środa, 30 czerwca 2010

wciąż latamy....

Wciąż latamy...już czwarty dzień....
A jutro chyba też.......

sobota, 26 czerwca 2010

Żelazny wpis / żelazny wieczór

Żeby nie było....padła obietnica relacji i takowa poniżej :)

"Żelazny piątek" wczorajszy uspokoił się pogodowo i pozwolił na zrealizowanie naszego wyjazdu do Torunia......droga zleciała oczywiście na obserwacji dłuuuugiego korka w Łysomicach.....ale to standard w tym miejscu od kilku już lat.....no nic......ParaglidePara zna skróty "wioskowe" i pięknie to wszystko objechała.....a potem już wjazd do "piernikowa", odnalezienie miejsca do zaparkowania i "rura" na miejsce pokazu......
Impreza odbywała się na terenach miejskich, tuż nad Wisłą , za "wodnikiem".....
Tam oczywiście ordynarny spęd szarych ludzi.....czyli scena z jakimś pogrzanym programem, celującym w warstwy najprymitywniejsze naszego społeczeństwa.....jakieś tam pierdoły sprzedawali.....jakaś tam telewizja się reklamowała......na Wiśle jakieś tam policyjne motorówki śmigały "w ta i we wta".....ot "miejski piknik dla mas"....
Na miejscu byliśmy ok 18stej i może po ok 5 minutach tkwienia nad samym brzegiem królowej polskich rzek z zachodu nadleciały trzy samoloty toruńskiego aeroklubu......
Piękny ciasny szyk na niskiej..........pięknie nadlecieli.....pięknie zrobili krąg "za mostem" i na drugim brzegu.....pięknie nadlecieli z południa wciąż we trójkę, by tuż przed samą publiką efektownie się rozejść i przejść do lotów "solo".....tymczasem głos ze sceny zaczał przemawiać że planowano więcej.....że żelaźni niedługo nadlecą.....że planowano przelot pod mostem ale władze miasta nie wyraziły zgody i to i tamto..........
Hmmm....myśli różne w głowie, a z ust slowa powszechnie uważane za obraźliwe....cóż takie odruchy........nie było co sie wk....., trzeba było patrzeć i chłonać te widoki jakimi uraczyli nas piloci......a było na co popatrzeć......oj było........































Po kilku lotach na niskiej "aeroklubowi" odlecieli, zaś na "naszym niebie" pokazał się przesympatyczny wiatrakowiec.......Na moje oko był to Xenon ; SP-XENA - czyli "rodzynek" wśród rodzimych "wiatraków"....jego wyjątkowością jest to, że to PIERWSZY po wojnie wiatrakowiec zarejestrowany w Polsce.......Szkoda, że takie ciekawostki znane są tak niewielu ludziom - gdyby więcej "ogółu" wiedziało o takich różnych drobiazgach, inaczej by patrzyło na taką czerwoną pchłę.........a tak, to jakoś tak tłum bezmyślnie spoglądał.......kiwał głowami i czekał na "żelaznych", bo to o Nich się mówiło głośniej......Xenon powiercił niebo wirnikiem .......polatał bokiem.....poopadał efektownie "w miejscu".......generalnie pokazał jak ciekawy może być taki pokazowy locik i na co "go stać"..........






















"Żelaźni" nadlecieli po jakimś czasie...także z zachodu.......niestety tylko parą......w dosyć sporym oddaleniu "od tłumu"......zapewne kierowani względami bezpieczeństwa......no ale.....
Ścisły szyk parą....ścisłe równe zakręty.....ścisły przelot....ścisła akrobacja parą.........troche "wspólnych wygibasów"; przelot lotem odwróconym: kreślenie na niebie serca......ładnie....bardzo ładnie.....następnie rozejście, a potem loty "solo".....równie efektowne przeloty tuż nad samą Wisłą.....efektowne podrywanie samolotu tuż przed mostem drogowym......akrobacje w "pionie".......kilka beczek....kilka pętli.....i takie różne "wariactwa"..........potem odlecieli i już w okolicach lotniska pokręcili jeszcze trochę.......






















































Wszystko trwało może z 20 -30 minut i pozbieraliśmy się w dalszą drogę.........

Podsumowując jakoś tak czegoś zabrakło....ktoś miał dobry pomysł....pokazy "lotnicze" zawsze gromadzą tłumy i są zawsze bardzo efektowne.......tu było za mało reklamy.....na stronie Aeroklubu Kujawskiego nie ma żadnych (tak tak ŻADNYCH) informacji nt. Żelaznych i jakiegokolwiek pokazu w Toruniu 25.06.10; na stronach miasta też cisza jak makiem zasiał.......wspominałem o bezowocnych wczorajszych poszukiwaniach jakichkolwiek sensownych informacji w UM Torunia....a na dodatek wieczorem ktoś mówi że miasto na "coś konkretnego ; efektownego" się nie zgadza....ŻENADA i klęska miasta które ma ambicje stać się Europejską Stolicą Kultury.............
Jeśli kulturą w tym mieście ma być festyn z "piaskiem" i piknikami w stylu pijmy piwo ; żryjmy kiełbasy to Toruń przez najbliższe 1000 lat nie dogoni światowej czołówki....No chyba że się zmienia ludzkie gusta i takie badziewie będzie popularniejsze.......
Choć to może tylko my mieliśmy niedosyt....bo dobrze, że cokolwiek na niebie było.........

