod nosem, a cena jak się dobrze pogada również niczego sobie. Jeden z takich nowych nabytków został oblatany w minioną sobotę przy konkretnym bananie na twarzy właściciela okraszonym szelestem nowości i kolorami nie splamionymi jeszcze żadnym lotem......






niedziela, 24 listopada 2013

sobota razy trzy.....

   Od kilku dni prognozy sobotnie wieszczyły możliwość całodziennego latania. Konkretny spręż i ogromne chęci zostały nieco ostudzone przez poranną mżawkę, jednak ostatecznie przetarło się na tyle, że można było poszaleć nieco nad Toruńskim lotniskiem, miastem i mostami.
   Na lotnisku meldujemy się przed południem po godzinnym oczekiwaniu na koniec "mżawy", jak określił warunki poranne jeden ze znajomków. Rozkładanie klamotów, krótkie zabawy z nowiutkim Nucleonem WRC Marka i idę w powietrze. Po dwudziestu minutach kręcenia się po najbliższej okolicy Marek też startuje na swoim nowym skrzydełku i kręcimy się razem kolejne minuty.



   W międzyczasie dotarł Tomek i też będzie latał. Fajno. Lądujemy i po kawie okraszonej słodyczami startujemy kolejno do drugiego lotu. Tym razem celem jest wycieczka wzdłuż Wisły podpatrzeć jak wygląda z powietrza nowy most drogowy na finiszu budowy.
   Lot z bocznym wiatrem pokazuje niewątpliwe zalety Nucleona WRC, na którym Marek pędzi niczym rasowa wyścigówka. Ja niestety z moim Buranem, całkowicie odpuszczonymi trymerami i nogami wciskającymi speeda najmocniej jak się tylko da przegrywam z kretesem. Do tego co chwilkę rzuca i mogę jedynie popatrzeć jak czerwony "nutek" majestatycznie się oddala. Widać różnicę prędkości i stabilności, a gdy się to skoreluje z Marka nalotem, to już w ogóle taki zestaw hula że hoho. Odpuszczam nasz mały wyścig, bo już na starcie przegrałem z kretesem.....





   W końcu docieramy nad most, kręcimy się nieco i powoli niespiesznie wracamy. Nieco kusi przelot "pod" ale odpuszczam, "przelecę" ten most innego dnia gdy warunki będą lepsze. Tomek gdzieś się zapodział, Marek pruje wzdłuż rzeki, a ja postanawiam nieco pohałasować nad Starówką. Liczę na to, że szkoląca się akurat tam Sylwia będzie miała chwilkę wolnego i choć w ten sposób pokażę, że jestem tuż obok, że myślę i wogóle. Prócz tego realizuję pomysł na kilka zdjęć jesiennego dżdżystego miasta.....





   Po jakimś czasie bateryjne serce aparatu melduje ostatnie tchnienia i zdycha, co popycha do odlotu w stronę lotniska. Lecę nawet dalej, mijając lotnisko by zapuścić się nad Stary Toruń. Trochę pierdzenia w tamtych rejonach i ostateczny powrót na EPTO. Tomek już na ziemi, Marek ląduje i po kilku "konwojerach" siadam i ja.
   Na lotnisko przyjechali kolejni piloci, chwilkę gadamy i po jakimś czasie startuję do kolejnego, trzeciego już lotu. Ostatecznie latamy we czterech, właściwie w pięciu, bo z lotniska "wychodzi" jeszcze motolotnia. Widać, nie tylko nam wpadło do głowy przemielić jesienne mgliste powietrze.
   Tym razem nigdzie nie lecimy i konkretną frajdę sprawia niskie latanie oraz jakieś tam wygibasy zależne od umiejętności i sprzętu. Balcerek na czarnym Nucleonie (kolejny latający WRC tego dnia)  pokazuje ile można wycisnąć z tego glajta gdy podczepi się pod niego wprawiony i doświadczony pilot. A lata faaaajnie. Próbuję trochę latać za Nim, ale widać wyraźnie, że Buran to inna bajka, Solówka też nie rączy koń wyścigowy, a moje umiejętności jeszcze trzeba nieco doszlifować. W ostatecznym rozrachunku mega frajda i super zabawa, czysty "fly for fun" i latanie dla samej radości latania, skręcania i zaganiania ździebeł trawy nogami z uśmiechem od ucha do ucha.
   Lądujemy po kolei około trzeciej gdy niebo zaczyna powoli ciemnieć. Taki urok jesiennych dżdżystych dni, szarych, wilgotnych, jednak pozwalających na nieco latania o ile tylko da się wstrzelić w warunki...A jak można latać cały dzień to już w ogóle radocha konkretna...

niedziela, 17 listopada 2013

Toruń na jesiennie....

