piątek, 25 września 2015

XI ADRENALINA NA PAŁUKACH

Nie ma sensu zbyt dużo pisać. Będzie się działo....Szczegóły poniżej :


czwartek, 24 września 2015

Święto Latawca na filmowo

Tym razem filmowe podsumowanie latawcowego święta. Dobrego oglądania :

środa, 23 września 2015

ParaSofa #1

   Pogaduchy o lataniu, czarna dmuchana sofa i zestaw pytań do Zbyszka Gotkiewicza czyli pierwsza odsłona ParaSofy....

wtorek, 22 września 2015

załapałem się na wywiad...

   Świeżo po drugim wczorajszym locie załapałem się na wywiad. Jak sobie przypomnę jakie uczucia mi towarzyszyło podczas gadania to mam nadzieję, że na filmiku jakoś to nie wyjdzie zbyt tragicznie...

poniedziałek, 21 września 2015

Święto Latawca 2015 za nami...

   Kilka godzin zastanawiałem się co powinno się napisać o wczorajszym dniu. Dużo się działo i było konkretnie pod każdym względem. Mętlik wspomnień i natłok przeżyć utrudniający napisać, ile się tego popołudnia działo. Było tego sporo, ale do rzeczy...
   Niedzielne prognozy dość marne, deszcz przetykany wiatrem. Latanie raczej w fazie marzeń. Do auta pakuje jedynie trajkę i napęd - robię jedynie wystawkę i nawet nie myślę o lataniu. W kilkanaście minut jestem na miejscu, gdzie właściwie jeszcze pustawo. Z paralotniarzy jestem pierwszy i chwile rozmawiam z jedną z organizatorek. Kilka minut później spada z nieba rzęsisty deszcz i powoli zaczynają zjeżdżać się znajomi. Co chwilę melduje się ktoś nowy i widać wiele dawno nie widzianych twarzy. Sami świetni piloci z rodzinami i sprzętem do latania. Fajna piknikowa atmosfera, żarty i pogaduchy o lataniu. Niebo też się przetarło i nawet niemrawo wychodziło słońce. Tylko wiatru jak na lekarstwo.
   Zostałem wytypowany do komisji mającej oceniać kilkanaście zgłoszonych do konkursu latawców. Faaaajnie, bo można zrobić coś dla innych, a jak się już w ogóle widzi frajdę w oczach dzieciaków, to w ogóle jakoś tak się lepiej robi. Oczywiście oceniamy, zagadujemy, dotykamy i sprawdzamy jak uczestnicy radzą sobie z puszczaniem swoich latawców. Zaskakujący jest bardzo wysoki poziom niektórych z nich, zwłaszcza, gdy się weźmie pod uwagę czasami naprawdę małe dzieciaki w roli twórców. Malowane, ozdabiane, sklejane i składane czasami w najbardziej zaskakujący sposób i właściwie o każdym z nich nie da się powiedzieć, by ktoś poszedł na łatwiznę. Rzecz jasna próby w locie większość z nich zalicza, bez wiatru, a jednak udaje się polecieć. W niecałe pół godziny mamy właściwie jednogłośną decyzję wynikającą z punktacji. Trzy najlepsze wybrane, reszta też świetna. Dyplomy i nagrody wędrują we właściwe dłonie...
   Tymczasem w powietrze idzie pierwsza paralotnia. Włącza mi się głód latania. Nieważne, że w sobotę się wylatałem do oporu, chce mi się w niebo. Po prostu. Już zazdroszczę temu co poleciał i ja też tak chcę.
    Jeden ze znajomych widzi co się dzieje i proponuje pożyczkę swojego Revo, nadliczbowy kask też ma, więc nie ma żadnego problemu. Tylko z paliwem krucho, ale na krótkie przewietrzenie powinno wystarczyć. Tylko się zdecydować. Właściwie wszystko mam, pogoda też jakimś dziwnym trafem się zrobiła do rzeczy więc nie ma co myśleć. Nakręcony jestem jak rzadko.
   Palę pierwszy start, ale to nic takiego. Na Revo nie latałem od kilku lat, a podszedłem do niego jak do Nucleona, w który już się nieźle wlatałem. Trzeba się przestawić i drugi start już bez problemu. W chwilę później coś mnie zawija i momentalnie wykręcam z dużą utratą wysokości. Nie wiem czy to jakiś podmuch, czy sam jestem winien jakieś atrakcji. Wyszedłem z tego i pruję dalej. W powietrzu co tam się pewnie czai i do warunków trzeba podchodzić z nieufnością. Później już bez problemów kręcę parę kręgów, wywalam cukierki i gapię się na dzieciaki pędzące niczym wyścigówki w stronę opadających spadochronów. Zaczyna lekko podwiewać. Gapię się też jak urzeczony na pięknie latających w szyku kolegów. Ech zgrani są i wychodzi im na piątkę.
   Ląduję może po kwadransie z lekkim poślizgiem i bocznym wiatrem. Jest nieźle. Paliwa jeszcze mam, więc zapada decyzja, by korzystać z możliwości i spędzić w powietrzu jeszcze chwilę. Otacza mnie chmara dzieciarni pytając, czy będę rzucał jeszcze cukierki, ale nie ma niestety już czego zrzucić i muszą biegać za innymi.
   W końcu lecę znów, tak jak poprzednio kilka kręgów, trochę hałasu i ląduję. Jeszcze chwila zabawy ze skrzydłem i gdy idę do samochodu z kalafiorem zaczyna wiać. Nie podwiewać, wiać konkretnie.
   Rozdzwaniają się telefony - Ci co byli w powietrzu po niezbyt przyjemnych atrakcjach lądowali w terenie przygodnym tuż pod Chełmżą. Po chwili pędzimy polnymi drogami po naszych rozbitków. Nikomu nic się nie stało, wszyscy cali i zdrowi. Tyle, że pogoda przypomniała o swojej sile. Gdy wracamy na wschodzie buduje się ogromne chmurzysko i już wiadomo, komu możemy zawdzięczać wiatr i atrakcje w powietrzu. W duchu cieszę się że nikomu nic się nie stało, ale nie dziwota, trafiło na świetnych pilotów z dużym doświadczeniem.
  W końcu wróciliśmy, impreza już się skończyła i cała nasza paralotniowa brać dostała zaproszenie na drobny poczęstunek. Tfu, co ja piszę za bzdury, to nie poczęstunek, a konkretna wyżerka w serdecznej i dobrej atmosferze. Cud miód i orzeszki. Grochówa, chleb ze smalcem, kiełbasy, kluchy ziemniaczane i ciasto jakiego nie powstydziłby się niejeden festiwal smaku lub inny piknik kulinarny. 
   Rozjechaliśmy się z ostatnimi promieniami słońca i przyszedł czas, by napisać kilka słów w podsumowaniu. Krótko pisząc było idealnie i widać było ogromne zaangażowanie organizatorów. To w dzisiejszych czasach rzadkość, by zrobić tak dobrze nakręconą cykliczną imprezę. Wszystko dopięte, przemyślane, dogadane i dograne. Na wszystko był czas i miejsce, było bezpiecznie, miło i sympatycznie. Zaangażowane w latawce dzieciaki i zadowoleni rodzice, bo to przecież o to tu chodzi. Do tego grupa ludzi mająca swoją wizję i robiąca coś dla innych z najlepszym możliwym skutkiem.
   Nas jako paralotniarzy koordynował Czesław i jak zawsze pomyślał o najdrobniejszych szczegółach. To standard, że gdy akurat ten człowiek coś współorganizuje, to po prostu wychodzi bez żadnej lipy. I chyba dzięki temu piloci dopisali tak licznie i pojawiła się tak fajna atmosfera łącząca ludzi pełnych pasji. 
   Krzywić się mogę jedynie na pogodę, jednak akurat na to nie można mieć wpływu, jest jaka jest i czasami musi nam przypominać, że bywa różnie. Pozwoliła jednak na więcej niż mówiły prognozy. 
   Niemniej dzieciaki puszczały latawce, lataliśmy my i było bardzo, bardzo fajnie....