A potem pojechaliśmy na zakupy i do domu ......Pogoda się zrobiła piękna.......cudowny zapach lata....cudowny zachód słońca.......miłość przy boku.....ech czego więcej chcieć.......?

piątek, 25 czerwca 2010

deszczowy piątek

Uff.......pada od rana ale ParaglidePara ma coraz więcej "pary" na życie....kolejną przygodę z lataniem i ogólnie mówiąc każdy kolejny wspólny dzień........
Dziś jest piątek.....szaleńczo obchodzony w Toruniu "świętem miasta", gdzie wśród cyklu imprez dla ludności ma się odbyć pokaz akrobacji grupy Żelazny....nie będę tu pisał kto to.....co to....czym latają i dlaczego akurat są "czerwoni"......grunt, że latają, latają dobrze, efektownie i po prostu fajnie na Nich popatrzeć........gdyby nie Ich występ, pewnie byśmy olali kolejną masówkę organizowaną w naszych "rewirach".....a tak wręcz nie wypada odpuścić widoku kilku "wariatów" w swych warczących maszynach........
Poranne poszukiwania informacji "o której godzinie" będą latać spełzły na niczym.....Dziesięć telefonów wykonanych do "organizatora" czyli MIASTA TORUŃ nie zaowocowały żadną sensowną informacją......widać wszyscy urzędnicy w naszym regionie są tacy sami......nic nie wiedzą......nie orientują się.......to nie oni.....to nie ich sprawa......generalnie aż dziw, że to wszystko jakoś działa........
Dopiero radio GRA zadziałało - podali na antenie, wszem i wobec, że Żelaźni będą się pokazywać ok 18:25....wiec nie trzeba cierpieć pośród tłumu całego popołudnia...wystarczy być na miejscu ok 18stej, zaś po "występie" spokojnie wrócić do domu....I to jest TA informacja......zaś Urząd Miasta Torunia ma u nas WIELKĄ KRECHĘ za dupowatość i nieumiejętność współpracy z obywatelem.......w sumie co ja się dziwię.....to co widać w naszej poczciwej Chełmży powinno być nauczką.......zaś bylejakość to standard w naszych urzędach.......

podsumowując...jedziemy...będziemy....relacja "foto" wkrótce.......


PS.
Wczoraj wróciło skrzydełko i zapas.......nie będę tu biadolił na firmę UPS za pośrednictwem której sprzęt wrócił....grunt że skrzydło jest w stanie idealnym (tkanina "nowa").....wiec teraz wypatrujemy warunu i będziemy testować dalej latanie na speedzie....filmowanie i zdjęciowanie....z ziemi i z powietrza....i te wszystkie inne takie wygibasy podniebne :)......a tak w ogóle jestem coraz bliższy skrzydła samostatecznego....."mój" wstępny termin na przesiadkę to sierpień.....cóż...zobaczymy co z tego wyjdzie........

czwartek, 24 czerwca 2010

huha świetne wieści

   Poranny telefon do dudkowej fabryki zaowocował świetną wiadomością.......Nemo powoli wraca "do gniazda" czyli do nas......Zatem wypatrujemy warunków odpowiednich do latania i czekamy ........:)
   A mordki nam się śmieją, że ojej....normalnie fajowo, że tak szybko, prędko i znowu będzie latanie.......bo uziemionym być to jakoś tak nie teges.....

środa, 23 czerwca 2010

kolejna produkcja.....

Kolejny nielotny dzień owocuje "twórczością internetową"....zapraszamy do oglądania krótkiej migawki z "drugiej" łąki na Strużalu......oblatana została w zeszłym tygodniu - opisana "słownie" kilka wątków temu......
I co tu dużo gadać...Łąka działa i jest bardzo fajna.......

wtorek, 22 czerwca 2010

a dni mijają....

Od ostatniego weekendu codziennie coś sie dzieje....rzeczy dobre i te niekoniecznie dobre....jednak coś "się rusza" w naszym życiu i właściwie codziennie nas zaskakuje.......Czasami dobrze...czasami mniej .......ale :

- sobota....
Właściwie zleciała pod znakiem codzienności domowej.....jakieś zakupy.....jakieś tam codzienne sprawy, takie jak pranie, gotowanie czy inne takie.....no po prostu normalna spokojna sobota......aż do popołudnia, kiedy dostaliśmy dwa maile o przedziwnej treści i dziwnym tytule "Piotruś lata"....No nic....ciekawość o co chodzi...choć na pierwszy rzut oka to jakiś SPAM........otworzyliśmy, by poczytać o co chodzi....z obawami, bo to dwa maile od kogoś, kogo kompletnie nie znamy - wiec cholera wie, czy czasami jakiś skur..el internetowy nie chce nam zrobić psikusa i wszczepić wirusa......otworzyliśmy i okazało sie, że są tam załączniki.....jakieś PDFy......więc wiedzeni ciekawością otworzyliśmy także załączniki - może jakiś znajomy pilot ma jakiś pomysł na twórczość.....?? może napisał opowiadanie jakieś czy cóś w tym stylu......??
Okazało się, że ów załącznik to prośba żony kolesia, który zamierza zostać paralotniarzem.....Jeszcze nie leciał, ale ma już swój wymarzony sprzęt i wie, że będzie latał z PPG....hmmmm.....dziwne, bo to tak jakby kupować samochód konkretnej marki wiedząc tylko że służy do jeżdżenia........ciekawie się zrobiło, bo jakoś dziwnym trafem my dostajemy takiego maila.....od kogoś kogo zupełnie nie znamy.......ktoś pomyślał  pewnie, że z racji prowadzenia bloga.....aktywnego latania.....twórczości "z tym związanej" będziemy sponsorować kogoś, kto jak wynikało z treści tego listu jeszcze nawet nie spróbował takiego sposobu latania ........hmmmmm...... ciekawe, bo na moje oko ktoś chce z nas zrobić jeleni, ludzi którzy będą wywalać kasę na kogoś, kto nie ma pojęcia o tym czym jest paralotniarstwo i czy w ogóle mu to się spodoba......
Chętnie zasponsorowalibyśmy kogoś o kim wiemy.....kogo znamy....kto rzeczywiście ma problemy finansowe, kto lata i latanie na paralotniach jest jego całym życiem......tu zaś mamy sytuację, w której ktoś chce zebrać kasę na sprzęt dla swojego męża, który dopiero zamierza zacząć.....dodatkowo mielibyśmy wpłacać kasę na konto "osoby trzeciej"......jakoś to wszystko cholernie podejrzane i dziwne..........tym bardziej, że jakoś każdy może na "nasz" sport zarobić we własnym zakresie, a na to by "zacząć" nie potrzeba wcale wiele pieniędzy....używany sprzęt kosztuje grosze......latają studenci bez grosza przy duszy, latają emerycie z głodowymi świadczeniami...... latają bezrobotni tacy jak ja.......a tu ktoś wyciąga łapę i prosi o wsparcie........a nawet jeszcze nie zaczał.......
No...trochę nas ta cala poczta wkurzyła, pisze sobie ktoś obcy, zaśmieca nam spamem pocztę i jeszcze chciałby od nas kasę.....cholera, czym się różni taka osoba od menela, który na ulicy żebrze o kasę na wino? dla mnie to takie samo debilne podejście.....jeśli chcesz spełniać "marzenia" sam do tego dojdź....wykaż się determinacją i zaangażowaniem.........jeśli czymś się wykażesz, będziesz miał we mnie przyjaciela.....jeśli nie, to spadówa od naszej gotówki........nie jesteśmy bogaci, by wywalać forsę w błoto.......

- niedziela
Kolejny dzień który trochę zaskoczył....zamiast spać sobie spokojnie o poranku pobudka nastąpiła ok szóstej rano.....nie wiem, czy nie możemy dospać....?? czy to lato....?? czy co......?? czy może to przez te wybory, czy jak?
Z rana ja zakreśliłem iksa ....potem pojechaliśmy do Lisewa.....Sosna skreśliła swojego kandydata......potem pojechaliśmy do Torunia poinwestować......Sosna ślicznie powoziła przez pół drogi i bardzo fajnie jej to szło.....Oczywiście na zakupach standardowo...albo nam się coś nie podobało.....albo drogo.....albo nie ma tego czego chcieliśmy......za to na samym końcu sklepu turystycznego miłe zaskoczenie....mój serdeczny kolega z "ławy szkolnej" Michał "Bozia" sie objawił........cholerne zaskoczenie, bo dłuuuugo się nie widzieliśmy.....bo mieszka na stałe w "warszafce"....bo w Toruniu raczej ciężko Go spotkać......bo nas ciężko właściwie też spotkać.....miło....super miło.....kontakt odnowiony i mam nadzieję, że teraz już nie pozwolimy by jakoś tak więzi i przyjaźnie nabyte w "młodości"  zanikły.....Cholernie miła sytuacja, bo Michała bardzo lubię i cenię, a długo Go nie widziałem.......Jak wrócimy z "wyjazdów" pojedziemy odwiedzić starego kumpla, obiecuję !!! A potem do domu, wieczór wyborczy i spać.......
A "nasz" niestety nie wygrał......wrrrrrrrrr.........

- poniedziałek
Dzień właściwie taki sobie ......ja w Toruniu, Sosna w pracy.....coś tam działamy......i cały dzień właściwie senni....zmęczeni jacyś tacy.......gdy wracałem do domu znowu spotkałem kogoś, kogo lubię i cenię....zupełnie przypadkowo moja kuzynka z mężem się objawiła na spacerze z psem.......sytuacja analogiczna do niedzielnego spotkania z Michałem.....chwilka rozmowy, a potem do domu......gdy coś tam sobie w TV włączyliśmy to od razu padliśmy jak dętki.......śpiochy konkretne......
"in plus" jest to że pojawiło sie używane skrzydełko samostateczne....Action ze "stajni" Piotra Dudka.......zasiane zostały myśli, by się na taką "rakietę" przesiąść.....no cóż, zobaczymy....rzuciłem temat na "teamie" więc będą rady.........póki co myślę ....zobaczymy
a poza tym taki senny dzień....senny wieczór.......

- wtorek
Jeszcze trwa, ale już same pozytywne sprawy......znajomi zaczynają ostatnio biegać i ciorać paralotnie po ziemi - znaczy się przyszli piloci ćwiczą i to napawa optymizmem, pozwala wierzyć, że za rok, dwa będzie całkiem fajny skład "latający" w okolicach naszych :)
Na "kujawsko pomorskim teamie" są rady odnośnie skrzydełka....rzeczowe dobre rady....propozycje spróbowania innych konstrukcji z których na pewno skorzystam......super fajnie to działa.....inni piloci pomogą....doradzą....podzielą się myślami......i o to chodzi, by tak działało "środowisko" tych bliższych i tych dalszych fanów nieba........Prócz tego dograłem do końca nasz wyjazd na Słowenię......I sprawa z dniem dzisiejszym wygląda tak, że już wszystko załatwione, że jedziemy, że mamy zapłacone, że Sosna zrobi tam 2 i 3 etap, a ja sobie polatam trochę w górach, że trochę potestuję żwawsze konstrukcje i posmakuję trochę latania "dalej i wyżej"....super........No i kemping będzie lepszy od tego, który widziałem w okolicach Lijaka ostatniego lata......zapach tamtejszego prysznica do dziś drażni mój nos....fuuuuj........Już chyba robię się powoli wygodnicki, ale taka kolej rzeczy...........
Wtorek trwa dalej - optymistycznie strasznie bo poranek fajowy, a biorąc pod uwagę, że z każdą chwilą bliżej Sosny popołudnie szykuje się jeszcze lepsze........

poniedziałek, 21 czerwca 2010

nowa produkcja już dostępna....

Nowy filmik ze stajni ParaglidePara już dostępny....gotowy do oglądania na youtubie i poniżej.....
Kilka migawek z kilkunastu dni temu.....6 czerwca 2010 roku......maślane warunki....udany fajny lot...Po prostu super....

podróże małe i duże.....

ParaglidePara lata ....ParaglidePara jeździ.....ParaglidePara działa.......















Konkretniej jesteśmy mobilni i korzystamy z każdej okazji, by coś robić z naszym życiem.....jeździmy....byway.....śmigamy itd.......spotykamy widoki rożne.....czasami niecodzienne....czasami po prostu zwykłe......
Ważne, że robimy coś razem i sprawia nam to frajdę.......
Pojeździliśmy także trochę w tym tygodniu.....
W środę spontaniczny wyjazd do Bydgoszczy.....zaczęło się piękną pogodą i smakowitymi ogórkami małosolnymi z rynku w Chełmnie....a potem to już :
zdjecia....
auto i my......
pola makowe......
samosiejka......
i widoki jakich nie ma zbyt wiele.....
podróż w gorącu....
ale z klimatyzacją dajemy radę.....
















Gdy dotarlismy na miejsce rozpoczął się proces inwestycji w polską gospodarkę......Tzn chcieliśmy kupić jakieś fajne buty.....chodziliśmy....oglądaliśmy....dotykaliśmy....macaliśmy....cmokaliśmy.....całowaliśmy się......jedliśmy i piliśmy.....niestety nie udało się zaczarować bydgoskich kupców, by zaczeli sprzedawać cokolwiek, co by w miare normalnie kosztowało i w miarę dobrze wyglądało........Z butami zaliczyliśmy wtopę wiec na poprawę humoru kupiliśmy sobie nową wycieraczkę.......A niech sąsiedzi wiedzą, że z nas całkiem poważni ludzie :)

W ostatni piątek kolejna podroż...... odwieźliśmy wspaniale spisujące się Nemo do "jego twórcy" tj "Dudka" na oglądanie......mierzenie.....wietrzenie....kontrole i co tam jeszcze będą chcieli z nim robić......Takie same działania czekają "zapas"..........Tyle, że tego draństwa mam zamiar nigdy nie użyć....póki co, jeszcze nie rzuciłem paczki; ale jednak lepiej mieć ją zawsze ze sobą......wyjechaliśmy krótko po południu całą bandą - tzn Sosna; ja i Wirus.....po drodze kilka małych "wycieczkowych klimatów" sprawiło, że ta nasza eskapada obfitowała w momenty które pamiętać będziemy zawsze...... 

Po drodze oczywiście kolejne inwestycje i działania mające na celu wspieranie polskiej gospodarki zaliczyliśmy.....
kupiliśmy "od Dudka" w Osielsku nową taśmę do zapasu i nową belkę speeda...Niby taka ułatwiająca pociąganie......zobaczymy jak to będzie się spisywało i czy czasami ktoś nas nie naciąga na kasę......potem trzeba było przejechać przez Bydgoszcz, co o godzinie piętnastej powoduje wrzody i choroby serca....w każdym razie bardzo sprzyja takim chorobom......
Daliśmy radę i zostaliśmy wynagrodzani widokiem podchodzącego do lądowania CSS-13....fajny widok i choćbyśmy tylko to widzieli, warto było.......
Zasuwaliśmy dalej......nam gorączka działała na nerwy, za to Wirus był wniebowzięty....zdaje się, że znalazł swoją "niszę" na tylnym siedzeniu i wszystko mu się podobało.......bardzo mu się podobało......wcześniej już tak jeździł, jednak dopiero teraz zaczął tak "na poważnie" obserwować......patrzeć i kontrolować co się dzieje w okolicy......
I fajnie, że jemu się takie nasze podróżowanie podoba....Nie wyobrażam sobie abyśmy mogli gdziekolwiek pojechać gdybyśmy mieli mocno "haftującego psa".......a tak......sama rozkosz....nasz "debeściak"......

















W końcu po perypetiach związanych z niewiedzą naszej "nawigacji" dotarliśmy do "fabryki" czyli miejsca narodzin naszego skrzydła i naszego zapasu......Nadszedł moment "rozstania na jakiś czas"........sprzęt pod pachę.....krótkie kołatanie do drzwi......złożenie "szmatek" szefowi wszystkich szefów (czyli Pitrowi Dudkowi).....myślenie o tym , że mam nadzieję, że szybko to zleci.......bo lipiec czeka nas gorący...i w latanie i w  termikę.....potem krótka rozmowa i powrót do auta.........Wirus zajał swoją pozycję przy oknie...My się wygodnie rozsiedliśmy i pojechaliśmy......żeby było śmieszniej przez Toruń....jak odkrywać nowe trasy to na całego.....a CO :).....duża cześć  drogi prowadziła przez las......co prawda droga trochę lepsza niż ta poniżej ale.........
Toruń przywitał nas korkami......jakaś dziwna przypadłość większych polskich miast....gdy się chce przez nie przejechać trzeba swoje odstać.....jakoś nie mam żadnych nadziei, że w tym kraju coś się zmieni.....i ni cholery nie wierzę w to, że do Euro2012 cokolwiek się poprawi z poruszaniem się w Polsce....za dużo tu wszędzie bałaganu.....syfu i nieudolności......
W końcu jakoś się udało przejechać.....krótka telefoniczna konferencja z "mamą" i zaliczyliśmy kolejny etap podróży....Tym razem do Lisewa - na "kluchy" które uwielbiamy...pyyyycha......tak jak kosić trawnik za domem.....
Mogliśmy sie wyżyć i w tym i w tym.....a Wirus jak zawsze wyszalał się za "dziesięciu"........
Potem to już standardowo...pakowanie.....droga do domu....rozpakowanie...prysznic i do wyra ze świadomością kolejnego wspaniale spędzonego dnia.......wspólnego dnia...........

