sobota, 28 czerwca 2014

się kręcę....

   Powyższy tytuł chyba najlepiej obrazuje wczorajsze latanie. Bo choć plany były ambitne wyszło najzwyklejsze kręcenie się w kółko. Przyczyna tego stanu była banalnie prosta - miał dotrzeć kumpel i by nie tracić czasu na ziemi czekałem latając po najbliższej okolicy.
   Warunki wyśmienite i jeśli nie liczyć nieciekawych miejscami chmurek totalny spokój. Tradycyjnie zaliczona Chełmża i najbliższe miejscowości z dolotem co pól godziny nad łąkę, by sprawdzić czy się tam czasami nie pojawił ów znajomy.





   Półtorej godziny takiego szwendania się po okolicy znudziło mnie zupełnie ale cóż było robić, umawiałem się to trzeba czekać. Wiadomo było, że nie polecę już nigdzie dalej, pojawił się lekki wschodni wiatr i niespecjalnie wyglądająca chmura zwiastując zbliżający się opad, ale była jeszcze nadzieja, że nic nie spadnie, że ów znajomy dotrze i do zachodu słońca da radę wyskoczyć gdzieś w duecie.



   Niestety, chmura, której się obawiałem zaczęła kropić deszczem i nie było sensu latać dookoła niej w oczekiwaniu aż się wypada. Jedynym sensownym rozwiązaniem było wylądować dopóki nie zmoczy łąki, zwinąć klamoty i wrócić do domu z zaledwie dwiema godzinami szwendaniny w promieniu 15 kilometrów od łąki....


piątek, 27 czerwca 2014

SUMA WSZYSTKICH BŁĘDÓW czyli krótka recenzja....

   Zapowiadana ostatnio książka właśnie dotarła. Świetnie zapakowana paczka stawiała lekki opór, jednak po chwili zmuszona była ustąpić pod groźbą scyzoryka. Zawartość paczki dotarła w stanie idealnym i właśnie za opakowanie wydawcy należy się duży plus.
   Pierwsze wrażenie kosmicznie dobre. Tomisko jest całkiem spore, ciężkie, a te kilkaset stron w środku to nie żadna ściema, a przyzwoity, dobrze złożony matowy papier z dużą ilością zdjęć. No ale książka to nie tylko ładne fotki czy widok Uriuka na okładce. Liczą się bebechy, bo nie chcemy czytać o przysłowiowej "dupie Maryni", a odnaleźć tam jakiś porządny, usystematyzowany i dobrze skrojony materiał o paralotniarstwie. Nazwisko Zbyszka Gotkiewicza jest gwarantem właśnie takiego materiału i po raz kolejny owe nazwisko nie zawiodło. 
  Spis treści to osiem głównych rozdziałów z podrozdziałami podzielonymi dodatkowo na poszczególne sekcje. W bardzo dobry sposób, czytelnie i stosunkowo drobiazgowo autor omawia po kolei takie zagadnienia jak meteorologia, technika pilotażu, sprzęt, latanie przelotowe, hole latanie w górach, napędowe oraz wypadki. Oczywiście pełno wszędzie ilustracji i opisów zagrożeń, umiejętności czy zdarzeń, znalazło się miejsce także na opisy świadków. Wg mnie najlepsza książka ostatnich lat o lataniu.
   Gdy książka pojawiła się w oficjalnej dystrybucji, jej cena wydawała się nieco zbyt wysoka - ostatecznie kto w dzisiejszych czasach wyda prawie sto złotych na książkę, tym bardziej, że "Paralotniarstwo" duetu Dudek/Włodarczyk kupić można za połowę tej kwoty ? Wspomniana stówka wydawała się więc kwotą nieco wygórowaną, jednak muszę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że kasa wydana na książkę to jedna z najlepszych inwestycji ostatnich tygodni. Napiszę nawet więcej - gdyby była droższa, to także byłaby warta swojej ceny. Suma wszystkich błędów to obowiązkowa pozycja na półce każdego fana paralotni i nie tylko. 






