czwartek, 28 listopada 2013

GLS w akcji....

   Firmy kurierskie w naszych czasach to konieczność. Szybkość dostawy, oszczędność czasu i towar podstawiony pod sam nos. Niestety niektórzy kurierzy potrafią dać ciała po całości i sprawić, że włosy same siwieją.  Ale do rzeczy - krótko i rzeczowo o ostatniej przesyłce wiezionej przez jednego z "gigantów" tej branży - firmę kurierską GLS, która pokazała, że kurierem nie zawsze jest "szybko, sprawnie i wygodnie" :

- internetowy zakup i wysyłka z Bremy 21 listopada, info o możliwości śledzenia przesyłki
- następnego dnia paczka na granicy i w centrum logistycznym Polska Komorniki
- kolejne trzy dni to transport do centrum regionalnego Polska Lochowo 
- pierwsza nieudana próba doręczenia w dniu 25 listopada, czyli w cztery dni od wysyłki (całkiem nieźle, dzwonią do mnie z pracy, rozmowa z kurierem, ustalamy, że przyjedzie nazajutrz)
- czekam, czekam i.....czekam do wieczora, a paczki "ani widu, ani słychu" , wieczorem okazuje się, że kurier w jakiś niewyobrażalny sposób się pojawił po 16stej, że uzgodnił termin i że tak wyczekiwana paczka wróciła do filii w Lochowie. Ja Go nie widziałem, w firmie też nie, duch jakiś czy jak.....


- kolejnego dnia (27 listopada, SZEŚĆ dni od wysyłki) poranny telefon do GLS i mailowa reklamacja w celu uzyskania jakiejś rzeczowej informacji. W kilka godzin zdobywam numer do gościa wiozącego moją paczkę. Dzwonię, ustalamy godzinę i wreszcie coś wiadomo.
- kurier ostatecznie przyjeżdża prawie idealnie w umówionym czasie, paczka w końcu JEST. Chwilkę rozmawiamy, pytam o dzień poprzedni, gdy się nie pojawił choć powinien. Gościu przyznaje, że był ok. 17 i nawet nie zajrzał pod wskazany adres, śpiesząc się i zakładając, że nikt nie będzie czekał, zaś wpis w "śledzeniu przesyłki" okazuje się bujdą na resorach.

   Podsumowując, niektórzy kurierzy mają długi ogon i w natłoku spraw nawet nie sprawdzą, czy ktoś czeka, olewając klienta i jego czas. I jakoś tak się pechowo zdarzyło, że tylko z kurierami GLSu miałem takie dziwaczne przeboje (jakiś czas temu kurier paczkę adresowaną na nasz adres domowy zostawił pod innym adresem człowieka o tym samym nazwisku, innym razem paczka trafiła do sąsiadów bez naszej wiedzy i zgody). Ostatecznie, choć długo, to jednak paczkę dostałem, inaczej musiałbym dymać samemu i odbierać ją w filii, ale czy o to chodzi w przesyłkach kurierskich ?

wtorek, 26 listopada 2013

Hiszpańscy mistrzowie....

Poniżej krótki filmik z Mistrzostw Hiszpanii PPG 2013. Tradycyjnie dobrego oglądania, endżoj itd :


 Zaś dla chcących zgłębić temat szersze info TUTAJ

poniedziałek, 25 listopada 2013

Nucleon fajny jest....

   Jakoś tak ostatnio co bardziej zaopatrzeni w gotówkę koledzy inwestują w skrzydła. Przebojem naszych okolic stał się Nucleon WRC od Dudka. Nie dziwota, bo producent uznany, skrzydło dobre, świetnie wykonane, serwis właściwie pod nosem, a cena jak się dobrze pogada również niczego sobie. Jeden z takich nowych nabytków został oblatany w minioną sobotę przy konkretnym bananie na twarzy właściciela okraszonym szelestem nowości i kolorami nie splamionymi jeszcze żadnym lotem......






niedziela, 24 listopada 2013

sobota razy trzy.....