czwartek zadziałał

Dokładnie jak w tytule....Czwartek ZADZIAŁAŁ...i to jak....IDEALNY wieczór....IDEALNE pożegnanie z paralotnią i lataniem na jakiś czas.....
Ale od początku.......Gdy Sosna była już w domu...gdy zjedliśmy obiad zapakowaliśmy bambetle i pojechaliśmy na Strużal....na łąkę dzień wcześniej ugadaną...zarezerwowaną....skoszoną...zagrabioną....położoną nad samym jeziorem i będącą "alternatywą" wobec naszych "hektarów" położonych zaledwie kilkaset metrów dalej po drugiej stronie półwyspu.....trzeba było ją "oblatać"...zalatać i po prostu sprawdzić........
Nie powiem.....serce trochę sie tłukło, bo start delikatnie pod górkę....wiatr ok 2 metrów.....jakieś 150 metrów od łąki kilka dużych drzew......Ale nie było się co łamać......trzeba pomysleć....skupić się i ładnie wystartować......












Gdy skrzydełko było rozłożone...gdy ja byłem, już gotowy, spróbowałem wystartować......i wyszło bardzo fajnie......nemówka  ślicznie, wręcz książkowo podniosła się nad głowę....pobiegłem....dodałem gazu i moment byłem w powietrzu....... Sosna wszystko ślicznie filmowała....wspaniale że jest.....że jeździ na te łąki gdzieś tam na końcu świata i idealnie mnie wspiera.....każdemu "latającemu" życzę takiego IDEAŁU.........
Trochę pokręciłem się na "niskiej"......pomachałem rekami i nogami do mojej połówki i poleciałem "oblecieć jezioro".....no może to za duże słowo, ale kawałek nad jezioro....kawałek w stronę "Jurkiewiczów" by zobaczyć się z Nimi w powietrzu, lub sfilmować jak Oni startują.........kawałek nad Strużalem, by mieszkańców i wędkarzy przyzwyczajać do mnie i sposobu w jaki latam......Oczywiście także locik nad ludźmi dzięki którym możemy startować z tej łąki....Dziękuje !!!












W pewnym momencie zrobiło się tak miło, że ojej.....zwierzaków masa.......najpierw leciałem "ramię w ramię" z jastrzębiem (czy też innym tego rodzaju drapieżnikiem)....potem wspólny lot z dwoma bocianami....potem odrobinka wyścigu za sarnami.........potem kilka kółek wokoło Sosny do której podchodziły zajączki i inne jelonki....bardzo blisko podchodziły do Niej.....widać znają się na ludziach........












A ja kręciłem i kręciłem.......w końcu decyzja o lądowaniu.......z lekkim wiatrem praktycznie "z marszu" fajnie, sprawnie udało się wylądować......może troche z "przytupem", ale biorąc pod uwagę, że to nowe miejsce, że jest tam trochę nierówno, że świeżo skoszona trawa w miejscu gdzie jeszcze w życiu nie lądowałem zalegała wyszło całkiem fajnie......podbiegnięcie.......sprowadzenie skrzydła na ziemię.....i było po pierwszym locie........46 minut pękło, a ja jak zwykle pobiegłem wyściskać moją "połówkę".........
Ech uwiebiam takie chwile kiedy mogę ją wyściskać po udanym locie........
Dolałem paliwa.....ułożyłem na nowo skrzydło.....przygotowałem siebie i napęd.......kolejny start tego dnia.....znowu wyszło super :)......tym razem w planie lot nad Chełmżę....nad dźwig wspominany kilka wątków wcześniej.....Historia tego żelastwa jest taka, że z naszych okien widać chełmżyński szpital.....ów szpital jest właśnie rozbudowywany.....na środku widoku z okien postawili nam piękny, duży dźwig który pracowicie pomaga dzielnym robaczkom budować kolejny "domek".....odkąd ten dźwig pracuje, ja chciałem nad nim polecieć.......Już kiedyś poleciałem, ale z wysokości 250 metrów nie wyglądał tak fajnie jak chciałbym go zobaczyć......
Tradycyjnie kilka kółek nad moją "opieką naziemną"/wsparciem "wszelakim" i zasuwam nad "miasto".....












