niedziela, 28 czerwca 2015

beznapędowo...

   Najnowszy nabytek - napęd na silniku CMax zaliczył pierwszą w karierze awarię. Po niespełna dwudziestu godzinach pracy silnik zaczął smarkać olejem z pod okolicy walka wyważającego. W związku z tym przez najbliższe dni jestem uziemiony. Napęd tymczasem wrócił do producenta (duży ukłon za jakość obsługi i wszelką pomoc w ramach gwarancji), a sam silnik pomknął do firmy Ciscomotors... Coś tam pewnikiem Włosi źle zmontowali i stąd ten wyciek. Zobaczymy jak sprawa potoczy się dalej.....


środa, 24 czerwca 2015

czy koty latają ?

Odpowiadając na pytanie postawione w tytule - tak, zdarza się, że latają. Na przykład tak :

wtorek, 23 czerwca 2015

drony i....

   Ostatnich kilka lat to eksplozja wszelkiego rodzaju dronów. Dziś można spotkać je właściwie wszędzie, a filmy kręcone za ich pomocą na stałe zagościły w sieci. Do niewątpliwej popularności tych urządzeń przyczyniła się w znacznym stopniu ich dostępność, różnorodność i niewielka cena najprostszych urządzeń. Najtańsze zestawy to wydatek kilkuset złotych, a kupić je można nawet w markecie lub firmie oferującej usługi telekomunikacyjne. Oczywiście są też droższe, lepsze i bardziej skomplikowane, jednak cała masa tanich prostych zestawów mocno spopularyzowała ta formę filmowania.  Dziś statystyczny „Kowalski” może łatwo stać się posiadaczem takiego cudeńka i zrobić sobie kilka fajnych zdjęć lotniczych lub zmontować jakiś filmik z ujęcia niedostępnego z ziemi. Rzecz jasna są tez profesjonaliści operujący sprzętem dobrej klasy i potrafiący z kilku ujęć zmontować cudeńka po obejrzeniu których oko bieleje. Niewielkie rozmiary, stabilność, niezawodność i wiele świetnych jakościowo kamer sprawia, że w dziedzinie filmów kręconych ze stosunkowo niewielkich wysokości drony nie mają sobie równych.
   Jak ze wszystkim trzeba jednak zachować zdrowy rozsądek. Wielu operatorów wie o co chodzi i są profesjonalistami w każdym calu, jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę z potencjalnych zagrożeń i ograniczeń jakie niesie za sobą operowanie dronem. Mówię tu szczególnie o ludziach kupujących najtańsze zabawki i puszczających nad domem ku uciesze sąsiadów. Z tego powodu Urząd Lotnictwa Cywilnego wypuścił niedawno ulotkę, która powinna być znana właściwie każdemu, kto ma do czynienia z tego rodzaju urządzeniami. Prócz zrobienia fajnego filmu można komuś zrobić kuku, a nie o to przecież chodzi…..

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Nucleon WRC Orange....

   Gdy zmieniałem skrzydło byłem pewny wszystkiego prócz koloru. Wiedziałem czego chcę, w jakim rozmiarze i z jakim sterowaniem, a jedno nad czym się głowiłem to kolorystyka. Na początku rozważałem wersję STEEL by ostatecznie wybrać kolory w których właściwie każde dudkowe skrzydło mi się podobało. Nucleonem latam już od jakiegoś czasu, skrzydło jest dokładnie takie jak miało być, a gdy ktoś znajomy pstryknie kilka zdjęć to właśnie ta wersja najbardziej cieszy moje oczy....



niedziela, 21 czerwca 2015

będą wiatraki #2....

Dziś kilka kolejnych zdjęć fundamentów wiatraków o których było na blogu jakiś czas temu....






sobota, 20 czerwca 2015

nalot na Kaszczorek czyli kupa w wentylator.....

