poniedziałek, 7 czerwca 2010

Niedziela - podsumowanie

   No....Niedzielne pyrkanie należy uznać zdecydowanie za udane....tym bardziej ze poranek sobotni był niestety dosyć dołujący w sensie dosłownym......nie udało się oderwać od ziemi wtedy....udało się w niedzielę...i to jak...:)

  najpierw wyczekiwanie aż wiatr siadzie....na złość niespecjalnie chciał........ale zajęcia były.....grzanie kości na słońcu pociągając piwko bezalkoholowe w towarzystwie najprzedniejszym jakie tylko może być....czyli naszym własnym.....spokój....cisza....ptaszki ćwierkają.....komary jeszcze śpią....sielanka konkret......
   w końcu zaczęło siadać.....wiec ekspresowe wskoczenie w odzież "do latania"....siku.....rozłożenie skrzydła....dogrzanie napędu i sruu w powietrze.....stresik był.....nie powiem, że nie....zwłaszcza po tych sobotnich startach gdy "dżungla" nie chciała wypuścić......ale ładnie się wszystko udało i i bylismy "pod niebem".....Nemo....Solówa i ja ........

    najpierw kilka kółek nad Sosną i znajomą parką ( wciąż liczę po cichu że męska połówka zostanie paralotniarzem i do tego napędowcem, więc trzeba było trochę pokazać jakie to faaaaajowe)....a gdy już się napatrzyłem z góry na moją miłą....gdy Ona napatrzyła się na mnie poleciałem nad jedynkę.....lot pierwsza klasa....20 metrów nad drogą pełną samochodów i zgrzanych ludzi wracających z zatłoczonych plaż i jakichś zasyfionych ośrodków do szarej codzienności.....oj taki lot daje kopa.....spokój ....cud ......miód......malina powietrze......spokojniutko ze OJ.....fajnie.......
   potem locik nad jednostkę wojskową, by zobaczyć z innej perspektywy polska armię.....I o dziwo wyglądała lepiej niż z ziemi....jakiś taki porządek....samochody i inny sprzęt równo ustawiony.....jak w jakimś lepszym komisie samochodowym.....tyle, że tu nic nie lśniło, a gdzieniegdzie widać było, że "sprzęt" pamięta stare dobre czasy czyli bajkowe "dawno dawno temu".....ale i tak wyglądało super....
   latam dalej......znowu lot "jedynką", tym razem w stronę Stolna....znowu nad drogą.....tuż nad autami.....czysta frajda.......przy drodze jakieś zabudowania....z drzwi wyskakuje kobieta...woła dzieciary......te ładnie podnoszą łapki i kiwają.....ja zakręcam......dzieciary kiwają bardziej......niech mają frajdę z tego, że ktoś tu lata.....ja też mam FUN z tego ze mogę komuś sprawić radość, a poza tym z tego, że takie chwile są zdecydowanie lepsze od tych, w których "ziemianie" wygrażają pięściami, lub łapią kamienie w dłonie.........
   w końcu dotarłem do Stolna......tu kilka jakiś niemrawych wygibasów nad "parką" która przeniosła sie z łąki w swoje rewiry........Kurde Mariusz zacznij się szkolić w końcu !!!!......
   powoli droga powrotna...znów nad jedynką.....znów kilka kółek nad "dzieciarami", których już jest dwa razy więcej.....nad podwórkami z ujadającymi psami....nad ludźmi którzy kiwają prawie zawsze - widać mają taką samą radość z tego lotu jak ja......

    w końcu przyleciałem nad Sosnę....kilka kółek by Ją znów zobaczyć......kilka kółek nad jakimś facetem, który zaczął ją "nagabywać" o sprzęt.....wypytywać o kursy itd.......Sosna robi ładną reklamę....zuch dziewczyna....ja się kręcę jak mucha nad Nimi....pilnuję....obserwuję....czaję się prawie w gotowości, by wylądować........
   odleciałem nad senne Grubno......potem lot nad obwodnicą Chełmna na której jak zwykle nikt, prócz mnie i wiatru nie śmiga...żadnych robotników...żadnych maszyn.....nic......w końcu powrót.....krótki lot nad stacją benzynową, by wyczuć noszenia jakie generują ciężarówki zaparkowane w pięknym stadzie.....musiały długo jechać skoro ten gorącz od nich bijący powoduje podniesienie mnie o dobrych kilka metrów........
   powrót spokojny...szybki.....jeden krąg i lądowanie....znowu mam wrażenie, że za szybkie....że zbyt późno przyhamowałem........tyle że na filmie wygląda to znowu ładnie....hmm.....biorąc pod uwagę, że jest tu lekki spadek terenu to lądowania nigdy nie będą "modelowe".....grunt, że z ładnym dobiegnięciem.....z ładnym położeniem skrzydła....że bez strat i w ogóle bezkolizyjnie z ziemią :)

   choć jak tak teraz myślę, to latało się na tyle fajnie, że najlepiej byłoby nie lądować......Jedynie Sosny mi tam w górze brakowało......No ale wylądowałem....poskładaliśmy sprzęt zjadani żywcem przez dzikie chordy wygłodniałych komarów i po spakowaniu wszystkiego do starego dobrego Forda wróciliśmy do domu....rozłożenie sprzętu....spacer z Wirusem...prysznic i lulu.......

   Cała niedziela udana...aktywna....taka jaka powinna być niedziela i zakończenie "długiego weekendu"......Cholera cieszę się, że nie jesteśmy jakimiś starymi pierdzącymi ramolami dla których jedyna rozrywką jest łażenie po zatłoczonej plaży lub wcinanie spalonej kiełbasy we własnym zapuszczonym ogródku....chyba byśmy ocipieli.......bo potem byłaby telewizja...tam telenowela i spokojna cicha egzystencja do późnej starości....a potem śmierć z myślą, że zamiast coś przeżyć w życiu nic się nie zrobiło........

A tymczasem my spełniamy marzenia.......każdego dnia.....:)

1 komentarz: