niedziela, 23 grudnia 2012

w przeddzień gwiazdki...

   Ostatni przedświąteczny weekend trwa. Z tej okazji wpis nieco inny od wszystkich tegorocznych wpisów. Bez pisania o tym co u nas, bez komentarza do otaczającej rzeczywistości, bez wzmianek o różnych sprawach o których czasami nie można milczeć.
   Dzisiejszy wpis to przede wszystkim życzenia. Życzenia skierowane do wszystkich naszych znajomych, do sympatyków i czytelników naszego bloga, oraz tych wszystkich, którym nie złożymy życzeń osobiście.
   Życzenia wszelkiej radości, uśmiechu, zdrowia, pogody w sercu i wszelkiej dobroci wokół. By każdy dzień był spełnianiem marzeń, by każdy lot był udany, by liczba startów równała się liczbie lądowań, by skrzydła dobrze słuchały, a napędy działały zawsze znakomicie, by najbliżsi rozumieli Waszą pasję i byście po prostu byli szczęśliwi. By każdy dzień był udany i pełen wrażeń. No i rzecz jasna, by zawsze było bezpiecznie i zdrowo. Wszystkiego najlepszego i najszczęśliwszego...



piątek, 21 grudnia 2012

kalendarz i Polskie Stowarzyszenie Paralotniowe....

   W tym roku Polskie Stowarzyszenie Paralotniowe postanowiło zrobić prezent i tuż przed świętami rozesłać do wszystkich swoich członków kalendarz na 2013 rok. Od początku tygodnia sukcesywnie docierał do adresatów i od razu wzbudził pozytywne emocje. Do nas owe cudo dotarło wczoraj i trzeba od razu potwierdzić owe wcześniejsze dobre oceny.


   Kalendarz jest duży, porządnie wykonany z porządnymi, dobrej jakości zdjęciami. Jest po prostu fajny, nie przekombinowany i idealnie będzie wyglądał na każdej ścianie. No i co najważniejsze - ktoś miał świetny pomysł, dobrze się spisał i sprawił, że wielu pilotów będzie mogło cieszyć oczy fajnymi widokami. Dzięki ! Jak "toto"wygląda można zobaczyć poniżej :




   Nie byłbym sobą gdybym skończył na pisaniu o kalendarzu. Od jakiegoś czasu chciałem napisać kilka słów o Polskim Stowarzyszeniu Paralotniowym i dziś jest ku temu chyba najlepsza okazja.
   Wiadomo, że by latać nie trzeba należeć do żadnego stowarzyszenia, klubu czy innego aeroklubu. Często szkoda zachodu na ładowanie kasy w składki, bo to kasa wywalona w błoto. Tak czasami jest z lokalnymi aeroklubami czy niewielkimi kilkuosobowymi stowarzyszeniami, gdzie właściwie z członkostwa nic nie wynika. Za przykład wystarczy aeroklub pomorski w Toruniu, gdzie niby można latać, gdzie niby działa sekcja paralotniowa, jednak od kilku lat ciężko jest się przebić ze zwykłą organizacją holi. A członkostwo kosztuje lepiej niż np roczny zapas oleju. W efekcie wielu pilotów z Torunia czy okolic woli jechać do np Inowrocławia, gdzie wszystko działa jak należy.
   Z członkostwem w PSP jest inaczej i najzwyczajniej w świecie warto. Tu za stosunkowo niewielką, wręcz "symboliczną składkę" dostajemy widoczną zniżkę na ubezpieczenie OC i mamy wreszcie świadomość, że nasze składkowe pieniądze wędrują na coś sensownego (startowiska, imprezy paralotniowe itd), a na dokładkę co jakiś czas wpada do skrzynki gratis w postaci kalendarza czy pisemka Vario. Niby to drobiazg, ale właśnie o takie drobiazgi chodzi. Do tego widać, że ktoś coś robi, ktoś myśli, działa i zupełnie nie czuć tego polskiego "betonu", tak charakterystycznego wielu stowarzyszeniom czy związkom sportowym żerującym na kasie z dotacji i przejadaniu publicznych pieniędzy na tworzenie zamkniętego kręgu znajomych, przyjaciół, prezesów i innych działaczy. I tyle na dziś wystarczy.....

środa, 19 grudnia 2012

Świątecznie

 Już tylko kilka dni nas dzieli od świąt, wir przygotowań w większości domów trwa. Nam na szczęście zostało tylko przygotowanie pysznego jedzonka. A w wolnych, wieczornych chwilach, kiedy za oknem szaro buro i wcale nie zimowo oglądamy coś na poprawę humorów a także, by poczuć klimat świąt.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

bezpieczeństwo po raz kolejny.....

   Hmm. Ostatnio latania niewiele. Pierwszy poważny atak zimy i natłok spraw różnych nieco powybijał z głowy pomysły o jakichś dłuższych lotach. Jednak całe szczęście jest jeszcze paralotniowy internetowy worek bez dna w którym czasami można wyszperać coś ciekawego, dającego do myślenia i każącego choć chwilę zadumy w chwilach do tego najwygodniejszych.
   Kilka dni temu w naszym otoczeniu przetoczyła się dyskusja o różnych takich sprawach dotyczących bezpieczeństwa, wypadkowości i tych wszystkich rzeczy, dzięki którym latanie na paralotniach bywa nazywane sportem ekstremalnym. Kilka razy ten temat już wałkowałem na blogu, jednak chyba rozmów o bezpieczeństwie nigdy za wiele. Bo jeśli ten wpis sprawi, że choć jeden człowiek pomyśli zamiast niepotrzebnie ryzykować to będzie znaczyć, że sukces osiągnięty.
   Paralotniarstwo jest bez wątpienia sportem sprzyjającym wszelkiego rodzaju urazom. Nie ma co pitolić. Tak jest, tak było i tak bez wątpienia będzie. Czasem wystarczy postawić źle nogę, czasem wystarczy źle odczytać warunki lub możliwości i łatwo można zrobić sobie przysłowiowe "kuku". Wielu z nas ma na tym polu spore doświadczenie. Wielu wisiało na drzewie, wielu źle wylądowało, niektórzy przecenili siebie lub warunki, a jeszcze inni mieli po prostu pecha. Było tego dość, by sobie uświadomić, że wypadki chodzą po ludziach i jak często nie mamy na nie wpływu, tak czasami sami je prowokujemy.
   Są sytuacje, których można uniknąć i właściwie chodzi o to, by dany delikwent trochę myślał o zagrożeniach. Praktycznie każdy z nas był kiedyś świadkiem takich momentów. Zapewnienie sobie maksymalnego bezpieczeństwa jest bezcenne i właściwie każdy z nas sam decyduje jak bardzo chce ryzykować. Jedni latają jedynie w masełku, inni w ostrej termie, jedni kupują porządne buty, inni ubierają jedynie sandałki, jedni wciąż inwestują w swoje umiejętności, inni zaraz po kursie sądzą, że wszystko potrafią i już są świetnymi pilotami. Niby nic takiego ale wystarczy zobaczyć ilu ludzi lata bez zapasów czy chociażby tak podstawowego sprzętu jak kask. Życie szybko weryfikuje każdego chętnego i pokazuje, że latanie nie jest zabawą, że powietrze to żywioł z którym trzeba się liczyć, a grawitacja wciąż jest nieubłagana.
   Niestety niektórzy nadal nie mają pojęcia o wielu różnych zagrożeniach jakie nas mogą spotkać i często właśnie tacy ludzie po ewentualnym wypadku oskarżają wszystkich dookoła nie zauważając, że sami podjęli ryzyko, sami spowodowali wypadek i sami są sobie winni. Pal licho, gdy kończy się na potłuczeniach i zniszczonym sprzęcie, gorzej gdy wchodzą w grę połamane kończyny, uszkodzone kręgosłupy lub pogrzeb z zapłakaną rodziną wokół. Często w takich wypadkach ludzie stawiają świeczki, palą znicze, internet huczy od żalów nad takim delikwentem, który mówiąc szczerze nie myślał. Kilka takich przypadków w minionym roku się zdarzyło - a to kogoś bez kasku na głowie zaatakował napęd bez kosza, a to ktoś próbował latać trajką nawet nie będąc przeszkolonym w lataniu....Było kilka takich głupich i bezsensownych wypadków i właśnie takim bezmyślnym delikwentom dedykuję filmik zamieszczony pod tym LINKIEM. Sądzę, że obrazki tam zawarte są sugestywne i co niektórzy chwilkę pomyślą o tym, jak często sami się podkładają. Głupotą jest sądzić, że nigdy nam się nic nie przydarzy. Wypadki chodzą po ludziach, zdarzyć się mogą zawsze, ale gdy można, to trzeba o siebie dbać by minimalizować ryzyko, nieodłączne wszystkim którzy chcą latać.

sobota, 15 grudnia 2012

motorovy paragliding czyli szkoleniowe sprawy #2

   Trzy tygodnie temu na naszym blogu zagościł filmik "szkoleniowy" traktujący o tych wszystkich rzeczach, jakie każdy początkujący powinien zobaczyć, poznać i zrozumieć. Widać tam było podstawy i kilka drobiazgów, bez opanowania których nie ma co myśleć o porządniejszym lataniu.  
   Dziś na blogu ląduje kolejny filmik z tej serii, na którym można zobaczyć o co mniej więcej chodzi z lataniem napędowym. Wielu myśli, że wystarczy założyć napęd, podpiąć pod skrzydło i już się jest wielkim pilotem. Rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana. Jak bardzo można zobaczyć poniżej :

poniedziałek, 10 grudnia 2012

paramikołajki minęły...

   Niestety tak czasami bywa, że jeden telefon może zupełnie zburzyć plany. Dokładnie tak stało się u nas w ostatni piątek. Ambitny plan na weekendowy wypad do Watorowa legł w gruzach przez jeden zwykły na pozór niewinny telefon. Cóż, tak czasami bywa - ostatecznie nie pojechaliśmy, nie byliśmy i nijak nie dało rady być w chyba najbardziej paralotniowym miejscu minionego weekendu.
   My zaliczyliśmy pecha, jednak dzięki niektórym znajomym można trochę poczuć klimat tej imprezy za pomocą nadsyłanych zdjęć, opisów i pojawiających się filmików. Kilka z tych zdjęć publikujemy poniżej z wyraźnym przypomnieniem o prawach autorskich należących do Janusza Netopelka.








   Z tego co do nas dotarło impreza wyszła nadspodziewanie dobrze i pomimo niskiej temperatury (rzędu -6 stopni), wiatru i oklapujących pylonów zameldowała się ponad dwudziestka pilotów z kadrowiczami na czele. Pewnie gdyby to była inna pora roku na "starcie" zameldowałoby się więcej osób, jednak takie są uroki zimy i latania w grudniu. Na sam koniec wrzucamy jeszcze świeży filmik, by choć odrobinkę przybliżyć atmosferę panującą na lotnisku. Dobrego oglądania :


sobota, 8 grudnia 2012

zima - pierwsze starcie...

   Zima stała się faktem. Tak ładnie zapowiadający się weekend okazał się jej pierwszym poważniejszym atakiem. Jest mroźno, zaczęło wiać i jak zawsze drogowcy zostali całkowicie zaskoczeni.
   Zaskoczony został nawet tak przez nas lubiany kot Simona, którego najnowsza przygoda właśnie została opublikowana. Dobrego oglądania :

piątek, 7 grudnia 2012

paramikołajki startują....

   Dziś rozpoczęcie chyba najciekawszej imprezy paralotniowej w okolicy na przestrzeni ostatnich kilku lat. Pogoda zdaje się także sprzyjać i pomimo wciąż zmieniających się prognoz, aura wyraźnie się poprawia. Coraz wyższe ciśnienie, lekko ujemna temperatura i błękitne niebo daje duże szanse na udaną, sympatyczną imprezę. Pojedziemy, zobaczymy i relacja będzie......

środa, 5 grudnia 2012

wspieramy kulturę filmową....

   Dobry film obejrzeć lubimy zawsze. Niestety większość produkcji ostatnich lat nie nadaje się do oglądania, przeżywania i tego wszystkiego co powinno towarzyszyć przeżywaniu obrazków wyświetlanych na dużym ekranie. Przyczyny są jak zawsze złożone : nędzne ekipa, filmowanie "bo akurat moda", słabi nie potrafiący niczego zagrać aktorzy, gwiazdorstwo i typowy przerost formy nad jakością. Często wiele filmów, które z zasady powinny być dobre, okazują się mega szmirami, nudami z drewnianymi rolami, zmanierowanymi reżyserami zmontowanymi na dodatek w jakości tak wysoce niesmacznej, że przypominającej czasy komputerów commodore. Jednak duża forsa topiona w promocję potrafi sprawić, że nędzny film generuje zyski pomimo nędzy jakościowej którą prezentuje.
   Biorąc pod uwagę powyższy wstęp trzeba powiedzieć że większość "dużych" produkcji jest zdecydowanie nieciekawa, nudna i niewarta tracenia czasu czy kasy na bilet do kina. Proporcje w filmach niezależnych/niszowych są zgoła odmienne. Tu twórcom zależy, tu aktorzy się starają, coś potrafią i zazwyczaj wychodzi z tego całkiem fajna produkcja. Tyle, że często nie starcza kasy na dobrą promocję i jedynie jakość jest w stanie sprawić że ludzie sięgają po akurat ten a nie inny film.
   Szczególnie kładę nacisk na ludzi bo to dzięki ich pracy film może się okazać ciekawy. To twórcy, aktorzy i ekipa potrafią sprawić, że chce się oglądać i wraca się do tych akurat produkcji.
   Ostatnio dotarły do nas wieści o toruńskim aktorze/amatorze Januszu Kwasowskim, który bierze udział w  konkursie ZOSTAŃ GWIAZDĄ FILMOWĄ w którego efekcie zostanie wyłonionych kilku aktorów, którzy później zagrają w polsko francuskiej produkcji OSTATNI KLAPS. Właśnie przeszedł do kolejnego etapu, co już jest sporym sukcesem, a jeśli wziąć pod uwagę że okazał się lepszy niż sześciuset pozostałych uczestników, to już w ogóle "czapki z głów".
  Janusza Kwasowskiego można już było zobaczyć na deskach teatralnych (lata sześćdziesiąte XX wieku) oraz w kilku produkcjach filmowych ( np filmie Dariusza Landowskiego „Podnieść się, by nie upaść" i w „Primadonnie" w reżyserii młodego reżysera Patryka Borowiaka). Janusz grywa także w serialach - ostatnio także w kręconych m.in. w Toruniu "Lekarzach". 
   Co tu dużo mówić - gra tego człowieka wręcz krzyczy autentycznością, jako aktor jest dokładnie "zestrojony" z odtwarzaną postacią i niewątpliwie ma talent.
   Takie cechy trzeba wspierać i bez dwóch zdań postanowiłem poświęcić temu człowiekowi dzisiejszy wpis. Jednak nie zamierzam przeciągać dzisiejszego wpisu. Zakończę go apelem do tych wszystkich czytających naszego bloga i lubiących oglądać dobre filmy by zagłosowali na Janusza Kwasowskiego wysyłając SMSa o treści 025 pod numer 71733. SMS jest niestety płatny (1,23PLN) jednak w mojej ocenie to właściwie wydana symboliczna złotówka. Bo dzięki niej mamy szansę mieć wpływ na poprawę rodzimego przemysłu filmowego przez wprowadzenie "na rynek" nowego, świetnego aktora z kosmicznie dużym potencjałem.


    A na koniec dla wszystkich chcących zgłębić temat i choć odrobinę poznać aktora, któremu poświęciłem dziś kilka słów proponuje zajrzeć na strony :
MM Toruń - toruński aktor w show ZOSTAŃ GWIAZDĄ FILMOWĄ
ZOSTAŃ GWIAZDĄ FILMOWĄ - uczestnik Janusz Kwasowski

PARAMIKOŁAJKI tuż tuż....

   Już dawno pisaliśmy o zapowiadanej na mikołajkowy weekend imprezie zorganizowanej przez toruńską Grupę Falco do spółki z ekipą trenerską "w Paski", pod mówiącą wszystko nazwą PARAMIKOŁAJKI. Inicjatywa bardzo fajna, pomysł przedni i lokalizacja wręcz wymarzona. Lotnisko w Watorowie ostatecznie jest o "rzut kamieniem" od nas, więc normalne jest, że śledzimy, kibicujemy i pojawimy się na miejscu.
   Właśnie dotarła garść informacji "technicznych" od organizatorów, a w szczególności wstępny program. Wiadomo, że zawsze takie plany mogą ulec zmianie, są mocno ruchome i nigdy nie wiadomo, czy akurat pogoda nie spłata kolosalnego figla. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale zasadniczo plan na sobotę i niedzielę wygląda tak :
- loty w sobotę od godziny 8:00, w godzinach południowych prelekcje (od 15:00 Ośrodek Wymiany Młodzieży/Chełmno): 
Trenera Kadry Narodowej Adama Paski o lataniu zawodniczym, 
Piotra Dudka - konstruktora skrzydeł i czołowej postaci firmy Dudek Paragliders
Przedstawiciela Agencji Żeglugi Powietrznej o poruszaniu się w przestrzeni powietrznej, 
Psychologa sportowego o sporcie wyczynowym i panowaniu nad emocjami.
Po prelekcjach i obiedzie przygotowanie do konkurencji nocnych. 18:00 - planowane loty nocne
A ok 22 wieczorem PARABAL jako impreza mniej oficjalna i integrująca środowisko
- loty w niedzielę od godziny 9:00. 
   Więcej info na bieżąco będzie zamieszczane w mediach typu "grupa", fejsbuki itd. Można także dzwonić do organizatorów pod numer 608-323-558 i (056) 654-33-25, oraz zaglądać na stronę Grupy Falco.

wtorek, 4 grudnia 2012

travel is dangerous....skąd my to znamy ?

   Ostatnio przeglądając "sąsiednie" blogi trafiłem na obrazek/grafikę. I nie byłoby tu nic takiego, gdyby nie podpis i specyficzna perspektywa tak bardzo znana wszystkim pilotom paralotniowym. Nie będę tworzył elaboratów o autorze, o historii i innych tego typu wpisów. Poniżej wspomniana wcześniej grafika, która powinna zastąpić wszelkie słowa.....

Travel is Dangerous - Mario Sanchez Nevado

poniedziałek, 3 grudnia 2012

mega niedziela.......

   Czego by nie napisać o niedzieli, to trzeba zaraz na samym początku wspomnieć, że była "mega", "cacy", "idealna" i wielce akuratna.
   Kilka dni temu skrystalizował się plan na dość daleki wyjazd i latanie w całkowicie innym krańcu Polski. W perspektywie kilkugodzinna podróż, nieznany teren i realia tamtych stron. Ostatecznie z owego "dalekiego planu" nic nie wyszło. Niezależne sprawy wzięły górę i zostaliśmy z dosyć luźną niedzielą i całkowicie pozmienianymi planami.
   Pogoda jak drut - słaby wiatr i zero opadów. Możliwe zamglenia i zachmurzenie, do tego temperatura w okolicy zera, więc idealnie jak na tą porę roku. Kilka telefonów, kilka rozmów i przed południem wystrzeliłem z domu, tankując po drodze na "zaprzyjaźnionej stacji Orlen" i zgarniając Marka do towarzystwa. Startowaliśmy jakoś koło dwunastej. Plan na godzinny lot do Chełmży, potem zależnie od nastrojów i ciepła. Jak zmarzniemy to powrót, jak nie, to się zobaczy "po drodze".
   Startowałem jako drugi i pomimo idealnie do startu wiejącego wiatru coś mi nie szło. Jakiś taki powiew się pojawił, na który Buran posłusznie zaklapił, potem mnie przydusiło i gdy już myślałem, że trzeba będzie powtórzyć, to mnie ładnie posłusznie zabrało. Dziwnie, ale tak to jest jak wieją cztery metry i co chwilkę jakieś szkwaliki.


 
   Ostatecznie wszystko ładnie wyszło i w końcu znów byłem w powietrzu. kilka kręgów dla orientacji gdzie czerwony Vox. Nici. Nic nie widzę. Wywołuję radiem, jedynie szumy. Myśli coraz mroczniejsze, że przez ten mój spóźniony start gdzieś sam poleciał i może gdzieś teraz wisi na drzewach połamany albo jeszcze coś gorszego. Po chwili sytuacja się wyjaśnia. Marek jest już nad Chełmżą. Oki. Wciskam speeda i w kilka minut jestem nad miastem.




   Dołączam, rozmowa z Sosną, kiwamy sobie. Trochę wariactwa nad domem, jakieś wywijasy i duża utrata wysokości.  Po chwili lecimy z Markiem dalej. Kilka kręgów nad miastem, nie zmarzliśmy więc decyzja zapada, że lecimy dalej.


   Z bocznym wiatrem popędziliśy nad Brąchnowo, by trochę pokręcić dookoła jednej z coraz liczniejszych w okolicach siłowni wiatrowych.


   Potem już gładko - prosto przez Grzywnę, Kuczwały nad łąkę. Dolot pod wiatr, jednak bez jakichkolwiek problemów. W powietrzu idealnie i gdyby nie zimno najlepiej byłoby nie lądować.






   Samo podejście znad drzew na "luzaka", przyziemienie i pokrzepiająca gorąca domowa kawa. W powietrzu nieco ponad godzina. Super, choć w palcach czuć drobne igiełki. Krótkie rozmowy i jest decyzja. Polecimy jeszcze gdzieś, tylko trzeba uzupełnić paliwo w napędach i naszych zmrożonych ciałach. Gorąca "domowa" kawa z termosu czyni cuda. Kilka technicznych spraw się powyjaśniało - to norma gdy jest chwila by pogadać o sprzęcie, lataniu i technice jakiej nie da się pominąć przy naszym sposobie latania.
   Kolejny start około drugiej. Tym razem plan na lot w przeciwnym kierunku - nad A1, potem gdzie nas oczy poniosą, z założeniem, by wrócić i wylądować maksymalnie koło trzeciej. Ostatecznie nikomu nie chce się pakować, gdy jest już ciemno.



  
   Po drodze znowu kilka fajnych miejsc. Mijamy pustawą autostradę, zaczepiamy o Kamionki i jezioro, lecimy dalej aż w okolicach Wielkiego Rychnowa spotykamy pociąg towarowy. Maszynista pokiwał, więc popędziliśmy razem przez kilkaset metrów



   Zaczęliśmy wracać. Droga powrotna arcyciekawa. Kilka stad saren na polach, myśliwi pośród okolicznych lasów, trafiły się nawet dwa quady hasające wesoło pośród polnych dróg i traktów. A wszystko to w promieniach coraz niżej schodzącego słońca. Z wiatrem, na niskiej fajnie się leciało i ani się obejrzeliśmy znowu trzeba było wylądować.