   Niektórzy mieszkańcy Kaszczorka zaczęli na łamach lokalnej prasy skarżyć się obecność paralotni śmigających w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Poszli z tym do gazety i kilka dni temu ruszyła prasowa machina ukierunkowana na przedstawienie szerszemu ogółowi problemów mieszkańców wspomnianej miejscowości.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie totalne głupoty z treści owego artykułu. Autorka cytuje tam Janusza Rosołka z miejscowego aeroklubu, którego słowa mówiąc delikatnie rozmijają się z obowiązującym w Polsce prawem. W efekcie cały artykuł kłuje w oczy bzdurami, że aż głowa boli. Tak jednak czasami jest - wystarczy trafić konflikt, nieco go nadmuchać najlepiej cytując nie do końca prawdziwe tezy i obserwować co się będzie dalej działo..
   Ludzie oczywiście mogą mieć swoje zdanie, nie wszyscy paralotniarze są idealni, ale trzeba powoływać się na prawdę i dogłębną wiedzę kogoś, kto dobrze zna temat. Z Kaszczorka nigdy nie latałem, nie jestem uczestnikiem owego konfliktu, ale nie ma tu mojej zgody na powielanie bajek i dmuchanie problemu. Istotą poważnego dziennikarstwa powinien być obiektywizm i prawda, niezależnie czy komuś to pasuje, czy też nie. Niestety kupa wrzucona w medialny wentylator obrzuca wszystko wokół.
   Ludzie mają prawo do własnego zdania i nie każdy musi uwielbiać paralotniarzy, jednak dopóki wszystko odbywa się w zgodzie z literą prawa nie powinno być właściwie żadnej sprawy. Raczej widziałbym tutaj próbę obiektywnego przedstawienia problemu oraz wyjaśnienie "zwykłemu Kowalskiemu" jak się sprawy rzeczywiście mają. Ustawa i rozporządzenie określają jasno zasady lotu, piloci nie są żadnymi przypadkowymi kretynami, a miejscowi zawsze mogą podejść i porozmawiać o swoich obiekcjach. Poza tym nikt nie jest na tyle głupi, by innym utrudniać życie. Tyle na dziś, zobaczymy co będzie dalej....

Na sam koniec kilka linków :
artykuł lokalnej gazety Nowości - TUTAJ
komentarz autorki artykułu - TUTAJ
ustawa Prawo Lotnicze - TUTAJ
rozporządzenie  ....  - TUTAJ

piątek, 19 czerwca 2015

gramy w paragliding simulator .....

   Gdy nie ma pogody można pograć. Właśnie ukazał się nowy fajnie wyglądający paralotniowy symulator działający pod Androidem. Fajna grafika i spora grywalność. Całość hula aż miło. Grę można ściągnąć z google play i cieszyć się paralotniarstwem w każdym właściwie miejscu...






czwartek, 18 czerwca 2015

regulacje, obloty....

   Na nowym napędzie zrobiłem już dobre dwadzieścia godzin i po tym czasie trzeba było go nieco doregulować. Fabryczne ustawienia skutkowały ciemną, wręcz czarną świecą i spalaniem nieco ponad czterech litrów na godzinę lotu. Silnik w tych ustawieniach kręcił nieco ponad siedem tysięcy obrotów. 
   Samej regulacji nie warto opisywać, bo o tym było już na blogu i dokładnie wiadomo jak to robić (tutaj), grunt że po dwudziestu minutach ustawiania i kręcenia silnik wykręcał nieco ponad siedem tysięcy sześćset obrotów, by nie było zbyt ubogo za zadowalającą uznałem wartość o dwieście obrotów niższą. Mocy w porównaniu do Solówki i tak jest dużo więcej co do mojego latania w zupełności wystarczy.
   Po każdej regulacji warto napęd oblatać i sprawdzić jak wygląda świeca po 10-20 minutach pracy. To jeden z najlepszych i najprostszych sposobów, bo praca silnika i kolor świecy po locie powie właściwie wszystko.
   Start bez jakichkolwiek problemów i latanie w kółko przez dobre dwadzieścia minut. Później lądowanie, składanie klamotów i gdy tylko silnik wystygł najważniejsza rzecz - kontrola świecy. Kolor jeszcze nieco ciemny i chyba taki na razie zostawię - przy kolejnej okazji trzeba będzie polatać ze dwie, trzy godziny i sprawdzić o ile zmniejszyło się spalanie.....