złodziejstwo sie szerzy

   By nie pisać za dużo i nie wdawać w szczegóły - ludzie w naszym kraju nadal kradną na potęgę i najwidoczniej jakieś prawa autorskie, oznaczanie wszystkiego tagami, czy odpowiedzialność karna nie robią na nikim wrażenia. Wczoraj wpadł w oko jeden "lokalny działacz społeczny" który ściągnął z sieci jedno z naszych zdjęć i upiększył nim swój oficjalny profil na Twitterze. Niby nic takiego, zdjęcie niczego sobie, mi się też podoba, więc się właściwie nie dziwie. Szkoda tylko, że ów społeczny bojownik o sprawy lokalne olał sygnowanie zdjęcia zapisem "wszelkie prawa zastrzeżone", przyciął, by tego szczegółu nie było widać i beztrosko zamieścił, bez zadania sobie trudu chociażby zapytania nas o zgodę. Na coś takiego w kieszeni kosa sama się otwiera i dojrzewa chęć wytłumaczenia delikwentowi na migi, że w tym kraju po prostu nie może być lepiej, skoro różni tacy cwaniacy olewają jakiekolwiek normy. Trzeba było człowieka odnaleźć, zadzwonić i uświadomić, że niezbyt fajnie działa. Oczywiście sprzedał bajeczkę o swojej niewiedzy, ale czy można nie zauważyć napisu na zdjęciu o treści "wszelkie prawa zastrzeżone"?? Wspomniane zdjęcie już usunął, niestety niesmak pozostał.....

sobota, 19 września 2015

wypad do Inowrocławia...