   Książkę można nabyć na stronie http://pararara.pl/ - polecam gorąco !

czwartek, 26 czerwca 2014

popołudniowe zabawy.....

   Choć zupełnie się nie zapowiadało dzisiejsze popołudnie było "super cacy akuratne". Poranne prognozy wieszczyły średnie warunki - wiatr słabnący dopiero wieczorem. Średnio tak lubię, bo nie taka sytuacja zmusza do krótkiego wieczornego latania. A tak najzwyczajniej mi się już nie chce. Internetowe wieszczenie pogody z każda kolejną prognozą było coraz bardziej optymistyczne i w końcu zapadła decyzja. Pojadę popołudniu na łąkę i przewietrzę graty. Kilka wiadomości do znajomych "zza miedzy" i pomysł na zabawę skrzydłami na ziemi. Warunki idealne do alpejki, nowa świeżo skoszona łąka i umiejętności warte szlifowania w każdej wolnej chwili...



 
   Wyszło nadspodziewanie fajnie. Pojawiło się kilka osób, pogoda dopisała i można było ćwiczyć ile wlezie. Pod wieczór siadło i by podsumować to fajne popołudnie puściłem się w wycieczkę po najbliższej okolicy by rozprostować kości i wreszcie przewietrzyć Burana. Po ostatniej kołomyi pogodowej latania było jak na lekarstwo i każda chwila w powietrzu smakowała wyśmienicie.....




poniedziałek, 23 czerwca 2014

SUMA WSZYSTKICH BŁĘDÓW już dostępna

  Stało się. Od dzisiejszego poranka można bez przeszkód nabyć w drodze kupna chyba najbardziej wyczekiwaną pozycję poligraficzną na rodzimym rynku - książkę Zbyszka Gotkiewicza pt. Suma wszystkich błędów, której okładkę zdobi Uriuk lewitujący bez jakiejkolwiek uprzęży, zaś wnętrze to prawie trzysta stron przebogatych w opisy, pojęcia, porady i omówienia. Całość ilustruje kilkaset zdjęć oraz bogate doświadczenie autora, będącego guru dla sporej grupy paralotniarzy. "Sumę.." można kupić na stronie wydawcy www.pararara.pl za kwotę 99 PLN. Za jakiś czas będzie też dostępna w sklepach i ośrodkach paralotniowych, a gdy dotrze do nas opublikujemy jakiś konkretniejszy opis i wrzucimy nieco zdjęć...

środa, 18 czerwca 2014

akcja serwisowa kasków NAVCOMM - epilog

   Kask właśnie wrócił. Cała "akcja" trwała zaledwie sześć dni (dwa dni robocze, dwa dni na przesyłki i dwa dni weekendu) co należy uznać za całkiem niezły wynik, tym bardziej, że jesteśmy w środku sezonu i wolę nie myśleć jaki musi być "we firmie" wir. 
   Nowe uchwyty skokowe są wyraźnie lepsze i mocniej dociskają słuchawki do uszu, zatem na pewno poprawi się jakość tłumienia podczas lotu. Co do trwałości to zobaczymy, ale na pierwszy rzut oka wydają się lepsze od poprzednich. 
   Podsumowując - Navcomm po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Szybko i sprawnie, tak jak zazwyczaj....

przystanek na wypasie....

   Przez ostatnie dziesięć lat Polska została doinwestowana przez Unię Europejską - to widać właściwie na każdym kroku. Zmieniły się drogi, zabytki, dworce, przystanki i wiele wiele innych rzeczy. Zmieniają się też ludzie ucząc się czerpać z unijnej kasy coraz więcej i wydając te środki coraz mądrzej. Zmiany są dostrzegalne, widoczne i zdążyliśmy już do nich przywyknać, jednak przystanek na który ostatnio się natknęliśmy zaskoczył nas zupełnie.
   No bo jak może działać widok na pozór zwykłego przystanku gdzieś na uboczu przy mniej znaczącej drodze wyposażony w fotele ? Nowy, pewnie współfinansowany przez UE, jednak zupełnie inny niż pozostałe. Wiem, wiem, ktoś podrzucił jakieś stare fotele na przystanek, pytanie jednak warto postawić, to czy ów tajemniczy ktoś zrobił to dla wygody pasażerów, czy ze zwykłego lenistwa ? Nie wiem, nie znam się, jednak fakty są takie, że to chyba jedyny przystanek w naszej okolicy oferujący "taaakie" miejsca siedzące.....



poniedziałek, 16 czerwca 2014

kolejny dłuższy...