sobota, 13 czerwca 2015

Grillujemy, latamy, EPIN rulez…

   Jeden telefon, poranna szybka decyzja i w porze obiadowej ruszyliśmy na lotniskowy grill w Inowrocławiu. Zaproszenie obejmowało oczywiście wieczorne latanie, więc nie było innej opcji jak przycisnąć gaz i korzystać z soboty ile wlezie.
  Na miejscu zastaliśmy jak zawsze dobrą ekipę . Pojedliśmy, popiliśmy i jedyne czego zabrakło to strzelnicy na której co niektórzy mogliby upolować coś dla żony…W wielkim skrócie impreza na sto fajerek, duża, profesjonalna, uporządkowana, z niezłą wyżerką i sympatyczną atmosferą.
   Późniejsze latanie też niczego sobie, choć zupełnie bez planu i z drobnymi potknięciami wyszło całkiem fajnie. Z owych potknięć należy wspomnieć o spóźnionym starcie przez padniętą świecę (niestety stara nie dawała więcej jak 5,5 tyś. obrotów w efekcie czego gdy inni szli w powietrze ja jeszcze tkwiłem na ziemi czekając aż silnik ostygnie, a w upalny dzień to trochę trwa) i nieco poplątanej sterówce przy starcie (było dobrze, stabilnie, jednak trzeba było się rozplątać). To jednak drobiazgi, ważne że samo latanie było super fajne w bardzo lajtowych warunkach.....




czwartek, 11 czerwca 2015

Parafestiwal w toku....

   Dawno nie było okresu gdy latać można właściwie do oporu. Od kilku pogoda jak drut, wiatru prawie wcale, sucho, ciepło i wyżowo. Nalot rośnie systematycznie, CMax sprawuje się bez zarzutu, Airone Retro również, Nucleon śmiga, a kasa wydawana na paliwo i olej przyprawia powoli o zawrót głowy. Jutro ponoć ma pokropić, więc z założenia mamy dzień na regeneracje i lekki odpoczynek. Za to w sobotę znów mielimy....

środa, 10 czerwca 2015

choinka...

   Od jakiegoś czasu niektóre loty odbywają się w towarzystwie dronów, kamer i innych aparatów. Na razie nie ma o czym pisać, jednak tytułowe porównanie jakoś tak się ostatnio przyczepiło i chodzi mi wciąż po głowie. By zaś blog był blogiem trzeba o tym wspomnieć. Kilka dni temu „latałem jak choinka” obwieszony, obklejony różnymi kamerami filmującymi chyba z każdej możliwej strony. I tyle na dziś wystarczy…..

wtorek, 9 czerwca 2015

Skytrekking w akcji

Dziś jedynie tylko kilka zdjęć z ostatnich zabaw aparatem z ekipą szkoły paralotniowej Skytrekking ...











niedziela, 7 czerwca 2015

testujemy..... ITV Billy

   Kilka dni temu dzięki uprzejmości polskiego dealera firmy ITV pojawiła się okazja polatać na Billym. Choć niedawno zmieniałem skrzydło, to wciąż każda nowinka pojawiająca się na rynku wzbudza konkretne zainteresowanie. A gdy dealer udostępnia skrzydło do testów, po prostu żal odpuścić taką okazję. Kilka różnych skrzydeł miałem, kilka innych oblatałem i każde z nich miało swoje plusy i minusy. Nie można się jednak zamykać w klatce jedynej słusznej marki i gdy tylko pojawia się okazja po prostu należy spróbować. Poniżej kilka uwag z krótkiego 2 godzinnego lotu....
   Konfiguracja testowa to ok mojej 120 kg masy startowej
i ITV Billy w rozmiarze M (powierzchnia 25,1 m2, wydłużenie 5,4 zakres wagowy 90-120 kg/ rozszerzony do 140kg), napęd CMax, start z nóg.
   Billy to wielkim skrócie niewielki samostateczny glajt polecany właściwie wszystkim - od początkujących po tych ambitniejszych. Miejsce testu - lotnisko aeroklubowe w Inowrocławiu, start w budzącą się termikę i narastający wiatr o sile od 2 do 4 metrów, czyli spokojne warunki wręcz wymarzone do testowania, żadne tam wieczorne masełko, nie południowa terma, tylko nieco wiatru i nierówności, tak akurat do wyczucia o co chodzi.
   Pierwsze wrażenie po rozłożeniu dosyć dobre, kolorystyka może się spodobać, obecne są usztywnienia krawędzi natarcia i miniżebra na krawędzi spływu, wąskie taśmy bez bałaganu tak znanego z niektórych konstrukcji, cienkie linki oplotowe, sterówki z możliwością podwieszenia na różnych wysokościach, krótki speed, fajnie wyglądająca taśma trymera nie posiadająca podziałki. Jest też alternatywne sterowanie końcówkami tak użyteczne, gdy odpuszczamy trymery. Ogólnie glajt ma wszystko co potrzebne w dzisiejszych czasach i właściwie każdy bez problemu ten temat ogarnie. Co należy zaznaczyć producentowi udało się całość tak zorganizować że nie ma tu żadnego bajzlu pośród plątaniny linek, taśm i tasiemek. Jest wszystko co powinno być, prosto i profesjonalnie.