   Mamy pełnię jesieni i choć wielu w tym okresie pakuje sprzęt do szafy, opija zakończenie sezonu i czeka cierpliwie do wiosny, w naszych stronach lata się w najlepsze każdego możliwego pogodowo dnia. Wiadomo, że krócej, mniej i bliżej. Jednak się lata i to cieszy, ładuje akumulator i sprawia, że beznadziejnie szara pora roku zyskuje nieco uroku.
   Nie inaczej było w ostatni piątek. Najpierw praca, a po tym przykrym obowiązku wypad na łąkę i dobra godzinka nad miastem. Warunki nieciekawe, ale nie beznadziejne. Niskie chmury, wilgotność prawie pełna, temperatura nieco powyżej zera i totalny brak wiatru z drobnymi podmuchami z kierunków różnistych. Trzy razy zmieniany kierunek startu, dwa razy zmiana miejsca, jednak ostatecznie wszystko wyszło cacy. Z lekkim wahadłem klucząc pomiędzy króliczymi norkami wystartowałem na tyle dobrze, by nie było się czego czepnąć.
   Toruń jak zawsze z góry wygląda ciekawie. Gotyk na dotyk, masa rozkopanych ulic, kilka dziur w ziemi i korki właściwie na wszystkich głównych przelotówkach. Standard piątkowy.
   Lotnisko śpi, nikt nie lata więc można do woli hasać nad Starówką, Wisłą i właściwie całym miastem. Jedyne ograniczenie to aktywny poligon na południe od miasta, ale to właściwie norma w tych stronach. Wojskowi przelecieli mi kilka razy nad głową jeszcze przed startem, więc oczy dookoła głowy, bo kto wie czy czasami jakiemuś radosnemu pilotowi nie wpadnie do głowy jakiś pomysł wyskoczenia nad miasto. Nikt się jednak nie pojawił i toruńskie niebo miałem dla siebie.







   Po niecałej godzinie wylądowałem ze zmarzniętymi łapkami. Dała znać o sobie wilgoć i najwyższa pora na wymianę rękawiczek "przejściowych". Na łące niespodzianka  - przyjechał Błażej z rodzinką. Fajnie, bo od dłuższego czasu nasze kontakty ograniczone są do rozmów telefonicznych, zaś taki luksus, jak osobiste spotkanie to rzadkość. Tradycyjne pogaduchy o lataniu, kilku innych rzeczach i pakowanie klamotów. Oczywiście z konkretnym bananem na gębie, bo tak fajne udane loty ostatnio nie zdarzają się zbyt często.....

wtorek, 12 listopada 2013

pisania nie ma, jesień jest....

   Od ostatniego wpisu minęło sporo czasu. Tak bywa, gdy brak pogody, gdy pisać właściwie się nie chce, gdy nie ma specjalnie o czym i gdy jesień pokazuje się z najgorszej strony. Taki lajf i taka rzeczywistość. Trochę różnych spraw za nami, trochę różnych rzeczy się działo, ale blog nie jest przestrzenią adekwatną dla takich pierdoł. No bo chyba nie ma sensu pisać o pracy, bolącym zębie czy bliższych i dalszych wyjazdach niekoniecznie zależnych od nas. Do tego jeszcze o braku weny i jesiennej szarości, bylejakości i pogodowej nędzy.....

wtorek, 5 listopada 2013

Vario no.9 dotarło...

   Najnowszy numer Vario przeżył pocztową tułaczkę i ostatecznie wylądował w skrzynce. Pocztowcy tym razem wykazali się nadaktywnością i skutecznie rozwalili kopertę (swoją drogą byle jaką naprawdę nędznej jakości przy której odpad z fabryki papieru to szczyt marzeń, wiec trochę im się nie dziwię, też mnie ta "szmata" wk...a), jednak Vario nr.9 nadal nadaje się do czytania, oglądania i dalszego miętolenia.

    Co w środku ? Właściwie nic nowego i zaskakującego
- standardowa masa reklam jawnych i utajnionych, sporo fajnych zdjęć, kilka ciekawych artykułów, porad, wywiadów oraz tradycyjny, błyskotliwy felieton Uriuka na koniec. Po prostu kolorowe, zmyślne pisemko dla paralotniarzy wszelkiej maści. Akuratne, by wypełnić jesienną, wieczorną godzinkę z deszczem i wiatrem za oknem, gdyż tyle wystarczy by przerobić wszystkie zamieszczone teksty. BTW, polecam i czekam już na następny numer.......

środa, 30 października 2013

latające przedszkolaki....

   Dziś rano obejrzałem filmik przez który morda mi się śmieje głupio i jakoś tak humor jest kosmicznie odległy od jesiennego przygnębienia, walki z sennością, coraz krótszymi dniami i rzadszym lataniem. Filmik świetnie zmontowany, z idealnie dopasowaną muzyką i pozwalający przypomnieć sobie, że każdy ma w sobie trochę dzieciaka, że dzieciństwo bywa całkiem przyjemne i że niektórzy piloci robią fantastyczne rzeczy. Dobrego oglądania :


piątek, 25 października 2013

grypowo, bez latania....

   Od kilku dni toczona walka z jesiennymi początkami grypy akurat dziś osiągnęła apogeum. Niby rano było dobrze, na tyle że nawet zapakowałem sprzęt do samochodu, jednak w miarę upływu dnia grypa zweryfikowała nieco plany.  Głowa coraz bardziej ciąży, a pulsująca w żyłach krew chce wywalić jakąś dodatkową dziurę w sercu. Do tego zimne poty, bolące stawy i ogólnie nieciekawe nastawienie do życia.
   Jakoś jednak trzeba żyć, zaś polopiryna działa cuda pozwalając jakoś normalnie funkcjonować i spędzić na łące trochę czasu, akurat tyle, by w obliczu rezygnacji z latania nacieszyć oczy widokiem latających kolegów. No bo fajne z nich chłopaki i świetni kumple, a widok paralotni i jesiennego nieba wygląda w tym zagrypionym dniu bardzo krzepiąco...