   Od kilku dni byłem głodny latania. Dziś wreszcie wszystko się idealnie zgrało. Wyszedł z tego całkiem sympatyczny lot do Inowrocławia i z powrotem. Wszystkiego razem ponad trzy godziny w powietrzu i konkretne poranne latanie.
   Start na kilka minut przed wschodem słońca "u siebie", trasa wzdłuż jedynki, przelot nad Toruniem i przeskok nad Puszczą Bydgoską, w końcu Gniewkowo, Latkowo i lądowanie w aeroklubie pośród idących w powietrze kursantów szkoły Skytrekking. Pół godziny ględzenia na ziemi i start w trasę do domu. Tym razem lot z wiatrem nieco zmodyfikowaną trasą. Od razu walę na północ do Zawiszyna pokiwać jednemu ze znajomych. Gdy docieram na miejsce akurat jest przed domem, kiwamy, bez łączności na radiu.
   Pruje dalej, znów Puszcza Bydgoska, Wisła przypominająca bardziej wielka fabrykę piasku niż największą polską rzekę. W końcu Górsk, zamek Bierzgłowski, Łubianka i momentalnie jestem nad domem. Nieco hałasowania po okolicy i kiwania do Sosny. Paliwa i czasu jeszcze dużo więc latam po okolicy jeszcze z pół godzinki by wypalić paliwo i pobawić się budzącą się z wolna termiką. Ostatecznie lądowanie wypada koło jedenastej, pakowanie klamotów i drugie śniadanie udaje się zjeść jeszcze przed południem :)

czwartek, 17 września 2015

Święto Latawca nadchodzi..

   W najbliższych dniach zapraszamy na Święto Latawca. Rzecz jasna będziemy, nawet przy beznadziejnej prognozie. Szczegóły poniżej:

środa, 16 września 2015

chmury po raz kolejny...

Widoki chmur zawsze są magiczne. A gdy tak pokazane to magia wchodzi na najwyższy poziom...

poniedziałek, 14 września 2015

informacja o deltkach od Air-Sport

   Od kilku dni o trwa dyskusja o deltkach. Pojawiają się różne pytania, teorie i opinie. Dziś ukazała się informacja kolejnego świetnego producenta - firmy Air-Sport. Szczegóły w poniższym filmie :

poniedziałek, 7 września 2015

komunikat bezpieczeństwa od Dudka...

   Dziś firma DUDEK PARAGLIDERS opublikowała oficjalny komunikat bezpieczeństwa związany z rozgięciem jednej z deltek podczas wychodzenia ze spirali. By dotarł do możliwie jak największej grupy ludzi informacja ląduje na naszym blogu. Szczegóły TUTAJ.


niedziela, 6 września 2015

święto śliwki bez śliwki ??

   Dzisiejszy tytuł chyba najlepiej obrazuje wizytę w Strzelcach Dolnych gdzie zamiast zapasu tradycyjnych powideł śliwkowych w mega różnorakich smakach zaopatrzyliśmy się jedynie w prawdziwy i zrobiony bez kantów miód. Chociaż celem były powidła śliwkowe (w końcu nazwa Święto Śliwki przecież zobowiązuje) to miód był jedyną słuszną alternatywą. Z przetworów śliwkowych właściwie nie było w czym wybierać, albo powidła słodzone, albo bez cukru, tyle i tylko tyle. Ze skromną ilością śliwkowych stoisk wygrywała nawet liczba górali oferujących swoje pucoki i oscypki w każdym strategicznym punkcie imprezy. Podsumowując święto śliwki tym razem odbywało się z minimalnym udziałem tytułowej bohaterki i konkretnym deszczem przewalającym się co jakiś czas przez Strzelce Dolne….




sobota, 5 września 2015

promujemy w Łubiance...