   Od kilku dni prognozy sobotnie wieszczyły możliwość całodziennego latania. Konkretny spręż i ogromne chęci zostały nieco ostudzone przez poranną mżawkę, jednak ostatecznie przetarło się na tyle, że można było poszaleć nieco nad Toruńskim lotniskiem, miastem i mostami.
   Na lotnisku meldujemy się przed południem po godzinnym oczekiwaniu na koniec "mżawy", jak określił warunki poranne jeden ze znajomków. Rozkładanie klamotów, krótkie zabawy z nowiutkim Nucleonem WRC Marka i idę w powietrze. Po dwudziestu minutach kręcenia się po najbliższej okolicy Marek też startuje na swoim nowym skrzydełku i kręcimy się razem kolejne minuty.



   W międzyczasie dotarł Tomek i też będzie latał. Fajno. Lądujemy i po kawie okraszonej słodyczami startujemy kolejno do drugiego lotu. Tym razem celem jest wycieczka wzdłuż Wisły podpatrzeć jak wygląda z powietrza nowy most drogowy na finiszu budowy.
   Lot z bocznym wiatrem pokazuje niewątpliwe zalety Nucleona WRC, na którym Marek pędzi niczym rasowa wyścigówka. Ja niestety z moim Buranem, całkowicie odpuszczonymi trymerami i nogami wciskającymi speeda najmocniej jak się tylko da przegrywam z kretesem. Do tego co chwilkę rzuca i mogę jedynie popatrzeć jak czerwony "nutek" majestatycznie się oddala. Widać różnicę prędkości i stabilności, a gdy się to skoreluje z Marka nalotem, to już w ogóle taki zestaw hula że hoho. Odpuszczam nasz mały wyścig, bo już na starcie przegrałem z kretesem.....





   W końcu docieramy nad most, kręcimy się nieco i powoli niespiesznie wracamy. Nieco kusi przelot "pod" ale odpuszczam, "przelecę" ten most innego dnia gdy warunki będą lepsze. Tomek gdzieś się zapodział, Marek pruje wzdłuż rzeki, a ja postanawiam nieco pohałasować nad Starówką. Liczę na to, że szkoląca się akurat tam Sylwia będzie miała chwilkę wolnego i choć w ten sposób pokażę, że jestem tuż obok, że myślę i wogóle. Prócz tego realizuję pomysł na kilka zdjęć jesiennego dżdżystego miasta.....





   Po jakimś czasie bateryjne serce aparatu melduje ostatnie tchnienia i zdycha, co popycha do odlotu w stronę lotniska. Lecę nawet dalej, mijając lotnisko by zapuścić się nad Stary Toruń. Trochę pierdzenia w tamtych rejonach i ostateczny powrót na EPTO. Tomek już na ziemi, Marek ląduje i po kilku "konwojerach" siadam i ja.
   Na lotnisko przyjechali kolejni piloci, chwilkę gadamy i po jakimś czasie startuję do kolejnego, trzeciego już lotu. Ostatecznie latamy we czterech, właściwie w pięciu, bo z lotniska "wychodzi" jeszcze motolotnia. Widać, nie tylko nam wpadło do głowy przemielić jesienne mgliste powietrze.
   Tym razem nigdzie nie lecimy i konkretną frajdę sprawia niskie latanie oraz jakieś tam wygibasy zależne od umiejętności i sprzętu. Balcerek na czarnym Nucleonie (kolejny latający WRC tego dnia)  pokazuje ile można wycisnąć z tego glajta gdy podczepi się pod niego wprawiony i doświadczony pilot. A lata faaaajnie. Próbuję trochę latać za Nim, ale widać wyraźnie, że Buran to inna bajka, Solówka też nie rączy koń wyścigowy, a moje umiejętności jeszcze trzeba nieco doszlifować. W ostatecznym rozrachunku mega frajda i super zabawa, czysty "fly for fun" i latanie dla samej radości latania, skręcania i zaganiania ździebeł trawy nogami z uśmiechem od ucha do ucha.
   Lądujemy po kolei około trzeciej gdy niebo zaczyna powoli ciemnieć. Taki urok jesiennych dżdżystych dni, szarych, wilgotnych, jednak pozwalających na nieco latania o ile tylko da się wstrzelić w warunki...A jak można latać cały dzień to już w ogóle radocha konkretna...

niedziela, 17 listopada 2013

Toruń na jesiennie....

