piątek, 28 lutego 2014

air one daje radę :)

   Jakiś czas temu wypadło polatać w towarzystwie początkującego kolegi śmigającego na trajce AirOne. Normalka - jak się lata w różnych miejscach, z różnymi ludźmi to widzi się różne rzeczy i różnych pilotów - tych, od których należy się uczyć, i tych, którzy dopiero wchodzą w ten nasz mały paralotniowy światek.
   Kolega z którym wypadło latać owego dnia właściwie od samego początku lata na lekkiej składanej trajce AirOne. Trochę poćwiczył, trochę pojeździł to różnych wertepach i gdy już chwycił o co biega zaczął latać samodzielnie.
   Jednego z pierwszych startów byłem świadkiem i muszę przyznać jestem pod wrażeniem tego, jak zachowała się owa zbieranina rurek połączonych z kołami podczas przydzwonienia z dosyć dużego wahadła.
   Początek w miarę dobry, nieco krzywo wstało skrzydło, lekki rotor na starcie i pilot nieco zbyt nerwowo pracując sterówkami wytworzył piękne klasyczne wahadło. Ostatecznie poleciał i po kilku metrach przywalił najpierw jedną, potem drugą stroną wózka. Śmigło poszło w diabły rozsypując drzazgami kilka metrów wokół, oplot kosza też się rozleciał i było pozamiatane. Skrzydło opadło z przodu i wiadomo było, że z latania nici. Wszystko razem trwało chwilkę i generalnie prócz śmigła i oplotu strat nie było.
   Samej trajce nic się nie stało, nic się nie wgięło, nic nie odkształciło i co najważniejsze pilot owego dzwona przeżył bez najmniejszego uszczerbku. Koła i konstrukcja AirOne zadziałały dokładnie tak jak powinny - zamortyzowały uderzenie z obydwu kolejnych boków. Nie pogięły się koła, nie pogieły żadne rurki, nie puścił żaden spaw i żadna śruba nie została ścięta. Trajka AirOne dała radę. Po prostu....

wtorek, 25 lutego 2014

komu paralotniowa kasa z 1% podatku za 2013 ?

   Luty powoli się kończy więc jesteśmy na półmetku okresu, w którym każdy rozlicza sprawy podatkowe za miniony rok. Jak zwykle pojawia się odwieczny problem komu mądrze przekazać 1% podatku, tak by owa kasa została zainwestowana kosmicznie lepiej niż zaplanują budżetowi spece z rządu ładując w jakieś dziwaczne pomysły. Jest kilka sensownych możliwości do których namawiam, bo najzwyczajniej warto świadomie wydać nasze podatki :
- Aeroklub Polski (szczegółowo określamy dla kogo, np Polska Kadra PPG, określony zawodnik itd, KRS 0000 122 672, dokładne info TUTAJ)
- Fundusz Wspierania Rehabilitacji Paralotniarzy (Gdyńskie Stowarzyszenie Paralotniarzy "Glide Club Gdynia, KRS 0000 155 678dokładne info TUTAJ
- zbiórka na rehabilitację Łukasza Nowakowskiego z Mazur, o którym pisałem w minionych latach (dla Łukasza Huberta Nowakowskiego, KRS 0000 272 272, dokładne info TUTAJ)
- rehabilitacja i zakup protezy ręki dla Rafała Pasińskiego, który wiosną minionego roku wleciał w druty w efekcie czego stracił lewą dłoń (Pasiński, nr 2476, KRS 0000 270 809, dokładne info TUTAJ)
- Schronisko dla bezdomnych zwierząt w Toruniu ("dla schroniska dla zwierząt, KRS 0000 028 517, dokładne info TUTAJ)

To zaledwie kilka możliwości, jednak mam nadzieję, że niezdecydowani na coś się w końcu zdecydują i będą mieli realny wpływ na dysponowanie swoimi pieniędzmi. Oczywiście możliwości jest więcej i niewykluczone, że powyższa lista będzie się powiększać. Tyle na dziś.

poniedziałek, 24 lutego 2014

niedzielna powtórka....

   Choć niedzielny poranek wypadło spędzić w pracy, to popołudniowa aura nie pozostawiła żadnych wątpliwości w temacie spędzania wolnego czasu. W kilku słowach powtórka z soboty - to samo miejsce, to samo towarzystwo i tak samo udane latanie. Tym razem z mniejszą ilością wygłupów nad łąką i zdecydowanie większą ilością przelecianych kilometrów. Pogoda jak drut, termiki właściwie żadnej i warunki takie, że najzwyczajniej nie chciało się lądować. W powietrzu spokój, w słuchawkach wciąż kogoś słychać co oznacza, że okoliczni piloci wybudzają się z zimowego snu i również korzystają z niedzielnego popołudniowego latania. Niebo właściwie bezchmurne, ziemia opromieniona i gdyby nie lód obecny w różnych stawach czy jeziorach można by pomyśleć że to już kwiecień albo inny maj. Ogólnie cacy latanie, co chyba znalazło odbicie w kilku zdjęciach, które wrzucam poniżej :






niedziela, 23 lutego 2014

wiosenna terma już jest...

   Od kilku dni wiadomo było, że nadchodzący weekend będzie można zaliczyć do tych mega, super, hiper i co tam jeszcze ślina na język przyniesie.
   Wczorajszy dzień to pierwsze w pełni udane wiosenne termiczne latanie ze stabilnymi kominami po 2, 3,a niekiedy nawet 4 metry. Do tego piękne słońce, wiaterek idealny do alpejki i kolejne godziny w dzienniku pilota.
   Pierwszy start krótko po czternastej i dobre pół godziny wykręcania przechodzących kominów. Buran spisywał się jak zawsze wyśmienicie i pozwalał na wznoszenie bez żadnych kłopotów. Po prostu nie przeszkadza i gdy tylko trafi na kogoś, kto nie obawia się nieco termicznych warunków swoją nośnością i bezpieczeństwem pozwala na całkiem fajną zabawę z powietrzem pracującym aż miło. Takie przyjemne wiosenne warunki, gdy słońce świeci coraz mocniej, temperatura nie jest już arktyczna i czuć w kościach wyraźny odwrót zimy.