   Potem składanie sprzętu przetykane kolejnymi kubkami gorącej kawy i w ostatnich chwilach dnia powrót do domu. Ponad dwie godziny w powietrzu, dwa udane ciekawe loty dały takiego kopa, że humor od niedzieli jest wyraźnie wyśmienity. Idealna latający dzień na naładowanie akumulatorów przed dłuższymi okresami pluchy, zimna, opadów i tego wszystkiego, co oferuje późna jesień i wczesna zima.....A jak się do tego dołoży pyszny domowy obiad jakim mnie uraczyła Sylwia to już w ogóle gęba mi się uśmiecha i cieszę się jak mały dzieciak z powodu tej ostatniej niedzieli...

niedziela, 2 grudnia 2012

dudki w akcji....

   Co tu dużo pisać. Kolejny świetny filmik ze skrzydłami jednego z najlepszych światowych producentów w roli głównej właśnie się pojawił. Dobrego oglądania, pełny ekran, HaDe i te sprawy :


świąteczna gonitwa zaczęta....

   Sobotę spędziliśmy w Toruniu. Niby nic wielkiego. Normalne zakupy, kilka zaległych sklepów do odwiedzenia i takie tam sprawy. Jako, że wypadł akurat pierwszy grudnia, więc by tradycyjnie wprowadzić nastrój świąteczny w samochodowym radiu wylądowała składanka gwiazdkowa.
   Niebo zachmurzone, z chmur lekko co jakiś czas sypało drobniutkim śnieżkiem. Słońce jednak też się pojawiało. Mogłoby się wydawać, że to taki zwykły normalny początek grudnia. Jednak nie do końca.
   W toruńskich galeriach handlowych mrowie ludzi pędzących po sklepach prześcigających się w promocjach, gwiazdkowych ofertach z wszędobylskimi gwiazdorkami, bombkami i kolędami. Przedświąteczne łowy zostały rozpoczęte, klientów i ich portfele czas drenować w tym najlepszym sprzedażowym okresie.
   Tradycyjnie trzeba mieć głowę na karku, bo wiele rzeczy kusi niemiłosiernie, a sprytne triki w stylu "weekend bez vat" mogą spowodować, że normalnie niepotrzebny produkt całkowicie zmienia swe oblicze kusząc niską ceną, atrakcyjnością zakupu i rzekomą przydatnością. Do tego pojawiają się przepełnione parkingi, tłumy zagubionych ludzi kotłujących się właściwie wszędzie i kolejki przy nie wyrabiających się kasach. Ogłupienie, tłum i wariactwo. Jednak zakupy co jakiś czas trzeba robić, do niektórych sklepów zaglądać i chyba tylko dzięki sobie nawzajem można wytrzymać rozpoczynające się właśnie szaleństwo świątecznych zakupów. 
   Całe szczęście są jeszcze miejsca, których obsługa i filozofia pozwala normalnie się poczuć, kupić to, co akurat jest potrzebne i uniknąć tłumów rozszalałych klientów gotowych na wszystko, byleby nabyć akurat teraz, zaraz prezent gwiazdkowy.
   Do jednego z takich normalnych dobrych sklepów bez wątpienia należy zaliczyć sklep turystyczny PRZYLĄDEK zlokalizowany na Toruńskiej Starówce przy ulicy Mostowej. Po tym adresem od dawna i właściwie za każdym razem spotkaliśmy się z fachowością, świetną normalną obsługą i całą masą dobrej jakości towaru. Ten nasz zdecydowany faworyt w sklepach turystycznych regionu sprawia, że nawet totalnie wypompowani tłumem okupującym galerie i centra handlowe jakoś tak odżywamy, zaczynamy się uśmiechać i wierzyć, że wariactwo, bylejakość i obsługowa nędza nie jest aż tak bardzo powszechna u lokalnych sklepikarzy. A jak się weźmie pod uwagę zaledwie kilka tego rodzaju sklepów w regionie to już w ogóle zakupy w PRZYLĄDKU stanowią wyraźną frajdę w porównaniu do innych placówek oferujących podobny asortyment.
   Po wizycie w "mieście" czekała nas powtórka z szaleństwa galerii handlowych, kłopoty parkingowe, lekka nerwówka, wariactwo znalezienia miejsca na spokojne zjedzenie jakiegoś obiadu i już normalny powrót pośród świątecznych piosenek przypominających podczas jazdy, że nieco ponad trzy tygodnie do świąt zlecą prędzej niż nam się wydaje.
   Wieczorem jeszcze raz popędziliśmy do jednej z Toruńskich galerii i całe szczęście było już normalniej, spokojniej i bez tej całej przedświątecznej gonitwy. Kilka spraw, kilka zakupów i późny powrót do siebie.....

czwartek, 29 listopada 2012

czujnym trzeba być czyli westerfield , goodshave i my...