   Mamy pełnię jesieni i choć wielu w tym okresie pakuje sprzęt do szafy, opija zakończenie sezonu i czeka cierpliwie do wiosny, w naszych stronach lata się w najlepsze każdego możliwego pogodowo dnia. Wiadomo, że krócej, mniej i bliżej. Jednak się lata i to cieszy, ładuje akumulator i sprawia, że beznadziejnie szara pora roku zyskuje nieco uroku.
   Nie inaczej było w ostatni piątek. Najpierw praca, a po tym przykrym obowiązku wypad na łąkę i dobra godzinka nad miastem. Warunki nieciekawe, ale nie beznadziejne. Niskie chmury, wilgotność prawie pełna, temperatura nieco powyżej zera i totalny brak wiatru z drobnymi podmuchami z kierunków różnistych. Trzy razy zmieniany kierunek startu, dwa razy zmiana miejsca, jednak ostatecznie wszystko wyszło cacy. Z lekkim wahadłem klucząc pomiędzy króliczymi norkami wystartowałem na tyle dobrze, by nie było się czego czepnąć.
   Toruń jak zawsze z góry wygląda ciekawie. Gotyk na dotyk, masa rozkopanych ulic, kilka dziur w ziemi i korki właściwie na wszystkich głównych przelotówkach. Standard piątkowy.
   Lotnisko śpi, nikt nie lata więc można do woli hasać nad Starówką, Wisłą i właściwie całym miastem. Jedyne ograniczenie to aktywny poligon na południe od miasta, ale to właściwie norma w tych stronach. Wojskowi przelecieli mi kilka razy nad głową jeszcze przed startem, więc oczy dookoła głowy, bo kto wie czy czasami jakiemuś radosnemu pilotowi nie wpadnie do głowy jakiś pomysł wyskoczenia nad miasto. Nikt się jednak nie pojawił i toruńskie niebo miałem dla siebie.







   Po niecałej godzinie wylądowałem ze zmarzniętymi łapkami. Dała znać o sobie wilgoć i najwyższa pora na wymianę rękawiczek "przejściowych". Na łące niespodzianka  - przyjechał Błażej z rodzinką. Fajnie, bo od dłuższego czasu nasze kontakty ograniczone są do rozmów telefonicznych, zaś taki luksus, jak osobiste spotkanie to rzadkość. Tradycyjne pogaduchy o lataniu, kilku innych rzeczach i pakowanie klamotów. Oczywiście z konkretnym bananem na gębie, bo tak fajne udane loty ostatnio nie zdarzają się zbyt często.....

wtorek, 12 listopada 2013

pisania nie ma, jesień jest....

   Od ostatniego wpisu minęło sporo czasu. Tak bywa, gdy brak pogody, gdy pisać właściwie się nie chce, gdy nie ma specjalnie o czym i gdy jesień pokazuje się z najgorszej strony. Taki lajf i taka rzeczywistość. Trochę różnych spraw za nami, trochę różnych rzeczy się działo, ale blog nie jest przestrzenią adekwatną dla takich pierdoł. No bo chyba nie ma sensu pisać o pracy, bolącym zębie czy bliższych i dalszych wyjazdach niekoniecznie zależnych od nas. Do tego jeszcze o braku weny i jesiennej szarości, bylejakości i pogodowej nędzy.....

wtorek, 5 listopada 2013

Vario no.9 dotarło...

   Najnowszy numer Vario przeżył pocztową tułaczkę i ostatecznie wylądował w skrzynce. Pocztowcy tym razem wykazali się nadaktywnością i skutecznie rozwalili kopertę (swoją drogą byle jaką naprawdę nędznej jakości przy której odpad z fabryki papieru to szczyt marzeń, wiec trochę im się nie dziwię, też mnie ta "szmata" wk...a), jednak Vario nr.9 nadal nadaje się do czytania, oglądania i dalszego miętolenia.

    Co w środku ? Właściwie nic nowego i zaskakującego
- standardowa masa reklam jawnych i utajnionych, sporo fajnych zdjęć, kilka ciekawych artykułów, porad, wywiadów oraz tradycyjny, błyskotliwy felieton Uriuka na koniec. Po prostu kolorowe, zmyślne pisemko dla paralotniarzy wszelkiej maści. Akuratne, by wypełnić jesienną, wieczorną godzinkę z deszczem i wiatrem za oknem, gdyż tyle wystarczy by przerobić wszystkie zamieszczone teksty. BTW, polecam i czekam już na następny numer.......