   Start nie stanowi problemu. Jak każde skrzydło samostateczne trzeba mieć nieco techniki, jednak gdy pilot potrafi pociągnąć za taśmy A i pobiec pod wiatr wiadomym jest, że po chwili poleci. Skrzydło nie ucieka na boki i prawidłowo wchodzi nad głowę, później tradycyjnie, puszczamy taśmy, gaz, impuls sterówkami i można lecieć. Prędkość oderwania nie jest zbyt wysoka i nawet piloci z gorszą motoryką powinni dać radę.


   By najlepiej wykorzystać czas od razu po starcie puściłem się w lot pod wiatr. Billy dosyć dobrze pracuje nad głową, prędkość jest na przyzwoitym poziomie i pozwala cieszyć się lotem. Czymś, na co od razu zwróciłem uwagę było to, że jest dosyć sztywny i pracuje właściwie całą bryłą. Z odłożonymi sterówkami nieco lubi się delikatnie wahać na boki, jednak nie jest to w żaden sposób uciążliwe lub przerażające. Wystarczy nieco kontroli i jest dobrze. Fajnie przeskakuje kominy przebijając je raczej, niż samoistnie schodząc z kierunku lotu. Nie ma też tendencji do zbytniego mięknięcia i straszenia gdy jest nierówno. Jest sztywny i leci tak jak powinien, a choć miejscami było nierówno nie zauważyłem ochoty do jakiejś klapy lub innej atrakcji. Sterówki są normalne, niezbyt długie, niezbyt twarde, jednak nie też najlżejsze. Jest dobrze, nie trzeba dużo machać rękami i nie trzeba też pilnować drobnych ruchów palcami. Przy zaciągniętych trymerach do lotu poziomego potrzebowałem ok 5,2 - 5,4 tysiąca obrotów, po odpuszczeniu lot był zdecydowanie szybszy, obroty też wzrosły jednak nie było tak źle. Skrzydło jest dosyć nośne i nie odbiega od konkurencji.
   Przy odpuszczonych trymerach sterowanie końcówkami
spisuje się wyśmienicie. System jest efektywny, łatwy w obsłudze i sięgnięcie po niego jest banalnie proste nawet w grubej zimowej rękawicy. Glajt fajnie zakręca i można lecieć dalej. Latałem bez speeda, jednak przy tych warunkach zupełnie go nie potrzebowałem. Zakres prędkości oferowany trymerami najzupełniej mi wystarczył.
   Czymś co jest ogromnym plusem skrzydła to trymery. Taśmy i klamry rozwiązano tu chyba w najlepszy możliwy sposób. Klamra mogłaby być zmatowiona, jednak nie jest źle, kapitalne są same taśmy i duże pętle na ich końcu służące zaciągnięciu do wymaganego poziomu.Trymery bardzo wygodnie się odpuszcza i zaciąga. Nic nie przeskakuje, nie trzeba się z niczym szarpać ani szukać, odpuszczasz, ciągniesz i wszystko gra. Komuś może nie odpowiadać brak podziałki na taśmach, jednak cyferki mi nie były potrzebne.
   Bawiąc się trymerami doleciałem do Kruszwicy gdzie nieco zaczęła pracować termika. Billy w nieco trudniejszych warunkach zachowywał się wzorowo, nie straszył, a przez nierówności po prostu przelatywał nie rzucając się na lewo i prawo. Jak pisałem wcześniej czasza była sztywna i jedynie na sterówkach pojawiały się sygnały, że końcówki skrzydła lekko się cofają lub idą do przodu.
   Powrót z coraz silniejszym bocznym wiatrem pomógł przetestować Billego z kolejnej strony. Ma lekką tendencję do odwrócenia się pod wiatr, jednak nie jest to żaden problem. Wystarcza drobna korekta co jakiś czas i lecimy tam gdzie chcemy.
    Nad lotniskiem pozwoliłem sobie na nieco niższego latania i ciaśniejszych zakrętów. Zakręca bardzo dobrze i właściwie od razu poczułem że jesteśmy w dobrej komitywie. Zakręty są stabilne i przewidywalne, nie ma tendencji do jakichś większych hoopek czy wahnięć na stronę przeciwną. Przechodząc przez strugi zaśmigłowe skrzydło jedynie sygnalizuje, że przeleciało przez obszar zakłóconego powietrza. Billy bardzo przyzwoicie wchodzi w spiralę, na starcie nie jest ostro i bardzo fajnie można dozować prędkość opadania. Można poczuć się bezpiecznie.


   Podejście do lądowania i samo lądowanie nie stanowi problemu. Pomimo lekko szkwalistego wiatru skrzydło leci równo i stabilnie. Jak każdym samostatkiem jest dosyć szybko, jednak wystarczy wybrać nieco sterówki tuż nad ziemią, wytrzymać zamieniając prędkość w siłę nośną by delikatnie i pewnie przyziemić.


   Bez wypinania jeszcze chwila zabawy alpejką - Billy wstaje bez jakiegokolwiek problemu, nie trzeba za nic szarpać, po prostu wstaje i czeka. Fajnie jest także pod tym względem.
   Podsumowując - latałem prawie dwie godziny w konfiguracji optymalnej dla tego rozmiaru. Start, lot i lądowanie wręcz wzorowe, na pokładzie doskonale zaprojektowane taśmy, a sterówki i trymery mogą dać dużo frajdy. ITV Billy jest doskonałą propozycją dla całej rzeszy pilotów którym nie zależy na ograniczeniu się tylko do jednego sposobu latania. Pozwoli spełnić się zarówno w lataniu przelotowym i na odrobinę wygłupów tuż nad ziemią. Jest nośny, zwrotny i sympatyczny. I właściwie tyle wystarczy moim oczywiście subiektywnym okiem. ITV Billy się spodobał, mi pasuje i mi się podoba, a jedno co mnie dziwi, to fakt, że tak niewiele tych fajnych skrzydełek można spotkać na naszym niebie......


Oczywiście na sam koniec kilka linków :
- do polskiego dealera - SKYTREKKING
- do producenta - ITV PARAPENTES
- do dyskusji na grupie pl.rec.paralotnie

sobota, 6 czerwca 2015

Inowrocław pod kołami....

   Latania ostatnio jest dość sporo. Pogoda dopisuje, czas też jakoś można znaleźć więc nic dziwnego, że właściwie każdą wolną chwilę spędzam gdzieś na łące lub w powietrzu. Inowrocławskie lotnisko jakoś tak wypadło częściej w ostatnich dniach i by nie latać furt ze startu pieszego wypadało trochę pohulać na wózku.
   Lotniskowy ruch właściwie zawsze jest, jednak nikt nikomu nie przeszkadza i wszyscy się mieszczą. Prócz paralotniarzy często można tu zobaczyć w powietrzu szybowce, samoloty i skoczków. Wszyscy jakoś się mieszczą i jest po prostu fajnie. Do tego sympatyczne towarzystwo lotnicze i cała rzesza zapaleńców z gotowymi pomysłami na jakiś ciekawy lot.
   Piątkowe popołudnie to w sumie dobre dwie godziny w powietrzu. Trzy krótsze loty i zabawa ze skrzydłem podczas startów, lądowań i konwojerów. Do tego niskie podejście znad drogi i zaglądanie w oczy zwalniającym kierowcom. Ostatni lot to wycieczka po okolicy z dużym kręgiem wokół Inowrocławia. Oczywiście wszystko na kołach.....





środa, 3 czerwca 2015

mgła...

   Latanie nad mgłą ma w sobie nieco magii. Niesamowite jest to, że czasami wystarczy kilkadziesiąt metrów by znaleźć się w zupełnie innym świecie, świecie przesyconym widokami tak odmiennymi od wilgotnej szarości królującej na ziemi. Podobnie jest z lataniem pośród chmur, jednak dziś tematem przewodnim jest latanie nad mgłą. Dobrego oglądania, bo pisać więcej nie trzeba...

poniedziałek, 1 czerwca 2015

trajkujemy...

