poniedziałek, 30 maja 2011

A "festyn" tuż tuż.......

Zapraszamy serdecznie :


I my tam też będziemy.....
Latać.........pstrykać........gapić się i............

niedziela, 29 maja 2011

Komputer napędu PPG FlyElectronics - drugie podejście.....

   Jakiś czas temu pisałem o "nowym nabytku" - mianowicie o "komputerze napędu PPG" z firmy FlyElectronics. Pierwsze wrażenia były nieszczególne, ale jeszcze miałem złudzenia, że sprzęt okaże się dobry i warty pieniędzy za niego zapłaconych. Niestety, potem, po zamontowaniu wszystkich czujników, kabli itd okazało się, że jego wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Rozleciał się wówczas przewód z wtyczkami pomiędzy sondami/czujnikami, a "komputerem napędu PPG". Pierwsze wrażenia zatem kiepskie. Ładnie wtedy wszytko obfotografowałem, ponotowałem "co i jak" i rozpocząłem proces reklamacji. Na nowy przewód (ponoć solidniejszy i lepiej wykonany) musiałem czekać prawie dwa tygodnie. Wreszcie w minioną środę paczka do mnie dotarła. W środku odnalazłem nowy przewód rzeczywiście lepiej wykonany i jak się wydaje z lepszych materiałów. Wtyczki zostały te same, jednak samo wykonanie jest jakby lepsze. Pod koniec tygodnia zamontowałem go do napędu, popodłączałem wszystkie czujniki, druty itd i czekałem na wyjazd na łąkę, by sprawdzić jak to ustrojstwo działa.
   W ten sposób zakończyłem pierwsze boje z tym urządzeniem i z głową pełną nadziei rozpocząłem kolejny etap - właściwie od nowa licząc, że teraz wszystko będzie działało jak należy i pierwsze tak złe wrażenie zostanie zatarte.

   Niestety w sobotę po uruchomieniu napędu nie działało "toto" jakbym chciał. Choć wszystko było podłączone jak należy (zgodnie instrukcją obsługi i wytycznymi przesłanymi na maila) "komputer napędu PPG" nie pokazywał niczego. Tzn pokazywał właściwą datę i temperaturę zewnętrzną. Jednak taki pomiar mam na vario i innych urządzeniach dookoła.
   Pomimo prawidłowego podłączenia nie uzyskałem jakiegokolwiek pomiaru obrotów i temperatury sond CHT i EGT. Nie było co kombinować - polatałem bez urządzenia nie zaprzątając sobie głowy tym, że coś za co dałem ponad sześć stówek nadal nie działa właściwie.

   Następnego dnia (w niedzielę) na spokojnie w domu wszystko posprawdzałem - połączenia, kolory przewodów itd i wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Zabrałem napęd na łąkę, poskładałem, jeszcze raz wszystko posprawdzałem i odpaliłem. Oczywiście podłączyłem "komputerek" i niestety znowu nie działał, tak jak powinien. Nie wskazywał niczego poza temperaturą otoczenia i datą/godziną.
   Miałem trochę czasu, więc pokombinowałem z różnymi ilościami zwojów na przewodzie WN. Niestety przy ilości zwojów od 1 do 6 urządzenie nie wskazywało obrotów napędu. Więc "dupa" z podstawowym pomiarem dla którego kupiłem ten sprzęcik.
   Pomiaru temperatury CHT i EGT także nie udało się uzyskać. Po "oględzinach" okazało się, ze rozsypała się sonda CHT. Ordynarnie się rozpadła - kolejny element wykonany byle jak, z byle jakich podzespołów.

   Na całkiem spokojną niedzielę miałem już serdecznie dosyć nerwów związanych z tak tandetnie wykonanym badziewiem. Gdyby tam była pieczątka "made in china" to bym się nie dziwił, że tak szybko się rozsypują poszczególne elementy. Niestety tym razem trzeba powiedzieć, że nasi rodzimi producenci także wykazują się wypuszczaniem na rynek złomu i tandety.
   Urządzenie pracowało wszystkiego razem może dwie/trzy godziny, a w tym czasie rozsypał się przewód podłączeniowy, jedna z dwóch sond i nie udało się ani razu uzyskać jakiegokolwiek rozsądnego pomiaru. A "przyjemność" taką można sobie fundnąć za ok 600 złotych.
   Dołożę do tego beznadziejnie napisaną i zredagowaną instrukcje, kilkutygodniowe oczekiwanie na zakupioną sondę, brak jakichkolwiek dowodów sprzedaży dołączanych "z zasady" do sprzedawanych podzespołów i mamy pełny obraz "wschodzącej gwiazdy" rynku paralotniowego. Ech szkoda pisać.....Żenująca strata pieniędzy i czasu.
   Tymczasem reklamuję po raz kolejny "urządzenie" - zobaczymy co z tego wyjdzie i co tam producent wykombinuje. Jednak czuję, ze będzie się musiał postarać, by zatrzeć tak złe wrażenia.....

Lataaaaaałłooo się .....