 
   Lądowanie po godzince zabawy nad łąką bez żadnych problemów i właściwie po chwili, nawet bez wypinania się kolejny start. Trochę kręcenia nad łąką w oczekiwaniu na znajomego z którym tego dnia mieliśmy razem gdzieś dalej śmignąć.


   Ostatecznie na wycieczkę poleciałem sam w kierunku Chełmży. Z wiatrem doleciałem "ino myk", trochę pohałasowałem nad miastem i na speedzie wróciłem nad łąkę. Pod wiatr nie było tak kolorowo, ale od czego ma się bele pod nogami ? Choć się wlokłem to jednak speed pozwolił lecieć, a nie balonować jak zapewne byłoby, gdybym owego cudownego wynalazku nie posiadał.






   Nad łąkę wróciłem po dobrej godzinie, lądowanie, pogaduchy i pakowanie klamotów. Tomek podczas mojej nieobecności oblatał okolice, więc dzionek był udany do kwadratu...

poniedziałek, 17 lutego 2014

się lata, więc.....

....więc czasami coś się dzieje. Minął niemalże rok rok latania i na tłumiku pojawiło się drobne pęknięcie. Niestety już tak jest, że nie ma napędów bezawaryjnych i czasami coś tam trzeba poprawić, naprawić i wymienić. Nowa świeca, filtr i przewody paliwa, bebechy gaźnika czy nowy pasek to standard. Pękający tłumik to właściwie też coś, co ma prawo się zdarzyć. Nie ma się co czarować, drgania, nie zawsze idealnie dobrany materiał i ekstremalne warunki pracy wpływają na tłumik. Są takie co nie pękają w ogóle, i takie którym się to zdarzyć może. Wypadło na mnie i mój napęd.
   Nie było innej rady, trzeba było zdjąć, pstryknąć kilka zdjęć, pospawać i zmontować wszystko na powrót. W pewnym sensie dobrze, bo to najlepszy moment by gruntownie przyjrzeć się napędowi jako całości, wymienić profilaktycznie kilka uszczelek i innych rzeczy by zminimalizować ryzyko jakiejkolwiek awarii skutkującej lądowaniem w szczerym polu. Stara dobra zasada mówi, że jak się dba tak się ma. Ja wolę dbać i latać.....


niedziela, 16 lutego 2014

nieco lata.....

   Niby powinna być teraz pełnia zimy, jednak jak na luty jest zaskakująco ciepło. By się więc zrobiło jeszcze bardziej ciepło poniżej zamieszczam jeden z najlepszych filmików ostatnich dni. Akurat taki, by poczuć nieco letniego klimatu. Dobrego oglądania :

niedziela, 9 lutego 2014

tym razem u sąsiadów....

   Pogoda ostatnio dopisuje, urlop jest, więc latać można do woli. Kilka sobotnich telefonów zaowocowało chytrym planem na hałasowanie jedynie we dwóch bladym świtem "od sąsiadów" z Mikrolotu. Poranek wręcz wymarzony - stały wiatr 2-3 metry i lekko zmarznięta ziemia, dzięki czemu skrzydło za bardzo nie dostaje w kość. Niestety start wyszedł później niż było planowane - jedyny znajomy który miał tego dnia chęć wspólnie polatać wywrócił się przy starcie, uszkodził śmigło i oplot kosza. Szczęście w nieszczęściu, że nic więcej się nie stało. Tak jak latający swobodnie dzielą się na tych co przydzrzewili i jeszcze przydrzewią, tak napędziarzy można podzielić na tych co uszkodzili śmigło i jeszcze uszkodzą. No chyba, że siedzą w domu i pierdzą w stołek.
   Mój start bez większych perturbacji, jeśli nie liczyć nieco zmienionego kierunku. Odpaliłem, postawiłem, przygazowałem, kilka kroków i byłem w powietrzu. Znowu, wreszcie i w końcu. Krótkie kręcenie się po najbliższej okolicy i rura do Chełmży. Dotarłem jak na rączym koniu wyścigowym po kilku minutach. Nieco kręcenia nad domem i nieco zmarzniętym, szarym i zaspanym miastem.





   Powrót pod wiatr już dłuższy ale Buran spokojnie dawał radę. Speed oczywiście podpięty i dzięki niemu coś tam "do przodu" było. Nieco wygłupów na miejscu, nieco niskiego latania i lot dalej pod wiatr. Wyżej wyraźnie wieje i na 150 metrach prawie stoję w miejscu. Wobec tego półgodzinna wycieczka po okolicy tak akurat nad polami, których pełno dookoła.





   Lądowałem w półtorej godziny od startu ze świadomością, że warunki pozwalają na wiszenie ile tylko paliwa w baku. Wiatr wyraźnie słabł, poranne zamglenia się rozeszły i nawet nieśmiało wychodziło słońce. Cacy aura ;) . Potem oczywiście składanie klamotów i godzinna kawa w Mikrolocie gdzie akurat trwało szkolenie przyszłych pilotów z zakresu meteorologii. Warto było się przysłuchać, bo wiedzy nigdy za mało i zawsze warto coś tam utrwalić lub poznać na nowo.......