   Kilka dni bez latania przemknęło niczym pendolino i gdy tylko pojawiła się możliwość pohasania na lotnisku czmychnęliśmy do Inowrocławia. Na miejscu wiało konkretnie i tylko prognozy zionęły nieposkromionym optymizmem. Z tego powodu wypadło kilka godzin kiblowania na ziemi co miało też swoje dobre strony. Często brakuje czasu, by na spokojnie nagadać się do woli, pogrzebać przy sprzęcie czy chociażby odsapnąć od tej szarej codziennej gonitwy.
   Siadać zaczęło dosyć późno i gdy jeden z ostatnich spadochroniarzy wylądował na drzewach dobre sto metrów od lotniska zaczęliśmy rozpakowywać samochód. Przemknęła podsycona lenistwem myśl, by nawet sprzętu nie rozkładać, przecież zanim się wyczpeje, zanim pójdę w powietrze to już będzie trzeba lądować i w ogóle szkoda zachodu, bo o tej porze to się  jedzie do domu a nie lata. To jednak było chwilowe. Przyjechaliśmy latać, nie marudzić, więc klamoty trzeba było rozłożyć i trochę się pobujać tu i ówdzie. Tym bardziej, że było z kim - szkoła paralotniowa Skytrekking i kilku zaprzyjaźnionych miejscowych pilotów.
   Na pierwszy ogień poszło kołowanie i jeżdżenie po lotnisku. Zakręty w prawo, w lewo, esowanie i powrót z wiatrem na miejsce startu. Całość oczywiście z glajtem nad głową. Później próba startu „z wiatrem” i poruszanie się na nieco większych prędkościach – nie każdy to potrafi, nie każdy zwraca na takie drobiazgi uwagę, dla mnie każdy aspekt trajkowania jest nauką, a kołowanie nie powinno się ograniczać do umiejętności postawienia skrzydła i wystartowania. Tu też wypada co nieco umieć i gdy tylko jest okazja warto się uczyć, ćwiczyć i trenować.
   Analogicznie jest z alpejką, nie każdy umie, nie każdy chce, nie każdy ćwiczy i nie każdy jej potrzebuje, jednak takie umiejętności znać warto i jednak czasami się przydają.
   Na lotnisko jednak nie przyjechaliśmy tylko jeździć, trzeba było też nieco polatać. Start wyszedł mi dość kulawo. Trochę z lenistwa, trochę ze złą decyzją. Nie rozłożyłem skrzydła w osi wiatru, a później nie chciało mi się przestawiać. W efekcie poszedłem w powietrze z lekkim wahnięciem wiedząc doskonale, że robię popelinę. Zamiast spokojnie wyrównać, pojechać może z dziesięć metrów więcej, by wyszło idealnie wystartowałem na dzikusa podpierając się mocą napędu. Może też byłem za bardzo napalony by w końcu polecieć ? Nie wiem, mam niesmak wobec siebie i tyle.
   W powietrzu spokojnie i komfortowo, trochę kręcenia się po okolicy, trochę zabawy dla wyczucia bezwładności układu z trajką. Trochę też frywolnego niskiego latania tuż nad piaskiem budowanej nieopodal drogi. Takie szwendanie się po najbliższym sąsiedztwie i kluczenia pomiędzy pięcioma czy sześcioma innymi pilotami. Pod koniec lotu robię jeszcze długaśnego konwojera po lotnisku dla zabawy i sprawdzenia jak to jest z kołami. Jest zdecydowanie łatwiej, wręcz banalnie prosto. Na nogach konwojer jest nieco trudniejszy, bo trzeba wysiąść z uprzęży i od razu pobiec, zgrać w jednym czasie truchtanine, napęd i sterowanie skrzydłem, teraz koła robią całą robotę, siedzi się wygodnie na dupsku i właściwie prócz sterowania skrzydłem i operowaniem gazem nie ma tu żadnej większej filozofii.
   Później nieco wysokości, właściwe podejście do lądowania, wyrównanie i przyziemienie. Krótkie pogaduchy, składanie i prujemy do chaty z ostatnimi promieniami słońca…..