   Wczoraj wieczorem zadzwonił telefon. Chwilę przed 21 ktoś nadaje z zastrzeżonego numeru. Kto to cholera po nocy dzwoni ? Obydwoje mamy taką pracę, że czasami ktoś wieczorem może zadzwonić, ostatnio spraw masa więc nastąpiło odebranie owego tajemniczego połączenia....
   Przymilającym się głosem jakaś kobieta przystąpiła do sprawdzenia danych osobowych, by bez większych ceregieli zacząć nachalnie wciskać jakieś w jej opinii cudowne golidła jeszcze cudowniejszej nikomu nieznanej firmy za zupełną darmochę.
   Już wiadomo - znowu jakaś cwana firma próbuje po nocy wcisnąć nam swoje produkty. Cholera, domokrążcy wciskający kiedyś gary lub odkurzacze w cenie kilku tysięcy, krzyżówki dwa razy droższe niż w kiosku i cudowne pasty do zębów na ulicach zamienili się w pracowników call center wciskających telefonicznie jakieś nikomu nie znane produkty mające zbawić świat.
   Rzecz jasna produkt jest za darmo, a klient musi jedynie zabulić koszty przesyłki. Oczywiście w słuchawce słychać kogoś wyćwiczonego i wprawionego we wciskaniu ludziom kitów, jaka to nie jest cudowna i wspaniała oferta, jak będzie wspaniale z akurat tym produktem i jacy jesteśmy wyjatkowi że akurat wykręcili nasz numer. Standardowy marketingowy bełkot przetykany podstępnymi zagrywkami mającymi na celu wybębnienie zgody na przesłanie rzekomo darmowego produktu. 
   Żeby było śmieszniej dochodzą po chwili zagrywki o podanie adresu, pod który przyjdzie przesyłka i jaki model maszynki sobie życzymy (męska lub damska). Jakiekolwiek odpowiedzi można odczytać za naszą zgodę - cwaniacy jakich mało.
   Całe szczęście nie z nami takie numery. Nawet wzięci z zaskoczenia nie poddamy się firmie działającej w tak dziwaczny sposób. Gdzieś musi być haczyk i jak zawsze w takim przypadku jest i tutaj.
   Produkt niby jest darmowy, jednak trzeba zapłacić prawie dwie dychy za przesyłkę. Jasne, bo w Polsce zwykła przesyłka listowa kosztuje aż tyle. Bujda na resorach i za duża ściema jak dla nas.
   Drugi haczyk o czym nie było mowy przez telefon, to (jak się okazało później) regularne późniejsze przesyłki z ostrzami do owego cudu techniki i rzecz jasna te są płatne - pojawiają się koszty rzędu pięciu dych miesięcznie. Szybka odmowa, nic nie chcemy, nie życzymy sobie, nie będziemy odbierali, nie jesteśmy ciekawi, nie pragniemy badziewia i absolutnie po raz kolejny się nie zgadzamy.
   Głos wcześniej miłej konsultantki się zmienił na nieco gwałtowniejszy. Widać jak klient nie chce po dobroci to spróbują takim sposobem "na nerwowo lub odczepne" wyciągnąć zgodę na rzekomo darmowy produkt.
   Kolejne odmowy, lekki nerw i całe szczęście rozmowę można było zakończyć. Kilka minut wciskania nam niechcianego produktu i początek głowienia się skąd jakaś wcześniej nieznana firma ma nasze namiary, adres, telefon i te wszystkie dane osobiste, którymi przecież nie sypiemy każdemu chętnemu. Pewni jesteśmy, że nie podawaliśmy i stąd wniosek, że w Polsce wciąż ochrona danych bywa fikcją, że wielu korzysta ile wlezie i wiele firm tego typu próbuje zarabiać na takich podstępnych zagrywkach.
   Trochę pogrzebaliśmy w sieci i jak się okazało nasza czujność i wszelka odmowa chęci wypróbowania produktów firmy " goodshave " była najlepszym możliwym wyjściem.
   Cała masa ludzi w ostatnich miesiącach dala się podejść na zagrywki tej firmy i teraz muszą użerać się z firmą przysyłającą do nich niechciane produkty, strasząc komornikiem, BIKiem itp.

   Mechanizm jest prosty, jednak bardzo cwany i jak się okazuje w naszych krajowych warunkach łatwy do przeprowadzenia. W wielkim skrócie :
- firma zdobywa dane klienta i oświadczenie o chęci wypróbowania produktów (kto nie lubi dostawać czegoś za darmo ??), zdarzało się nawet atakowanie w sprawie ankiet kobiet w szpitalu lub świeżo po porodzie...
- o dziwacznej porze (wcześnie rano lub wieczorem) zazwyczaj z numeru zastrzeżonego dzwoni pracownik call center, by potwierdzić dane (adres, pesel itd) które są potrzebne w celu przesłania produktu, gdzie jedynym kosztem jest ponoć tylko koszt przesyłki. To, plus "zgoda" na otrzymanie maszynki, to warunek do tego, żeby firma przesłała do klienta paczkę. Z zaskoczenia zazwyczaj się udaje wybębnić od klienta zgodę.
- paczuszka dociera w zwykłym liście, bez potwierdzenia odbioru, czasami nie dociera w ogóle, lub w uszkodzonym opakowaniu. W paczce prócz produktu (w ocenie tych, którzy widzieli kolosalnie nędznej jakości) jest także faktura na prawie 20 pln z terminem płatności. Klient rzecz jasna ma możliwość rezygnacji z "zamówienia", jednak musi na własny koszt odesłać produkt w nieuszkodzonym stanie na adres z faktury lub regulaminu - oczywiście, by się do tego adresu dobrać trzeba otworzyć przesyłkę, co w praktyce równa się rezygnacji ze zwrotu. Gdy do firmy za nawet niedostarczoną przesyłkę (żadnego potwierdzenia odbioru itd nie ma) kasa nie wpłynie w terminie, zaczyna liczenie odsetek, ponagleń i straszenie egzekucjami itd. Rzecz jasna można ze wszystkiego zrezygnować, ale jest to dosyć skomplikowane i utrudnione (m.in podany adres to zagraniczna skrzynka pocztowa)
- gdy klient jednak zapłaci te nieszczęsne dwie dychy, w następnych miesiącach dostaje regularnie paczki za ponad 50 pln zawierające wkłady do maszynki. Proces przesyłania itd dokładnie taki sam jak przy pierwszej paczce.
- w efekcie wypełniając jedynie jakąś ankietę (??) na początku konsument daje firmie podstawę do bombardowania siebie próbami wciśnięcia produktu niepotrzebnego, niechcianego i drogiego. Ci którzy nie są czujni i nieopatrznie powiedzą konsultantowi "tak" zazwyczaj dosyć szybko otwierają oczy i zaczynają szukać jakby się wyplątać. Nie jest to takie proste i wymaga nieco zachodu. Oczywiście nieco kosztuje (czas, nerwy i przesyłki). W efekcie człowiek chodzi konkretnie "wku...ony" na firmę, która tak sprytnie zdołała wcisnąć swój towar ludziom.
   Czy uczciwe to, czy etyczne to ja już nie wiem. Na pewno niesmaczne i przypominające władowanie czegoś ludziom łapiąc się każdej możliwości, każdego kruczka prawnego i czerpiąc zyski z działania na granicy prawa.
   Od wczoraj cholernie się cieszę, że firmie WESTERFILED nie udało się nas naciągnąć, że nie czekamy na Ich produkty i nie będziemy musieli się zdrowo nakombinować, by zrezygnować z wątpliwej jakości towaru. Jedno na co trzeba uważać, to by pilnować swoich danych osobowych i uważać na to co, gdzie, komu i w jakim celu podajemy. Bo jak się okazuje niektórzy potem to wykorzystują dzwoniąc i próbując wcisnąć jakieś tam swoje wynalazki.
   By ostatecznie skończyć z "tą firmą" dziś z samego rana poszła do Nich wiadomość o żądaniu wykreślenia naszych danych z wszelkich Ich baz. Ciekawostka, że nawet w tym wypadku "firma" zastrzegła sobie w regulaminie możliwość przekazywania danych klientów swoim partnerom. Czyli prócz wciskania produktów dzielą się też danymi.....Hmmm, ciekawe kto już to ma ? Nie skomentuje tego. Wiocha i tyle.