Po drodze nabrałem wysokości , by nie było zbyt większych kłopotów w "razie czego" i by się nikt nie czepiał z ziemi, że nie słyszy własnych myśli.......lot nad miastem....nieco nad chełmżyńskimi kościołami, które z tej strony wyglądają o wiele lepiej niż z ziemi.....co ja gadam.....całe miasto wygląda o wiele lepiej niż z ziemi......jest po prostu cholernie malownicze i ładne.....do tego jezioro i ta zieleń......szkoda, że władze miasta są tak dupowate, żo nie potrafią wyciągnąć na wierzch tego potencjału, który niewątpliwie drzemie w tych wszystkich murach, ulicach i ludziach.........lubię takie loty......widać wtedy wszystko zupełnie inaczej.....inne są domy i ulice, które znamy przecież tak dobrze z "ziemi".....inaczej wszystko wygląda.......
Nad dźwigiem przeleciałem chyba ze trzy razy.....trochę pokręciłem się nad domem i muszę przyznać, że mieszkamy chyba w najlepszym miejscu w jakim moglibyśmy żyć...oczywiście w sensie "chełmżyńskim".......bo wiadomo, że są inne miejsca w których chciałoby się żyć.........
Następnie przelot nad chełmżyńską stację kolejową.......krótki lot wzdłuż torów i cukrowni.......kolejny przelot nad "miastem" i powrót nad łąkę.......do Sosny......trochę się pokręciłem jeszcze po okolicy.....obleciałem te wszystkie najbliższe kąty i wylądowałem.....znowu miałem wrażenie, że zbyt twardo....może nieco zbyt dynamicznie......jednak zupełnie bez wiatru.......muszę jeszcze poćwiczyć, ale to już innego dnia.......drugi lot trwał nieco ponad godzinę i się bardzo fajnie udał......."łąka" pięknie zadziałała dwa razy......



Żeby było jeszcze ciekawiej prócz nas w tej okolicy latali znajomi z Kuczwał - czyli szkoła lotnicza Mikrolot.....Super było "podzielić się" niebem i wspólnie latać....latać......latać.....

 

Poskładaliśmy sprzęt, Sosna wykręciła auto....zapakowaliśmy się i w drogę powrotną.........jeszcze "zahaczyliśmy" o naszą "starą łąkę", która została niedawno skoszona.......wygląda teraz super i mamy wielka radochę z tego, że tuż koło Chełmży mamy dwa tak wspaniałe miejsca....i co najważniejsze przyjaznych właścicieli którzy cieszą się gdy im hałasujemy nad głowami....super

czwartek, 17 czerwca 2010

latać każdy może.....?

Latać każdy może ....? hhmmm...tak mi od rana siedzi taka myśl w głowie i sie nad nią zastanawiam...myślę...drążę...głowię.....itd itp
No bo.......
Latać może właściwie każdy; ale nie każdy jest pilotem......i chyba jednak nie każdy lata......

Wielu ludzi "leci" do sklepu na zakupy......I to nie jest latanie w sensie "prawdziwe latanie".....choć własciwie można mówić zawsze, że "latają"...heh

Znajomi spadochroniarze też "latają"....jednak czy spadanie "kamieniem" do ziemi jest lataniem....? dla nich pewnie tak.....pewnie to chwilowe opadanie jest w jakimś sensie lotem......więc latają.....tyle że krótko i "do ziemi".....

Znajomi modelarze mówią, że latają, czy byli latać......Ale czy siedzenie, lub stanie na ziemi i puszczanie w powietrze zabawkowych samolotów....szybowców...czy innych takich wynalazków jest prawdziwym lataniem...? Dla nich pewnie tak.....dla innych to zabawa dużych chłopców.....Im pewnie daje adrenalinę, frajdę i  wogóle...wszystko co najfajniejsze......jednak czy to wystarcza?

Znajomi szybownicy także latają.....i to latają w sensie dosłownym....będąc w powietrzu; zdani na swoje umiejętności i swój sprzęt......czujący powietrze...termikę i przestrzeń w jakże niedostępnym dla zwykłych ludzi wymiarze...są wolni prawie jak ptaki......

Znajomi piloci (komunikacyjni itp) także latają....Ale czy siedzenie w kokpicie naszpikowanym komputerami; instrukcjami; zaleceniami gdzie człowiek jest tylko "dodatkiem" jest takim prawdziwym "lataniem"...? Dla Nich pewnie tak....pewnie to szczyt umiejętności i doświadczenia......Bez wątpienia są pilotami z krwi i kości....choć z drugiej strony czy czasami nie są "woźnicami", czy tez operatorami skomplikowanych maszyn i urządzeń ?

Znajomi motolotniarze; paralotniarze; ultralajci także latają....Latają dla przyjemności smagani wiatrem.....mogą polecieć tu lub tam....pokręcić się wokoło, by popatrzeć na umykające sarny czy ładne jeziorko które mijają.....przelecieć nad głowami najbliższych na wysokości 2 metrów i na wysokości 500 metrów.....zerknąć na dachy lub na chmury ze strony, jaka normalnie jest niedostępna.....są wolni w maxymalnym wymiarze jaki chyba jest możliwy..To także piloci i "ta kategoria" chyba połączyła świetną zabawę, profesjonalizm i lot w tą całą istotę latania które mnie tak kręci......
Staram się do tej kategorii należeć...być coraz lepszym....sprawniejszym by móc z każdej chwili spędzonej w powietrzu wynieść jak najwięcej.....jak najwięcej wrażeń i uczuć.....widoków które zapamiętuje się na zawsze.......doświadczeń tak cudnych.....przestrzeni niedostępnej dla "wielu  którzy "latają" do sklepu lub "wożą" ludzi do pracy czy na wakacje.........

Dzieki takiemu "mojemu lataniu" czuję się spełniony...będąc pilotem "takiego rodzaju" czuję się baaaardzo spełniony i szczęśliwy.....Po kazdym starcie czuję tak wiele uczuć i tak wiele różnych myśli biegających po głowie których nie da się opisać....to trzeba poczuć....po prostu........Wielu innych pilotów odczuwa pewnie podobnie.....niektórzy czują pewnie nieco inaczej.....ale chyba każdy zgodzi się z tym, że każdy lot jest spełnieniem pragnień...spełnieniem marzeń............
Wydaje mi się, że tego nie poczują modelarze czy ci którzy "lecą" do sklepu...oni latają, ale nie "lecą"..........I niech żałują....bo mają czego...........
Cieszę się strasznie, gdy niektórzy z naszych znajomych chcą także spróbować latania "z oderwaniem się z ziemi"......Jeśli spróbują jest duża szansa, że poczują to co ja czuję będąc w powietrzu....a gdy to się stanie to już nigdy niebo nie będzie dla Nich tym samym......zaś na ziemię będą patrzyli tylko na okres w życiu pomiędzy kolejnymi lotami.....zaś na ziemi będą patrzyli wciąć w niebo z tęsknotą.....bo każdy lot jest po prostu bezcenny....W powietrzu się żyje, a na ziemi tylko egzystuje bo jednak "nieba" brakuje......zwłaszcza gdy jest "warun".........

środa, 16 czerwca 2010

gołębiom od dziś mówię NIE

Tak.....ostatnio pisałem o gołębiarzu, który nam się skarżył, że te jego ptaszki się nas boją....że gdy latamy nad działkami w Grubnie jego "srule" nie chcą przylatywać, wracać i w ogóle mu się to nie podoba.......I wszystko byłoby fajnie pięknie, gdyby te jego ptaszki tak wszystkiego nie "osrywały"....gdy we wtorek wyjeżdżaliśmy z Grubna, nasz samochód został pracowicie obrobiony właśnie przez gołębie.....Nie wnikam czyje, ale fakt jest taki, że mieliśmy dwie ptasie kupy na szybie, dwie na masce i jedną konkretną na dachu........I TO mi się nie podoba bardzo......Nie mam nawalone w głowie i nie lśni idealnie za każdym razem nasze autko, ale pięć ptasich gówien jednego dnia, które trafiają na nas to zdecydowanie za dużo.....wczoraj też lataliśmy w Grubnie i znowu stalismy się celem ataku "chemicznego" w wykonaniu gołębi.....Poza tym podłączyły się do naszej dwuparalotniowej formacji trzy gołębie i tak lecieliśmy razem dobrą chwilę....Wiec wniosek mozna wysnuć, że "srule" się nas raczej aż tak bardzo nie boją, skoro z nami latają......Dodatkowo mają nas w "poważaniu" i wręcz "srają na nas"......
Całe szczęście jeszcze żaden mi nie nawalił na skrzydło, bo chyba bym po lądowaniu rozpieprzył te wszystkie ptasie budy w drobny mak..........
To wszystko sprawia, że jakoś nie chce mi się uważać czy przelatuję nad gołębnikiem....czy jest w pobliżu stado jakichś takich zasrańców....Skoro się nas nie boją, a wręcz czują się na tyle komfortowo by nas bombardować to czym się przejmować....? Żeby nie było, że tak tylko piszę zobaczcie sami jak potrafi taki "ptaszek" nawalić......Cholernik jakby celował.....
Podsumowując od dziś mam gołębie i te ich zasrane gołębniki w głębokim poważaniu....Jak one na mnie robią to ja też będę.....A co......

wtorek, 15 czerwca 2010

wtorkowo porannie......

Po wczorajszym powrocie do domu...po pierwszym śnie....po rozmowach SMSowych o 23 i nieco później udało się dograć wtorkowy poranek....stanęło na tym, że o poranku....najwcześniej jak się da jedziemy polatać.....ma być warun...wszelkie prognozy tak mówią, więc jak chcemy latać, to trzeba wstać "z kurami" i spróbować polatać......
Pobudka o czwartej jest strasznie bolesna i trudna....zwłaszcza z Sosną przy boku......rożne myśli wtedy przebiegają po głowie....najchętniej człowiek by się powtulał jeszcze i pospał....z 15 minut....pół godzinki....godzinkę może......ech
Tyle, że gdy ma się w perspektywie latanie i pogodę lepszą, niż poprzedniego dnia człowiek wstaje z łóżka....robi kawę.....bierze prysznic....pakuje się i jedzie........
Lubię takie poranne wstawanie.....bardzo poranne......nieco przed wschodem słońca, gdy można złapać "świat" w chwili tak rzadko widywanej....spokojnej, a jednocześnie pełnej zmian........
Pogoda rano idealna....zero wiatru.....lekkie mgły ścielące się tuż przy ziemi i wschodzące słonce...cudo.....














Podjechałem po Rafała....mojego towarzysza "lotniczego"...zatankowaliśmy i w końcu dojechaliśmy na łąkę w stałym ostatnio miejscu - czyli "Grubno rulez".......Tradycyjnie, po porannej kawie musiałem najpierw "odpalić" w jakichś ustronnych krzakach małe co nieco tak, by nie było zbędnego balastu i zaczęliśmy się rozkładać.....
Plan ustawiony na lot do Świecia; potem do Kozłowa pooglądać piękny wiadukt kolejowy......a potem "z powrotem".....Poza tym plan na latanie, ile wlezie i odkucie się za poprzedni "poszarpany" dzień..........
Start bez wiatru. Ja odpaliłem jako pierwszy; Rafał chwilkę po mnie......dopiero w powietrzu przypomniało mi się, że nie włączyłem kamery którą "wożę" na kasku....coś ta kombinowałem powłączać, pomanipulować ale jak się później okazało starania moje nic nie dały......no nic.....odpaliliśmy....jakieś kółko wokół startu i lecimy dalej......

Najpierw nad "jedynkę", a potem "wzdłuż" Chełmna nad most przez Wisłę.....Raf trochę poszalał nad miastem.....potem tuż przed moim nosem efektownie przeleciał i pokręcił kilka wingoverów.......Wszystko fajnie pięknie tylko, że trochę to poczułem...ale to nic złego....trzeba ćwiczyć różne takie podmuchy i dzięki Ci za nie......
Lecieliśmy dalej....Wisła nadal rozlana szeroko płynęła....krótki rzut oka na "naszą łakę" zalaną przez tą brzydką szaroburą breję w jaką zmieniła się królowa polskich rzek....Niby trochę opada, ale jeszcze przez długi czas nie będziemy mogli korzystać z tak pasującego nam miejsca......szkoda......
Lecieliśmy dalej.....Trochę niżej zaczęło rzucać, za to od ok 80-100 metrów wiaterek........ to polecieliśmy z tym bocznym wiatrem nad Świecie, wzdłuż Wisły.....jakby było spokojniej to pewnie trochę niżej byśmy ciągneli, ale po tych wczorajszych huśtawkach, ani ja, ani Rafał nie mieliśmy na to ochoty....fara...zamek.....wylana Wda...jakaś opuszczona  (zerwana??) barka......Wisła która w miejscu łączenia się z Wdą łapie zupełnie inny kolor.....słowem widoki cudne......"wzięliśmy" Świecie od wschodniej strony, przelecieliśmy nad szitalem; i duuuużym łukiem polecieliśmy nad krajową "jedynkę"......po jej przeleceniu kierunek na Kozłowo......wciąż na wysokości ok 120-150 metrów tak by ludziom zbytnio nie hałasować z samego rana.....niech sobie żuczki spokojnie śpią....my mamy tu z góry tak wspaniałe widoki, że niczego więcej nie trzeba......no może nie do końca.....Sosny mi tu brakuje za każdym razem....ale już niedługo, oj niedługo.......
Dalej lecieliśmy nad Kozłowo...po drodze próbowaliśmy zejść niżej, ale nadal trochę nierówno było....w końcu się dowlekliśmy (pod wiatr GPS wskazywał mi prędkość względem ziemi ok 13-15 km/h więc szału nie było).....Akurat przez piękny ceglany wiadukt nad jeziorem przejeżdzał mały kolejowy pojazd.....Raf który był niżej ode mnie, wystraszył łabędzia, który w tym samym momencie przeleciał pod wiaduktem i wylądował na środku jeziorka......Wędkarze z brzegów patrzyli i chyba byli tak samo urzeczeni tym wszystkim co się działo w  takim pięknym miejscu jak ja.....piękny widok i piękna chwila.....tak sobie myślę, że każdy kto w okolicy "lata" powinien dotrzeć w to miejsce choć raz w życiu....warto ...po prostu warto.....
Żal, że nie mieliśmy aparatu i z kamerką też wyszła lipa.....ale jest powód by tam wrócić i przy spokojniejszej pogodzie pokręcić trochę z "niskiej".....Trochę tam pohałasowaliśmy i ruszyliśmy w droge powrotną.....
Dalej prowadzeni "jedynką" śmigalismy nad most na Wiśle....po drodze mijaliśmy wielkiego regionalnego "śmierdziela" czyli zakłady papiernicze, znane w okolicy jako CELULOZA ŚWIECIE.....co tu dużo mówić.....u góry też śmierdziało jak cholera, jednak zapach jest niczym wobec "industrialnych" widoków i dymów, które do pewnego momentu szły prościuteńko do nieba, zaś po osiągnięciu ok 80 metrów zostały pracowicie porwane przez wiatr który i nas trochę porywał.....po wyjściu z tych "błogich zapachów" mogliśmy wreszcie poczuć odrobinkę świeżego powietrza.....w sensie dosłownym taką odmianę się czuje...bardzo czuje.......przelecieliśmy Wisłę prawie w tym samym miejscu jak poprzednio....Raf jak zawsze trochę się pokręcił tu i ówdzie (- ja mam na to swoje słowo - trochę pomyszkował hihi ), troche polataliśmy obok siebie na rożnych wysokościach....raz ja pod Nim....raz On pode mną......tak zleciała droga powrotna......jeden skromny krąg nad "startem" i podejście do lądowania.....
Trochę się obawiałem tego manewru, bo skróciłem ostatnio taśmy w uprzeży, przez co jestem teraz odrobinkę inaczej (krócej) wpięty.......ostatnie lądowania raczej były bez wiatru, za to dziś troszkę już zawiewało.........ale jak to od jakiegoś czasu bywa, wszystko ładnie się udało......ładne podbiegnięcie........ładne opuszczenie skrzydła i było po locie..........Rafał jeszcze trochę kręcił się nad Grubnem po czym też wylądował......też bardzo ładnie.......










































Jeszcze "kontakt telefoniczny" do Sosny....usłyszenie głosu ukochanego i to była pełnia szczęścia....kochana kobieta i udany lot ze świetnym kumplem :) Idealne zestawienie.....

Ten nasz przelot pozwolił poczuć znowu to, co sprawia, że tak bardzo zawsze chcę tam wracać.......Lot trwał nieco ponad półtorej godziny, ale ten cały czas jest bezcenny....jest niezapomniany.....jest spełnieniem marzenia, które w sobie nosiłem od małego dzieciaka, który bał się samolotów; helikopterów i w ogóle jakiejkolwiek wysokości........Spełniam to marzenie i przełamuję lęk od jakiegoś czasu i mam nadzieję, że będzie tak to wszystko "działało" dalej........po prostu uwielbiam latać.......I chyba nie potrafiłbym bez tego normalnie żyć.......bardzo się cieszę że Sosna to rozumie.....Jak nikt inny........

Zwinęliśmy sprzęt i do domu.....a tam Jej objęcia......buziaki, a potem standardowa procedura....."rozpakowanie i prysznicowanie"....itd itp....
potem śniadanie......Sosna stanęła na wysokości zadania....pyyyyyszota konkret :)