   Każdy z nas ewoluuje na swój sposób. Na początku każdego cieszy pojedynczy udany start i minuty kręcenia się w kółko. Po jakimś czasie takie latanie to za mało i z każdym kolejnym startem rosną wymagania wobec samego siebie, warunków i techniki latania. Nie inaczej jest ze mną. Każdy kolejny rok latania przynosi coraz bardziej wymagające cele i założenia do spełnienia. I gdy na początku każde oderwanie się od ziemi gwarantowało uczucie spełnienia, tak teraz pojedynczy start i kręcenie się "wokół komina" to już trochę za mało. W tym roku wypadło na doskonalenie techniki przelotowej i trzaskanie jakichś dalszych wycieczek. Nie takich po dwadzieścia kilometrów, tylko tych nieco dalszych, a najlepiej zamykania jakichś zgrabnych trójkątów. Tak po minimum dwie, trzy godziny w powietrzu z kilkoma kilometrami pod nogami. A jeszcze lepiej z limitowaną ilością paliwa i odrobiną termiki.
   Wczorajszy lot to dokładnie taka trasa. Popołudniowy start i kończąca się termika, potem lot do Chełmży, dalej do Pływaczewa, zwrot i lot do Łysomic, kolejny zwrot, powrót nad łąkę i nieco kręcenia się nad Łubianką. W ostatecznym rozrachunku całkiem fajny trójkącik w dwie i pół godziny, nieco termiki i lekkiego wiaterku, czyli akuratnie jako trening przed naprawdę dłuższym lataniem.....




 

środa, 11 czerwca 2014

znów dwie godziny...

   Ostatnio można latać ile się chce, do bólu i oporu, dużo i daleko. Jedynym problemem jest ilość paliwa, codzienne śmiganie do roboty i konkretny upał.
   Wczorajsze popołudnie można właściwie streścić powyższymi zdaniami, ale wypadałoby coś tam machnąć. Niespecjalnie mi się chce pisać o kolejnych lotach, więc dziś będzie krótko z kilkoma kolejnymi zdjęciami. A więc - poranna robota, drzemka, tankowanie, popołudniowy start, lot po okolicy, wypad pod Grudziądz, powrót z wiatrem, Chełmża i nieco niskiej szwendaniny. Lądowanie po dwóch godzinach z dwoma litrami paliwa. W powietrzu bardzo fajnie - im dłużej leciałem, tym bardziej żałowałem, że nie startowałem z pełnym bakiem. Ale źle nie było, dobre i dwie godziny wietrzenia ;)









jubileuszowa X ADRENALINA NA PAŁUKACH

   Jeszcze kilka dni i rusza kolejna edycja fajnej i popularnej imprezy pod nazwą ADRENALINA NA PAŁUKACH. W dniach 19 - 22 czerwca zaplanowano całą masę atrakcji, m.in : VI Otwarte Mistrzostwa Polski Latawców Akrobacyjnych i Trickowych, IV Powiatowe Zawody Latawcowe czy konkurs samodzielnie budowanych latawców. Oczywiście latawce to nie wszystko i zgodnie z tradycją znajdzie się coś dla braci paralotniowej, m.in. planowany jest grupowy przelot na trasie Wenecja - Piła. Oczywiście gorąco zachęcamy do udziału, więcej informacji TUTAJ, TUTAJ i na plakacie poniżej :

wtorek, 10 czerwca 2014

akcja serwisowa kasków NAVCOMM...