A na sam koniec kilka odnośników dla zainteresowanych :
Forum Prawne - goodshave
tellows.pl - o westerfield
prawo.wieszjak.pl - o darmowych maszynkach
goodshave.pl - Regulamin

środa, 28 listopada 2012

oficjalna strona Kadry PPG już jest...

   Właśnie ukazała się oficjalna informacja o uruchomieniu strony Paramotor Team Poland czyli naszej narodowej kadry napędowej. Fajna dobra wiadomość, bo dobrej strony przypisanej do najlepszych polskich pilotów paralotniowych dotychczas nie było. Od dziś zatem "nasza kadra" ląduje w pasku stron na które zaglądamy i oczywiście zachęcamy wszystkich, którym nie jest obojętne porządne latanie do zaglądania na oficjalną stronę Paramotor Team Poland.

wtorek, 27 listopada 2012

szkoleniowe sprawy...

   Każdy kto kiedyś się szkolił ma jakieś swoje doświadczenia. Jedni są zadowoleni, inni zdecydowanie mniej. Jedni latają, inni zrobili sobie kuku, a jeszcze inni mają serdecznie dosyć. W Polsce są dobre szkoły i jest cała masa szkół próbujących wybębnić kasę z potencjalnego frajera. Jest różnie i nie ma co pitolić, że Polacy są super szkoleni. Jedni mający szczęście latają dobrze, mają solidne podstawy i dobre zaplecze w postaci doświadczenia i szczęścia trafienia na dobrego instruktora. Niestety wielu potencjalnie zdolnych ludzi zostaje jednak skutecznie zniechęconych przez tych liczących jedynie na kasę i olewających bezpieczeństwo, technikę i dobre podstawy.
   Jakiś czas temu wpadł w oko jeden z licznych filmików na YouTubie pokazujący wiele szczegółów o których niektórzy polscy kursanci świeżo po zakończeniu kursu i zdobyciu upragnionego Świadectwa Kwalifikacji nigdy nie słyszeli, żeby nie powiedzieć otwarcie, że nigdy nie widzieli alpejki lub innych zagadnień. Warto popatrzeć, choćby tylko dla własnego przypomnienia.....


poniedziałek, 26 listopada 2012

poniedziałek nie jest taki zły...

   Dzisiejsza pogoda sprawiła, że pomimo pierwszego dnia tygodnia spędzonego w pracy, poniedziałek nie jest tak znienawidzony jak zazwyczaj. Wreszcie po kilkunastu nieciekawych wilgotnych mglistych dniach nastała piękna słoneczna pogoda. Dziś cały dzień niebo w naszych okolicach dopisuje błękitem, tak ostatnio rzadkim i deficytowym. I nawet fakt, że przez pracownicze sprawy nie będzie dziś czasu na latanie jakoś nie jest aż tak bardzo dokuczliwy. W końcu to być może ostatni tak ładny i słoneczny dzień tej jesieni. A poza tym i tak dało się w tą jesień sporo polatać, zdecydowanie więcej niż rok temu, zatem nie jest aż tak źle.





   A do tego, na "naszym niebie" dziś można zobaczyć najnowszy nabytek LOTu czyli Boeinga 787 dumnie ochrzczonego mianem Dreamliner. Są to najzwyklejsze po wprowadzeniu do floty loty zapoznawcze i treningowe, jednak dosyć miłym jest fakt, że tuż nad głową, na wysokości kilkunastu tysięcy stóp przelatuje właśnie najczęściej wychwalany samolot ostatnich miesięcy. No i najnowszy, najcichszy i ponoć najpiękniejszy. Więcej o Nim ostatnio w mediach niż o kolejnych światowych rekordach polskich paralotniarzy, więcej, niż o kolejnych medalach zdobytych przez szybowników czy akrobatów. Widać tak to już w mediach czasami jest, że z latającego autobusu można zrobić wielkie wydarzenie. A ja na dokładkę wpisuję się w ten trend wspominając o nim na naszym blogu....

niedziela, 25 listopada 2012

kot w dom ?

   Dziś było dżdżyście, mgliście i leniwie. Właściwie można to rozpisać jednym słowem - jesień. Dobry czas na zaległości filmowe. W takie dni jakoś czuć wilgoć w kościach, brak słońca przygniata i najzwyczajniej nic się nie chce. Tak w wielkim skrócie często zdarza się w te wszystkie jesienne brzydkie dni, kiedy coraz wyraźniej czuć nadchodzącą zimę, a po lecie zostało już ledwie wspomnienie. Jednak by nie było zbyt pesymistycznie i jesiennie, zdarzają się takie chwile, kiedy człowiek czuje, że żyje, kiedy zdaje sobie sprawę z ogromu rzeczy, które można robić i na każdy możliwy sposób walczy z coraz częstszą szarówką. Zgniły wyż nie jest wtedy tak bardzo zgniły i jakoś tak fajnie się robi.
   Dookoła naszego domu już od kilku lat pałętają się półdzikie koty, które wzięły w posiadanie okoliczne zakamarki. Było kilka różnych na przestrzeni ostatnich lat, jednak od kilku miesięcy mamy swojego zdecydowanego faworyta. Ten ciekawy wszystkiego przyjazny kociak skumał się nawet z Wirusem i o dziwo zamiast zmykać, czeka cierpliwie, aż wzajemnie się obwąchają. Rzecz jasna przybiega na każde skinięcie ręką wesoło miaucząc i domagając się pieszczot. Po prostu fajny kociak zdolny w kilka miesięcy zburzyć mur wszelkich obaw odnośnie kotów w pobliżu. 
   Edward, bo tak został ochrzczony, pokazuje na każdym kroku jak fajnym mądrym zwierzakiem może być półdziki kot i z tego powodu zyskał naszą sympatię. Zyskał na tyle, że w niedzielny wieczór w odpowiedzi na swoje "miauki" został przytargany do domu. Co prawda jedynie na kolację i spacer po mieszkaniu. Objadł cwaniak Wirusa z karmy i o dziwo mleko wolał także pić z Jego miski. Pobył, połaził i wrócił do siebie, a my poczuliśmy że w takie szare brzydkie jesienne wieczory mogą czasami zdarzyć się magiczne fajne chwile. Chwile, które będziemy wspominać i którymi nakryjemy jesienną szarość.
   I kto wie, może Edward przetrze "koci" szlak do naszego domu. Tym bardziej, że jak widać na poniższym filmiku koty niezmniennie fajne są. Dobrego oglądania :


czwartek, 22 listopada 2012

o wiatromierzach....

    Pogoda i coraz częstsze jesienne pluchy zmuszają często do siedzenia w domu i skupieniu się na tematach innego formatu. Jednym z ostatnio pojawiających się zagadnień jest kwestia dobrego przyrządu pozwalającego określić siłę wiatru.Te małe urządzenia wielce przydają się pilotom bo pozwalają dokładnie określić siłę wiatru w dogodnych jednostkach, a często także posiadających takie bajery jak pomiar temperatury, ciśnienia i kierunku wiatru.
   Jednym z najtańszych i najczęstszych tego typu urządzeń są wiatromierze serii SKYWATCH XPLORER i to o tych drobiazgach będzie poniższy wpis.


   Właściwie każdy to zaczyna latać za pomocą paralotni zastanawia się nad pytaniem : Jaki wiatromierz wybrać ? Który ? Ile kosztuje ? Czy warto ? Rzecz jasna jest tych pytań bez liku i poniżej kilka różnych modeli postaram się w sposób w miarę dostępny przedstawić.
   Seria wiatromierzy Skywatch XPLORER to tak naprawdę cztery urządzenia zapakowane w podobną obudowę różniące się jedynie funkcjami i szczegółami.
    Skywatch XPLORER 1 mierzy tak naprawdę jedynie aktualną i maksymalną siłę wiatru. Pomiar można wyświetlić w m/s ; km/h ; węzłach ; milach na godzinę i stopach na sekundę. Kosztuje od ok 150 pln w górę
 
   Skywatch XPLORER 2 prócz tego co mierzy "jedynka" daje także pomiar temperatury wody lub powietrza w stopniach Celcjusza i Farenhaita. Kosztuje od ok 170-180 pln.
   Skywatch XPLORER 3 prócz pomiarów dostępnych w "dwójce" pozwala zmierzyć kierunek w stopniach. Kosztuje od ok 270 pln w górę.
   Skywatch XPLORER 4 prócz pomiarów "trójki" oferuje pomiar wysokości (w stopach lub metrach) oraz barometr mierzący w hektopascalach (hPa) i milimetrach słupa rtęci (inHg). Ceny tego modelu zaczynają się od ok 350 pln.
   Dla ciekawskich INSTRUKCJA wiatromierzy SKYWATCH XPLORER dostępna TUTAJ.
   Każde z tych urządzeń ma podświetlany ekran, niewielkie rozmiary, wagę ok 50 gramów i wodoodporną zwartą obudowę. Zasilanie to najzwyklejsza mała bateria 3V typu CR2032. Bateria ma swoją żywotność i co jakiś czas należy ja wymienić. Nie da się przeoczyć tego momentu - wiatromierz wyraźnie słabnie i na wyświetlaczu coraz gorzej widać. Każdy mający blade pojęcie o tym co to śrubka i bateria poradzi sobie z tym procesem bez kłopotów. Dla tych "oporniejszych" poniżej kilka zdjęć jak to zrobić :







   Na sam koniec wypada napisać kilka słów. W mojej ocenie przydaje się zwłaszcza na początku przygody z lataniem pozwalając oszacować siłę wiatru. A to jak każdy wie, dosyć ważny parametr zwłaszcza dla ludzi nie obeznanych z powietrzem. Później wielu już potrafi z grubsza oszacować jak wieje po liściach, trawie, wstążkach i innych drobiazgach, jednak wiatromierz kosztujący symboliczne pieniądze pozwala na dokładne określenie warunków. A o to przecież chodzi.