   Z różnego rodzaju fundacjami, stowarzyszeniami i lokalnymi grupami działamy od dawna. Dzisiejsza sobota upłynęła właśnie na takich działaniach. Na zaproszenie starostwa powiatowego w Toruniu  podczas dożynek powiatowych w Łubiance  mogłem wystawić nieco sprzętu i udzielić wszelkich informacji na temat naszego sposobu na życie. Chętnych było wielu i na rozmowach na tematy lotnicze przeleciał właściwie cały dzień. Oczywiście była możliwość posiedzenia na trajce, założenia napędu na plecy, popstrykania sobie pamiątkowych fotek oraz wyjaśnienia wielu, czasami bardzo dziwacznych nieścisłości związanych z paralotniarstwem. Trafili się nawet mieszkańcy toruńskiego Kaszczorka z którymi można było wreszcie porozmawiać o tak uciążliwym dla Nich hałasie związanym z latającymi tam pilotami. Trochę było prostowania i mam nadzieję że co niektórzy spojrzą w przyszłości nieco bardziej przychylnym wzrokiem na przelatujące nieopodal paralotnie. Rzecz jasna dzień należący do tych udanych z olbrzymia frajdą związaną z popularyzacją paralotniarstwa….


piątek, 4 września 2015

przegląd skrzydła zawsze konieczny..

   Tytuł nieco przewrotny, jednak w zamyśle mający zwrócić uwagę na stan poszczególnych elementów składowych naszych skrzydeł i konieczność wykonywania skrupulatnej kontroli możliwie jak najczęściej.
   Nucleon WRC na którym latam od kilku miesięcy (dokładnie od kwietnia) zmusił mnie do dokładniejszego niż zazwyczaj sprawdzania poszczególnych elementów, gdy właściwie w odstępie jednego tygodnia rozleciały się o-ringi zabezpieczające linki w deltkach. Żeby było śmieszniej były to dokładnie dwie taśmy B, najpierw lewa, a po kilku dniach prawa. Pęknięte gumki udało się wychwycić i odnaleźć - jedną w miejscu startu podczas rozkładania skrzydła, drugą przy kontroli po locie. Gumki wymienić to żaden problem, zwłaszcza gdy się wie jak to zrobić poprawnie i ma odpowiednie dobre uszczelki w zapasie. Te trefne przy bliższej kontroli wyglądają na starą sparciałą gumę, która się po prostu rozleciała. Nie ma żadnego przecięcia, taśmy zawsze trzymam w Dudkowym woreczku, a Ci co mnie znają wiedza jak dbam o sprzęt. Ot po prostu pękły i zaskoczyło mnie jedynie to, że wystąpiło to właściwie w nowym skrzydle (nalot od kwietnia ok 40 godzin) i tak szybko jedna po drugiej.
   Firma Dudek Paragliders zawsze była dla mnie synonimem jakości i nadal ufam jej pracownikom, jednak ostrożność i wzmożona czujność się przydaje zwłaszcza wobec takiej przygody. Dobra kontrola przed startem to zaledwie kilka minut w efekcie których można choć odrobinę zminimalizować ryzyko wystąpienia poważniejszych uszkodzeń. A praktyka pokazuje że często zaczyna się od drobiazgów, na przykład takich jak wspomniane gumki… 




wtorek, 1 września 2015

Nasza Chełmża W.Grycnera

  Dziś odbyło się spotkanie z Włodzimierzem Grycnerem - autorem książki Nasza Chełmża. Spotkanie szczególne, bo kolejna już książka tego nietuzinkowego autora została zilustrowana kilkoma moimi zdjęciami. Wobec takiego obrotu sprawy nie mogło mnie zabraknąć na spotkaniu promocyjnym gdzie szerszy ogół zainteresowanych mógł zaopatrzyć się we wspomnianą książkę oraz porozmawiać z tym wybitnym człowiekiem.
   Włodzimierz Grycner to  jeden z najbardziej utytułowanych polskich kapitanów (żeglugi wielkiej i śródlądowej) – wystarczy wspomnieć, ze jest kawalerem jednej z najważniejszych morskich nagród – Conrada i wielu innych zaszczytnych odznaczeń, v-ce prezesem Ligi Morskiej i Rzecznej WSET, prezesem Polskiej Izby Agroturystyki oddz. Pomorsko-Odrzański, wieloletnim działaczem morskim oraz Komodorem Flisu Odrzańskiego, pisarzem, pilotem szybowcowym i… można by wyliczać jeszcze dużo i długo.
   Wracając do meritum – kolejną swoją książkę napisał Włodzimierz Grycner o Chełmży - mieście swojego dzieciństwa i młodości, książkę będącą zbiorem wspomnień, ciekawostek, będącą swoistym przewodnikiem o tym co Go kształtowało i wychowało. Książkę ciekawą, taką, którą da się przeczytać od deski do deski do czego zachęcam każdego ciekawego świata czytelnika.

   Dla mnie zaś strasznie nobilitujący jest fakt, iż człowiek o tak bogatym życiorysie, z tak wielorakimi zainteresowaniami i dokonaniami zechciał wzbogacić swoją książkę akurat moimi zdjęciami. Dziękuję za owocną współpracę. Panie Kapitanie, Ahoj ;)