   Navcomm to firma znana z produkcji kasków, radyjek i wielu innych drobiazgów tak przydatnych podczas naszego latania. Wielu sobie ją chwali, wielu ceni, ktoś lubi, ktoś nie jednak fakty są takie, że są obecni na naszym rynku już od kilkunastu lat, a ich sprzęt można zobaczyć w każdym zakątku naszego kraju. Na ten niewątpliwy sukces składa się między innymi dobre podejście do każdego klienta, standardowa obsługa "door to door" oraz dobra jakość sprzedawanego towaru. 
   Jakiś czas temu "na grupie" dyskutowano właśnie o jakości towaru tej firmy. Wyszło, że część starszych kasków napędowych NG100 ma wadę objawiającą się wyrabianiem lub pękaniem uchwytów skokowych, co jest rzeczą fundamentalną w tego typu produkcie. 
   Firma wyciągnęła wnioski i jakiś czas później ogłoszono akcję serwisową skierowaną do użytkowników tego typu kasków. Wystarczy zalogować się na stronie, wybrać odpowiednią usługę, a po minimum formalności kask pojedzie kurierem na bezpłatną naprawę, po czym wróci do właściciela. Szczegóły akcji TUTAJ.
   Mój kask też do nich pojedzie. Choć planowałem go wysłać jesienią, gdy latanie będzie nieco mniej, to niestety musi jechać teraz. Jak na komendę po ostatnim lataniu owe mocowania pękły i latać w tym orzeszku już się nie da. A bez kasku jakoś tak nie teges, nie halo i niezdrowo.Teraz trzeba się uzbroić w cierpliwość i liczyć, że wszystko wyjdzie szybko i sprawnie, a pogoda będzie tak fajna jak ostatnio...


poniedziałek, 9 czerwca 2014

poranny wał burzowy czyli dynamicznie jest...

   Nasz klimat nie powinien zaskakiwać zmienną pogodą, jednak jakoś nie mogę się oprzeć frajdzie obserwacji nieba i tego, co się tam dzieje pogodowo. A dzieje się dużo, choć dni są konkretnie upalne, wyżowe, prawie bez wiatru to trafiają się też te bardziej dynamiczne zjawiska. Dziś ruszając do roboty na niebie pojawił się piękny wał burzowy konkretnie gnający w moją stronę. Potem oczywiście zagrzmiało i przetoczyła się burza. A potem znów był upał.....

jemy w Toruniu, relaksujemy w Bydgoszczy.....

   Weekend pozwolił wypocząć na aktywnie. Sobota zleciała na lataniu "po drzewach" i prażeniu się w coraz gorętszym słońcu, za to niedziela już była mega aktywna. Z powodu kolejnego religijnego święta nie udało się zdobyć porannych ciepłych bułek, co zmusiło do wybycia gdzieś dalej i poszukiwania jakiejś sensownej knajpy dającej dobrze jeść. Chełmża to pustynia na tym polu, więc jedynym słusznym kierunkiem stał się Toruń. Krótka burza mózgów i zapada decyzja o porannym posiłku w KONA COAST CAFE na starówce.  
   Gdyby istniał Kefirek pewnikiem byśmy tam przysiedli, jednak po tej sympatycznej knajpce został tylko napis na murze i wspomnienie starych dobrych czasów. Eksperyment z nowym lokalem wypadł nadspodziewanie dobrze. Świetna kawa i pyszne panini, do tego szybka sprawna obsługa, miło, sympatycznie i rzetelnie. Na tyle fajnie, że nawet podpity żul przez pół godziny wywołujący kumpla niewybrednymi słowami z sąsiedniej klatki nie zmącił śniadaniowych atrakcji.

   Najedzeni, wypoczęci, mający do dyspozycji całą wolną niedzielę ruszyliśmy dalej. O takiej porze w Toruniu nie ma specjalnie co robić, więc znów pędziliśmy w inne strony. Bydgoszcz, coraz lepsza Wyspa Młyńska i wreszcie sensowny miejski relaks stojący na jako takim poziomie. Spacer, mosty, kurtyny wodne, a nawet moczenie stóp w całkiem przejrzystej wodzie Brdy.





   Relaksujemy konkretnie i tak schodzi do pory obiadu - tu pojawił się problem. Niespecjalnie jest gdzie zjeść - restauracja Sowa jest przetestowana na ileś tam sposobów i niestety nigdy nie było idealnie. Stare wpadki z zimnym obiadem, nierównym podaniem, frytkami zamiast ziemniaków sprawiają, że płacić za podobne wyczyny nie ma się najmniejszych chęci. Pozostałe knajpki albo zapchane ludźmi, albo krańcowo niezachęcające.
   Zadowalamy się kręconymi lodami - niestety jeden z nich zaskakuje wkładką z czyjegoś włosa. Wielkie "fuj" i na obiad wracamy do Torunia. Niecała godzinka drogi, znów KONA COAST CAFE i znów wszystko cacy. Trochę po wariacku ale co tam, liczy się fajnie spędzony dzień i ta odrobina spontaniczności o której czasami się zupełnie nie pamięta....

sobota, 7 czerwca 2014

no i się odkułem....

   Tak źle zaczęty tydzień wreszcie pozwolił się porządnie odkuć. W czwartkowe popołudnie znów nie było latania z powodu obfitych opadów, za to piątek był cały cacy. Taki lot, który zapada w pamieć, który daje tego niesamowitego kopa i dokładnie taki, jaki powinien być. I nieważne, że do startu wiatr kręcił się z każdej strony, nieważne, że pot leciał ciurkiem po plecach, ważne, że można było wreszcie odpowiednio naładować akumulatory i nalatać ile wlezie, wysoko pościgać się z ptakami i nisko poszusować chłonąc zapach letniego dojrzewającego zboża.....
   Start bez kłopotów przed osiemastą, tradycyjnie nieco kręcenia ponad okolicą i w ostatnich tchnieniach termiki lot do domu. W powietrzu zupełny spokój, który w pewnym momencie zakłócają strzępki i trzaski rozmów prowadzonych przez innych pilotów. Nie ma co się dziwić - taki warun, że żal nie korzystać. 




   Tradycyjnie kilka zdjęć, może pół godziny marudzenia nad jeziorem i puszczam się dalej kosiacząc właściwie całą drogę do Lisewa. W prostej linii to bardzo blisko, przez "pola" już zupełny lajcik, ale by nieco utrudnić lecę wzdłuż drogi, którą zazwyczaj pokonujemy autkiem. Tak jest nieco ambitniej bo trzeba pilnować drzew, drutów i przeskakiwać nad pojedynczymi zabudowaniami z których co chwilę ktoś kiwa. Więc zamiast lecieć co rusz krążę i kiwam też. Frajda musi być....



   Nad Lisewem też zamarudziłem dobre pół godziny. Od mojej ostatniej bytności "nad" dużo się zmieniło - raz, że teraz wszedłem nieco wyżej, dwa, że pojawiły się nowe domy, a nawet siłownia wiatrowa.  




   Tradycyjnie nieco zdjęć i biorąc bursztynową autostradę (A1) pod pachę, ruszam powoli w drogę powrotną. Znów lot na wysokości drzew, a gdzie się da nawet niżej. Wokoło same pola, łąki przetykane polnymi drogami, że po prostu żal lecieć wyżej. W obcej okolicy nie ma sensu ryzykować, ale tu to właściwie na własnym podwórku człowiek wie, gdzie trzeba uważać, a gdzie można nieco poszaleć. Lecę zatem nisko, mijani ludzie znów kiwają, dzieciaki ścigają mnie na rowerach, frajda jakich mało...



   
   Ląduję w kilka minut po dwudziestej od pierwszego podejścia szczęśliwy i uchachany jak źrebak. W ponad dwie godziny zrobiłem blisko osiemdziesiąt kilometrów i wreszcie odkułem się po tym nędznym pogodowo tygodniu.....