   Tradycyjnie już (hihi)  pogoda dopisała i weekend pozwolił choć trochę powisieć. W sobotę pół dnia spędziliśmy na pracach ogrodowych (koszenie trawy, podcinanie opanowujących ogród drzew, przybijanie gwoździ itd) i po powrocie do domu nie chciało się zupełnie niczego.
   Jednak słabnący wiatr i słoneczna pogoda kusiły, więc koło piątej wybrałem się na łąkę. Plan był prosty - resztki oleju i paliwa, jakie się zachowały trzeba było zużyć. Zapas Midlanda jeszcze nie dotarł więc musiałem poprzestać na 4 litrach paliwa z wymieszanym wcześniej Shellem. Plan był na wylatanie starego paliwa i resztki starego oleju, by nowy który dotrze, już nie był z niczym mieszany. Wiadomo, że wylać nie można - trzeba wylatać :) Dodatkowo zaplanowałem sobie małą kontrolę działania "komputerka napędu PPG" z firmy FlyElectronics. W połowie tygodnia wreszcie dotarł od nich nowy kabel łączący czujniki z komputerkiem. Nowy, w miejsce starego, który niestety rozleciał się po pierwszym montowaniu do mojego napędu. Niestety na tym "nowym lepszym" kablu sprzęt nadal nie działał właściwie - coś tam jeszcze pewnie się rozsypało w tym pozbawionym trwałości sprzęcie. Jako, że sam napęd działał bez zarzutu nie było co sobie zaprzątać głowy badziewiem i trzeba było zająć sie tym, po co tam pojechałem - czyli spaleniem paliwa w zbiorniku.
   Start z coraz bardziej zarośniętej łąki na strużalu okazał się banalnie prosty. Wiaterek ok 2-3 metrów pomógł we wciągnięciu Actiona nad głowę i moment byłem w powietrzu. Krótki kurs dookoła strużala i postanowiłem polecieć nad Chełmżę, by Sośnie sprawić niespodziankę pojawiając się nad domem choć na chwilkę. Nad miastem trochę rzucało, jednak to chyba normalne w połączeniu wiatru i powoli kończącej się tego dnia termiki. Solówka chodziła jak złoto, skrzydło nie zaskakiwało, więc leciało się dosyć przyjemnie. Polatałem nad domem, pokiwaliśmy sobie, obleciałem potem chełmżyńskie "zaplecze sportowe" i lecąc w stronę Wąbrzeźna ominąłem jezioro od północy. Potem szybki przeskok nad wodą i od południa wróciłem nad łąkę. Trochę się jeszcze poszwendałem i wylądowałem bez jakichkolwiek problemów. W sumie pohałasowałem nieco ponad pół godziny.
   W baku zostały jeszcze prawie dwa litry paliwa więc zapadła decyzja, by poćwiczyć starty i lądowania w coraz słabszych warunkach. Wiatr wyraźnie zanikał, Action ma problemy ze startami w bezwietrzu, ja wciąż się uczę zatem to była najlepsza decyzja.
   Rozłożyłem glajta, podpiąłem się, odpaliłem. Wciągnąłem skrzydło nad głowę, zacząłem zapier....alać dodając na maxa gazu i zamiast wystartować, napęd sprawił mi niespodziankę i po chamsku zgasł.....No niestety tym razem chyba był za słabo rozgrzany.
   Rozłożyłem się na nowo, rozgrzałem, podpiąłem, wciągnąłem na głowę, zapier...alałem ile wlezie, gaz na maxa i niestety znowu start mi nie wyszedł. Wiatr się skończył, a ja chyba jednak za wolno zasuwałem, bo dobiegłem tak do samego końca łąki i oderwania nie dostąpiłem.
   Do trzech razy sztuka, więc rozłożyłem skrzydło na nowo. Tym razem nie wiało już w ogóle nic. Wysoka trawa i moje zmęczenie zaowocowały kolejnym trzecim spalonym startem. Nierówno stałem, źle postawiłem skrzydło i gdy nie wyszło zdecydowałem o poddaniu się. Zapakowałem bambetle i wróciłem do domowych pieleszy......A zdjęć nie ma bo nie robiłem ;)

sobota, 28 maja 2011

załapałem się na fotkę....

   W związku z naszym lataniem nad Chełmnem w ostatnich dniach załapałem się na fotkę. Niby nic, ale jakaś taka moja próżność została podłechtana. Miło.

środa, 25 maja 2011

przesiadka na Midlanda

   Jak mówi tytuł następuje właśnie kolejna zmiana w naszym małym PPGanckim światku. Po zmianie glajta, tłumika i śmigła przyszedł czas na następne przetasowania. Jak już zmieniać, to konkretnie i tym razem padło na OLEJ. Dotychczas lałem Shell'a "ADVANCE ULTRA 2T" który sprawował się bardzo dobrze. Wszystko było cacy,  tyle, że miał niestety jedną dosyć poważną wadę - kosmiczną cenę. Do decyzji o zmianie dodatkowo troszkę "popchnęły" mnie dyskusje na "grupie" i wiele pozytywnych opinii dotyczących tańszych olejów. Dotyczyło to zwłaszcza oleju Midland, który spełnia te same normy jakościowe, jest mocno chwalony i wiele, wiele tańszy....Tak czy inaczej - przesiadamy się i kropka :)

WRONG

   Kolejny film z zasobów polskiego internetu....Dobrego oglądania :

WRONG from kruak on Vimeo.

wtorek, 24 maja 2011

o zgłaszaniu lotów....

   Taki krótki wpis o zgłaszaniu lotów. Bo niby nie trzeba, niby nie ma po co - przecież latamy nisko i powoli....Ale czy na pewno ?
   Jednak ja wolę przed lotem zadzwonić do FISu, zameldować się, że planuję, wypytać czego mogę się spodziewać w powietrzu, czy ktoś coś zgłaszał i czy czasami jakiś debil znowu się nie pojawi znienacka mając gdzieś tam w tyle, czy kogoś rozwali czy nie.
   Raz mi się przytrafiło spotkanie z wesoło lecącym śmigłowcem i wtedy nie było mi zbyt miło. Ot ułańska fantazja pilotów wojskowych, roześmiane mordki polityków na pokładzie i zdecydowanie zbyt blisko mnie sprawiły, że nie chcę powtórki. "Hołewer" na dziś wolę zadzwonić i po prostu być spokojniejszy. Poza tym FIS jest także "dla nas" więc czemu nie korzystać z Ich usług ?
   Zgłaszanie jest bardzo proste - wybieramy numer, zgłaszamy co chcemy robić, jak długo, jak wysoko, wypytujemy o to, co dookoła i to wszystko. Zgłoszenie zostaje przyjęte i każdy, kto będzie coś zgłaszał będzie już wiedział, że "tu i tu" można się spodziewać "tego i owego". Proste. Po locie dobrze jest zadzwonić i zgłosić zakończenie latania. Kolejna prosta czynność, dzięki której w tym dzikim kraju może wreszcie zapanuje jako taki porządek.
   Niby nie trzeba, ale jednak WARTO. Bo wiedza zawsze procentuje....

poniedziałkowe działania lotnicze.....

   Poniedziałek zadziałał konkretnym i dobrym warunem. Po pracy wróciłem do domu, przedrzemałem godzinkę, spakowałem sprzęt, zatankowałem i wyruszyłem w końcu na Strużal. Na miejscu byłem po piątej, wiało ok 3-4 metrów z tendencją spadkową, wiec było idealnie....
   Spokojnie rozpakowałem klamoty, rozgrzałem napęd i tym razem nie miałem z nim jakichkolwiek kłopotów, rozłożyłem glajta i po krótkiej rozmowie z publicznością składającą się z dwóch "lokalersów"  wystartowałem. W powietrzu byłem prawie dokładnie o tej godzinie o której zgłaszałem lot do Fisu. Zgłosiłem, że startuję o 18stej,a  start odbył się może o 18:05. Idealnie po raz kolejny.
   Krótki lot nad Strużalowymi łąkami tak, by sprawdzić napęd, wybadać powietrze i nabrać trochę wysokości przed odlotem nad "miasto". Plan na ten lot był prosty - start tak by o 18:20 "odebrać" Sosnę z chełmżyńskiego PKSu. Niestety w poniedziałek zapieprzała konkretnie i dopiero o tej porze przyjeżdżała z pracy. Następnie plan przewidywał "odprowadzenie" Jej do domu, polatanie nad miastem i powrót nad Strużal.
   Gdy już w miarę miałem wysokość poleciłem nad Chełmżę. Zaczęło się żmudne wypatrywanie i krążenie, by w tym tłumie małych ludzików wyłuskać tą jedną jedyną ważną osobę. Takie latanie "w ta i we wta" w końcu się opłaciło. Autobus podjechał, Sosna wysiadła i zaczęło się obustronne machanie łapkami i glajtem.
    A potem droga do domu - Sosna chodnikami, ja powietrzem. Oczywiście machania i jakieś koślawe vingowery po drodze. Gdy dotarliśmy do "chaty" musiałem jeszcze spełnić prośbę sąsiadów i pomachać specjalnie do Nich. Mam nadzieję, że widzieli :)
   Sosna zaczęła działania domowe, a ja trochę poszwendałem się po okolicach. Już jakiś czas temu wypatrzyłem sporą dużą łąkę bliższą, niż ta na strużalu. "Obiecująca wielce" bardzo z góry. Niestety przecięta drutami, jednak na tyle ogromna, że to mały pikuś. Trzeba tam jednego dnia wjechać autem, zorientować się czyje te hektary i dogadać się na korzystanie. Tymczasem latałem dalej. Odpuszczone trymery, łapki ze sterówek i latanie na luzie to czysta przyjemność. Spokojne równe śmiganie. Polatałem tak trochę, popstrykałem nieco zdjęć i wróciłem nad dom. Pomachaliśmy znowu do siebie łapkami i po dwóch kręgach odleciałem nad Strużal, by polatać nieco nad polami i dać nieco spokoju "chamżyniakom".
   Tak leciałem i leciałem i wpadłem na pomysł, by jeszcze podskoczyć do "Mikrolotu" -  by się tam pokazać, powiedzieć "zobaczcie - ja też latam i czasami trzeba patrzeć, czy nie jestem akurat w powietrzu". Byli, widzieli, pomachaliśmy sobie i pokręciłem się jeszcze nieco po okolicy. Potem już wylądowałem - oczywiście po "przepisowym" kręgu czyli za drugim podejściem.
   Cały lot trwał równe półtorej godziny i był czystą idealną frajdą. Zupełnie bezproblemowy, bezstresowy i pozwalający cieszyć się tym, co oferuje latanie z napędem. Po lądowaniu lekki niepokój, jak lot przetrwał napęd i połączenia, ale okazało się, że wszystko idealnie się trzyma. Świeca również miała ładny brązowawy kolor więc wszystko cacy.
   Wiatr tymczasem w ogóle ustał - może wiało z 0,3-0,5 metra w porywach, więc na pomysł by poćwiczyć jeszcze starty w takich przespokojnych warunkach. Konsultacja z Sosną, decyzja i rozkładanie sprzętu. Gdy się podpinałem usłyszałem warkot - okazało się, że tym razem "sąsiedzi z Mikrolotu" wystartowali i przelecieli nade mną - role się odwróciły w lataniu nad sobą :). Ładnie przelecieli, więc zabrrałem się za swoją "robotę". Niestety dwa starty spaliłem. Przy pierwszym skrzydło wstało splątane w jednym stabilu i w wietrze pewnie bym to wytrzepał, jednak w tych warunkach nie dałem rady. Za drugim razem trochę nierówno rozłożyłem skrzydło, przez co wstała najpierw jedna połówka i  pięknie zakręciła za mną. Konkretnie wymęczony postanowiłem odpuścić i zacząłem pakować się, by wrócić do domu o jakiejś normalnej porze. Niestety nie poszło tak łatwo. bo te dwa spalone starty zaowocowały konkretnym zmeczeniem, zziajaniem i zasapaniem. Pot lał się ciurkiem po twarzy i plecach,  ale w końcu jakoś się udało. Jeszcze chwilkę porozmawiałem z dwójką wędkarzy, musiałem odpowiedzieć po raz kolejny na standardowy zestaw pytań : ile to waży, na jak długo starcza paliwo, ile kosztuje itd....A potem w końcu dotarłem do domku i Sosny.
   Wypakowałem się, wyszedłem z Wirusem i można by powiedzieć że tak się skończyło to aktywne popołudnie.
   A poniżej kilka zdjęć wybranych z całej masy fotek zrobionych tego dnia. Wielce udanego dnia :)









Reszta jest TUTAJ . Dobrego oglądania !

poniedziałek, 23 maja 2011

poniedziałkowo...

   Dziś chyba znowu latanie.....Na "teraz" trochę dmucha, ale wieczorkiem ma siadać....Dobre prognozy są, więc jest nadzieja na jakiś fajny locik. Zobaczymy jak to się skończy, ale adrenalina już krąży. Oczywiście jakaś relacja będzie :)

niedzielny ciag dalszy....

   Ufff. Nalatałem się wczoraj i w końcu odkułem za te tygodnie na ziemi. Poranek zadziałał w Chełmży, potem trochę leniuchowania w domu i po piętnastej wyprawa do Grubna. Byłem tam umówiony z Rafałem na wspólne popołudniowo wieczorne latanie. Atrakcyjne bardzo z kilku powodów. Raz, że z Rafałem lubię latać i za każdym razem jest fajnie. Dwa, że z chełmińskiego rynku miały wystartować balony i zaplanowaliśmy sobie, że koło nich polatamy. Trzy, że nad Chełmno miało dolecieć jeszcze kilku PPGantów, więc nadarzyła się okazja do pohałasowania "w stadzie".
   Na łące byłem przed czwartą, dmuchało w porywach do 6 metrów więc miałem sporo czasu, by poprzyglądać się solówce, nieco ją dopieścić i "dojrzeć" do lotu. Trochę się stresowałem i jakoś taki nerwowy byłem. Odpaliłem napęd i od razu jakoś tak wyczułem, że nie chodzi prawidłowo. Coś tak dziwnie szarpał i drgał. Pierwsze podejrzenie padło na poranne wzbogacanie mieszanki. Trochę go doregulowałem i gdy już w miarę równo chodził wpadła mi w oko jedna śruba mocująca śmigło - była lekko odkręcona. Nie mam pojęcia jak mogła się na tyle wykręcić - ogromne szczęście, ze wpadła w oko i nauka na przyszłość, by wszystko sprawdzać dziesięć razy - zwłaszcza gdy się coś tam przerabiało. Pozostałe śruby również były poluzowane - pewnie ta jedna popuściła, a potem zadziałał efekt domina. Szczęście jak cholera. Gdy podokręcałem wszystko chodziło już równiutko. Po godzince przyjechał Rafał, poczekaliśmy razem kolejną godzinkę i wreszcie z radia zaczęły wydobywać się trzaski i głosy kolegów, którzy ruszyli już w powietrze. "Ekipa" z Bydgoszczy wystartowała ze Świecia i leciała już w stronę Chełmna. Chwilkę jeszcze z Rafałem pomarudziliśmy na ziemi i w końcu wyszpeiliśmy się do startu. Wiatr taki dosyć dosyć. 3-4 metry pozwoliły ładnie wystartować i po chwili zaczęliśmy nabierając wysokość dołączać do "stada".
   Z "grupą" spotkaliśmy się mniej więcej nad chełmińską starówką i już po chwili kręciliśmy się w kilku po niebie. Pokrążyliśmy wokoło, popstrykaliśmy sobie trochę zdjęć, pomachaliśmy i po kilku minutach rozlecieliśmy się każdy w swoją stronę.





    Balony jakoś nie wystartowały, wiec plan na latanie wykonany został połowicznie. Ale nie ma co - tylko ktoś mocno zdeterminowany planowałby w takich warunkach start balonem pośród kilkupiętrowych kamienic, zwłaszcza przy takim wiaterku. Oni zostali na ziemi, my polataliśmy i to jest najważniejsze. Rafał kręcił jeszcze nad starówką, koledzy z Bydgoszczy odlecieli w stronę Świecia, a ja postanowiłem wracać nad Grubno. Od południa szła duża, brzydka chmura i mówiąc szczerze wolałem, by mnie nie zaskoczyła. Dodatkowo trochę obawiałem się stanu śrub mocujących śmigło, więc najrozsądniej było wrócić nad łąkę i nie ryzykować bez sensu.


   Nad Grubno leciało się całkiem fajnie. Odpuściłem trochę trymery i glajt bardzo ładnie wgryzał się w powietrze. Zaczyna podobać mi się to skrzydełko. Trochę silniej wiało, więc podszedłem do lądowania na większej, równej łące tuż obok miejsca z którego startowaliśmy. Lepiej mieć za dużo miejsca, niż przesadzić i wylądować w krzakach. Lądowanie bez żadnych kłopotów, z lekkim podbiegnieciem i lekkim zaskoczeniem. Po lądowaniu Action jeszcze stał nad głową, jakby wyczekując i po cichu szepcąc "wystartuj jeszcze, polatamy co ?". Jednak jak dla mnie atrakcji tego dnia wystarczyło. Złożyłem skrzydełko, wziąłem napęd i powędrowałem do samochodu. Gdy tam dotarłem, zacząłem sprawdzać napęd - jak wytrzymał ten czterdziestokilku minutowy lot? Okazało się, że wszystko w porządku. Ani jedna śruba nie popuściła, świeca także miała dosyć ładny kolor, więc wszystko gra i buczy. Chwilkę potem wylądował Rafał, trochę pogadaliśmy, poskładał skrzydło, zostawił napęd u "sąsiadów" i podrzuciłem go do domu. A potem prościutko do Sosny, za którą już się mocno stęskniłem. Jak na złość na jedynce ruch jak na jakimś odpuście. Wlokłem się jak cholera, ale wreszcie dotarłem. Rozpakowałem sprzęt, wyspacerowałem Wirusa, a potem nie mieliśmy w domu prądu.

niedziela, 22 maja 2011

niedzielne latanie o poranku

   Od ostatniego wpisu nie musiałem długo czekać. Prognozy dopisały i zapowiedziały niedzielny poranek ze słabym wiatrem i bez opadów. Ostatni brak latania sprawił, że wygłodzony jak pies wstałem przed świtem, łyknąłem szybką kawkę i po spakowaniu bambetli wyruszyłem na Strużal.
   Na miejscu całkiem fajnie - poranne ciepłe słoneczko i lekki wiaterek dobrze nastrajały przed startem. Dodatkowo ostatnio regulowany napęd ślicznie zaskoczył i równiutko chodził więc w ogóle miło było. Rozłożyłem się jak należy, pogadałem chwilkę z wędkarzem moczącym kija na skraju łąki (łąka jet tuż nad jeziorem) i rozpocząłem startowanie. Z pierwszych dwóch prób niewiele wyszło. Raz byłem źle rozłożony względem kierunku wiatru, za drugim razem podobnie z tą różnicą, że start by wyszedł i opanowałbym glajta jednak za szybko wyłączyłem napęd. Odpoczynek jednak się przydał - odsapnąłem, rozłożyłem się jeszcze raz, podpiąłem, włączyłem kamerę i tym razem wystartowałem jak należy. Zostało jeszcze kilka nawyków z nemówki, jednak jestem z siebie zadowolony. Lot w zamierzeniu miał być lotem zapoznawczym po regulacji i kajanizacji napędu. Dodatkowo zaplanowałem sobie zabawę z Actionem, którego wciąż poznaję.
   Krótki lot nad Strużalem bez żadnych niespodzianek, sprawdziłem okolicę nad którą nie byłem od ponad miesiąca, sprawdziłem "dużą łąkę" i w końcu odpaliłem w stronę Chełmży tak, by choć przez chwilkę pobrzęczeć nad Sosną. Trochę się pokręciłem, trochę sobie pomachaliśmy, trochę buziaków i poleciałem dalej pod wiatr - odpuściłem trymery na maxa by posprawdzać predkosci, wznoszenie i te inne szczegóły. Całkiem fajnie to wyszło. Tym bardziej że wznoszenie ok 1,2 metra do góry. Czyli super.




   Potem wróciłem nad domek, znowu seria buziaków i miłych słów, kilka wygibasów i "drugą stroną" wróciłem nad Strużal. Jak na pierwszy lot po regulacjach i tak długo polatałem. Trzeba było pomyśleć o lądowaniu i sprawdzeniu sprzętu. Po "drodze" jeszcze przeleciałem nad "osobówką z Torunia" i po przepisowym kręgu nad łąką wylądowałem bez jakichkolwiek kłopotów. Zwinąłem glajta (szybkopak to świetny gadżet) i przejrzałem napęd. Świeca brązowa w kolorze czekolady mlecznej, więc trochę wzbogaciłem mieszankę. Z pod czujnika CHT nic tym razem nie wyciekało - jednak w końcu się ułożył i wpasował.
   Poskładałem sprzęt i wróciłem do domu uradowany i szczęśliwy, że w końcu udało się polatać. Prawie godzinka pękła, więc jest się z czego cieszyć. Dodatkowo wieczorem także planowane latanie więc w ogóle super...:)


piątek, 20 maja 2011

chorobowo leniuchowo

   Nikt nie jest niezniszczalny i niestety ja także nie. Kilka dni temu zaczęło łamać w kościach, gardło także dało znać o sobie, wobec czego nastąpiła przymusowa przerwa od działań aktywniejszych. Ale z drugiej strony był czas by chwilkę odsapnąć, odpocząć, wyleżeć się i naładować akumulatory mocno nadszarpnięte ostatnimi wydarzeniami. Brak latania i ciągłe woje z napędem dały o sobie znać, dodatkowo rożne debilne osoby spotykane w pracy sprawiły, że kilka dni wolnego zadziałały jak zbawienie. Trzy dni kompletnego lenistwa to jest to :) A dziś w końcu wyregulowałem napęd i wypatruję pogody na latanie.....

wtorek, 17 maja 2011

Nowy pilot w okolicach...

   Niedzielny sielankowy domowy wieczór został brutalnie przerwany dźwiękami wario wydobywającymi się z telefonu.....Znak to, że dzwoni jakiś znajomy pilot. Odebrałem, wypowiedziałem sakramentalne "halo" i tak oto rozpocząłem rozmowę z Błażejem. Dzwonił by podzielić się wiadomością, że w końcu kupił swój pierwszy własny osobisty napęd. Suuuuper wieści, bo z Błażejem znamy się od dawna, dosyć lubimy i nieraz razem już lataliśmy. Wielka radocha, że teraz ma własny napęd i będzie można razem polatać......Poniżej krótki filmik będący zapowiedzią "błażejowych lotów". Dobrego oglądania :



No i GRATULACJE !!

Piątek trzynastego i kolejna sobota w regulacjach.....

   Ano piątek trzynastego chyba jednak jest pechowy. W ostatnich dniach zabrałem się wreszcie za montowanie "nowych zabawek" do napędu i ów piątek był kulminacją pecha. Niestety muszę chyba dołączyć do grona nieszczęśliwców, którzy połączenie trzynastki i piątku będą już przeklinać konkretnie. Ale od początku :

czwartek :
- montaż nowego śmigła "od Rusłana" okazał się wielkim niewypałem. Śmigło to jest polecane przez Kajana do solówek po przeróbce tłumika, jednak jakoś dopiero teraz dowiedziałem się, że jest "grubsze" w punkcie mocowania z piastą i niestety trzeba trochę kombinacji. Standardowe szpilki są za krótkie i trzeba je wymienić najlepiej na śruby "M6 60". Pomoc Kajana w tym przypadku znowu nieoceniona, jednak po zakupie odpowiednich śrub pojawiła się kolejna przeszkoda. Gdy wymontowałem szpilki i zacząłem przykręcać śruby, okazało się, że są one zbyt długie. Tym razem kontakt z Kajanem był mocno utrudniony wiec poradziłem sobie montując zamiast jednej, kilka podkładek.  W wolnej chwili do Niego zadzwonię i skonsultujemy takie rozwiązanie. Jakby co leży w domu pręt na nowe szpilki i zrobimy tak jak fabryka :).
- montaż "komputera napędu PPG" z firmy FlyElectronics okazało się kompletnym problemem. Na pierwszy ogień poszedł czujnik CHT, czyli ten od temperatury głowicy/montowany pod świecę. Wykonanie pozostawia co nieco do życzenia, sam czujnik jest nieco zbyt duży i po prostu trzeba się nakombinować, by odpowiednio go wpasować i zmieścić pod świecę. Inna sprawą jest szczelność połączenia i jakość związanego z tym pomiaru. Gdy się przykręci na "amen" powinno być dobrze - tymczasowo nic nie wycieka, jednak cholera wie jak to będzie po np 5 kontrolnych odkręceniach świecy.
Następne w kolejce były "druty" od pomiaru obrotów śmigła (nigdzie nie ma informacji jaki ma być ten drut - podano tylko, że dowolny miedziany, więc zastosowałem 1mm drut w izolacji do obydwu zastosowań). Odmienną sprawą było poprowadzenie przewodu łączącego komputer i czujniki. Kabel, jak i wtyczki wydają się bardzo delikatne i zbyt długie, jednak po krótkich kombinacjach udało się wszystko tak poprowadzić by było ok. Całość ładnie pozaciągałem, poowijałem taśmą izolacyjną i ogólnie prezentuje się bardzo ładnie.

piątek :
- wspierając się "moim mechanikiem samochodowym" zamontowałem przerobiony tłumik - zupełnie bezproblemowo - dodatkowo podparty wiedzą zdobytą u Kajana wszystko zamocowałem tak by było idealnie. Śruby ślicznie podklejone, dokręcone, więc teraz wszystko wydaje się idealnie zabezpieczone
- po zamocowaniu "puszki" wyruszyłem na łąkę by sprawdzić jak to wszystko chodzi i czy się czasem nie rozleci. Na łące byłem wczesnym wieczorem i niestety pierwszy tego dnia "pech" się pojawił.
   Na "naszej" dużej łące pojawił się płot, którego zaistnienie tam zaraz się wyjaśniło - kilka osób kupiło na łące działki i zamierzają się tam budować. Cholera. Więc łąka właściwie kończy "działać". Szkoda, bo taki duży teren był idealny w zimę, gdy trawy właściwie nie ma. Ale nie ma co stękać - porozmawiałem chwilkę z kimś, kto tam zamierza postawić chatę i mam tymczasowo zgodę na "działania lotnicze". Chociaż to jedno dobre, jednak, że łąka "ginie" to fakt. Zostaje nam jeszcze druga, tyle, że ta często jest zbyt wilgotna.
   Nie było co się zrażać i trzeba było robić swoje. Rozłożyłem napęd i zacząłem odpalanie. O dziwo od początku chodził ładnie, równo w całym zakresie obrotów - znak to, że poprzednio był fajnie wyregulowany. Trochę sobie pochodził, nagrzał się, więc zacząłem bawić się "komputerkiem" - skonfigurowałem zawartość ekranu, ustawiłem czas i takie tam pozostałe drobiazgi. Potem go podłączyłem i po odpaleniu kolejny tego dnia szok.
Moja nowa zabawka pokazuje jakieś bzdury. Pomiaru obrotów właściwie nie ma, temperatura też jakaś dziwaczna - myślę sobie, co za %$#$$##@#*&  ten przyrządzik....Ale ale...
Nie chcąc się denerwować pogrzałem jeszcze trochę napęd, zapakowałem się i wróciłem do domu. Tu wszystkie kable/wtyczki porozkładałem i okazało się, że niestety przewód łączący "komputer napędu" z czujnikami jest na tyle nędznie wykonany, że zdołał się rozlecieć. Jak to wyglądało, można zobaczyć na zdjęciu obok.
  Podsumowując : dwie wtopy tego dnia - kończąca się łąka i rozlatujące się badziewie, za które wywaliłem kilka stów.
   Nie chcę pisać co czułem, ale wkurzony to delikatnie powiedziane. Była jednak nadzieja na latanie w sobotnie popołudnie, więc nie było aż tak źle.

sobota
- sobotni poranek to wyprawa do Lisewa i koszenie "ogrodu". Fajny zdrowy ruch na świeżym powietrzu okazał się lekarstwem na stres i nerwy z poprzedniego dnia. Potem smakowity obiad, krótki odpoczynek w domu i kolejna wyprawa na łąkę. Tym razem z planem na "ew. doregulowanie" napędu i jakiś krótki, przypominający lot. Niestety popołudniowe niebo zaczęły pokrywać grube niezbyt ładne chmurzyska z których w każdej chwili mógł spaść gęsty, wiosenny deszcz. W oczekiwaniu na "warun" pojechałem na "dużą" łąkę, rozłożyłem napęd i zacząłem się trochę bawić. Wymalowałem śruby, by widzieć gdy się odkręcą, sprawdziłem świecę - pojawił się pod nią wyciek spowodowany zbyt topornie wykonanym czujnikiem CHT (cholerne "%$$##%" trzeba było ponownie, jeszcze mocniej dokręcić, aż dziw, że nie przekręciłem gwintu od świecy), odpaliłem napęd i choć chodził bardzo dobrze wpadłem na pomysł, by go "doregulować" na słuch. To był błąd. Jak go rozregulowałem, tak musiałem kombinować z regulacjami dobrą godzinkę, by chodził tak jak chciałbym. Chyba wszyscy którzy regulowali solówkę "na ucho" wiedzą o co chodzi. Beznadziejna robota i ciągłe odpalanie.
   W końcu uznałem, że jest oki. Pogoda też się wyklarowała, więc po zapakowaniu napędu ruszyłem na "małą" łąkę, by w spokoju oddać się lataniu. Rozłożyłem rękaw, zaniosłem skrzydło, przebrałem się w kombinezon, kask, rękawiczki i te inne gadżety, założyłem na plecy napęd i zacząłem go odpalać na grzbiecie by jeszcze odrobinę do dogrzać. I "dupa". Kilka szarpnięć i nic, potem odpalił i po chwili zgasł. Myśląc sobie "ki diabeł??" zdjąłem to cholerstwo i zacząłem odpalać na ziemi. Zdziwiłem się niewymownie, gdy okazało się, że napęd na wolnych obrotach chodzi nierównomiernie, że kiepsko się wkręca i w ogóle coś mu nie pasuje. Trochę kombinowałem znowu z ustawieniami, ale po kilku minutach przyszło otrzeźwienie - nie będę robił nic na dziko, nie będę się spieszył by polecieć. Jeśli chcę latać do późnej starości, muszę unikać takich różnych sytuacji, gdy za bardzo chcę i na siłę pcham się pod niebo. Wtedy najłatwiej o błąd, a zrobić sobie kuku na własne życzenie to czysty debilizm. A ja nie chcę skończyć na wózku, na drzewach czy innych drutach. Co to to nie....
   Kompletnie zrezygnowany zapakowałem się i wróciłem do domu. Z dwóch dni na łące nie wyszło zbyt wiele. Może tylko nauka, by nie być zbytnio napalony i uważać na rzeczy które się kupuje. Bo na tym można się przejechać....No i właściwie straciliśmy łąkę....Lipa

Komputer napędu PPG FlyElectronics - pierwsze spostrzeżenia.....

   Już od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem kupna "osprzętu" do pomiaru obrotów i ew. temperatury silnika. Wybór nie był taki prosty jak by się wydawało. Na naszym rynku są tak naprawdę dwa urządzenia/kombajny i jeden "typowy" licznik obrotów (TinyTach). Specjalnie nie piszę tu o całej masie urządzeń, gadżetów i dodatków które można w jakiś tam sposób zaadaptować dla latania napędowego.
   Wziąłem pod uwagę dwa urządzenia - Air Kontroler Spider i Komputer napędu PPG/Fly Electronics - ceny nieco podobne (jedno ok 350/400 pln, drugie ok 470 pln), obydwa urządzenia oferują podobne funkcje i obydwa mają pozytywne opinie. Proces decyzyjny chciałem podeprzeć "grupą" jednak miejsce to nie zadziałało tak jakbym chciał. Było nie było podjąłem decyzję i podczas Paragiełdy kupiłem "komputer napędu" od chłopaków z firmy FlyElectronics. Przede wszystkim Ich urządzenie jest mniejsze, poręczniejsze i wydaje się bardziej przemyślane niż "air kontroler". Dodatkowym atutem była znajomość z jednym z nich i możliwość osobistego kontaktu. Zresztą kontakt z "firmą" i podejście do klienta w tym przypadku jest na wzorowym poziomie.
   Ale teraz wracam do tematu - co dostajemy w pudełku za ok 470 PLN ?



   Podstawą jest zestaw na który składa się : "komputer", ładowarka sieciowa, kabel podłączeniowy i instrukcja. Samo urządzonko wykonane jest dosyć ładnie, wyświetlacz jak i menu są dosyć fajne.





   Ładowarka sieciowa wygląda na zwykłą sieciówkę od telefonu komórkowego z dołączoną złączką pasującą do komputera - i dobrze - bo chodzi o to, by w razie jakiejkolwiek awarii w sposób jak najprostszy dokupić/dorobić nową. Kabel podłączeniowy do napędu to nic innego jak zwykły przewód z dwoma wtyczkami. Jedna z nich pasuje do "komputera", pod drugą podłączamy poszczególne czujniki itd. Ostatnia w komplecie darowana jest nam instrukcja. Tu niby wszystko ładnie pięknie jednak za prawie pięć stówek chyba zasługujemy na więcej. No ale z instrukcją dałem rade zorientować się co i jak.




    Podsumowując całość, to sam pomysł i komputerek są bardzo fajne. Jednak nie byłbym sobą gdybym nie wytknął tu kilku błędów, jakie niestety się zdarzyły. Sam "komputer" wydaje się słabo zabezpieczony przed przypadkowym zgubieniem (brakuje tu wyraźnie oczka do jakiejś tasiemki/sznurka) podobnie jak z wariometrami czy gpsami. Taki drobiazg na obudowie by się przydał. Komputer mocujemy tylko na rzep a przydałaby się jakaś taśma na manetkę, lub opaska tak by można było nie przejmować się czy coś zgubimy. Same przewody/kable wykonane są trochę kiepsko - na zdjęciu poniżej widać wyraźnie słabiutkie zabezpieczenie "skrętki" przy niebieskim złączu. Taki drobiazg ale jednak w oko "kłuje".


     Ostatnią rzeczą o jaką się będę czepiał to instrukcja. Jest trochę zbyt skromna i zdarzają się błędy - dla przykładu - punkt o pomiarze obrotów odwołuje się do zdjęcia które nie istnieje w instrukcji (??). Zdecydowanie brakuje sposobu podłączenia/mocowania komputera" i "kabla" do poszczególnych części/miejsc w napędzie. Każdy z nas może przy odpowiedniej kombinacji sam do tego dojść, jednak przydałoby się zamieścić te kilka rzeczy w instrukcji, tak, by bez kłopotu można było sobie z tym poradzić.
   Nie jest tak kolorowo jak się wydawało na początku. Po zakupie za 470 pln okazuje się, że niestety by urządzenie działało zgodnie ze swoim przeznaczeniem należy we własnym zakresie skombinować sobie drut miedziany i nawinąć go na przewód napięciowy w napędzie. Instrukcja mówi jak to zrobić, jednak fajnie byłoby gdyby do pomiaru podstawowego parametru jakim jest pomiar obrotów "firma" dodała w pudełku metr "druta". Niby to drobiazg, ale zawsze minus dla firmy.
   By móc mierzyć w komputerze temperaturę należy dodatkowo dokupić extra sondy pomiaru temperatury. I niestety trzeba znowu wywalić ok 120 złotych (sonda EGT i CHT to wydatek po ok 60 pln za każdą z nich).


   Nie chcę się rozpisywać o zaletach i wadach każdego pomiaru każdej - jak dla mnie idealnym rozwiązaniem był zakup obydwu i w tym momencie zapaliła się lampka - całość kosztuje już ok 600 PLN, a to w sumie już całkiem spory pieniądz.Czy potrzebny ? Sądzę, że tak.
   Sondy wykonane są dosyć dobrze, niestety poza "sondą" nie dostajemy nic, co by pocieszyło nasze oczy. Trochę jak w sklepie metalowym w którym kupuje się dobry młotek, a potem gwoździe na kilogramy w papierowej tutce. Wracając do tematu - do sondy EGT trzeba doliczyć koszt dziurawienia tłumika (mamy wybór pomiędzy dwoma rodzajami sond) co jest koniecznością jeśli chcemy mierzyć tą temperaturę . Czujnik CHT montujemy po świecę, a to nie stanowi żadnego kłopotu.
   Z "rzeczy" dodatkowych można się zaopatrzyć także w kabelek dzięki któremu, każdy może dokonywać upgrade'u urządzenia poprzez swój domowy komputer. W sumie fajna sprawa, jednak zastanawiam się czy kiedykolwiek go użyję. Kosztuje kolejne 60 złotych.


   Sam kabelek wykonany jest dosyć dobrze, jednak jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że zrobiono go z kabla USB do telefonów kosztującego kilka złotych z dolutowaną końcówką do "komputera". Jeśli tak to niezła przebitka na ten "dodatek", bo kabel we FlyElectronics kosztuje zdecydowanie więcej. Ale firma musi na czymś zarobić i jak się komu nie podoba taka akcja nie musi nic kupować. Ja taki kabel dostałem za free i z tego miejsca za ten "gratis" dziękuję.
   Na koniec trzeba wspomnieć o kontaktach z firmą i funkcjonowaniu "sprzedaży". Kontakt super, ale jednak i tu trafiłem na przeszkodę. Zestaw podstawowy, jedną z sond temperatury (CHT) i kabel "komputerowy" udało mi się nabyć na Paragiełdzie - więc osobiście mogłem porozmawiać, zobaczyć itd. I tam było OK.
   Później pojawiły się kłopoty. Kilka tygodni temu dokupiłem sondę EGT, wpłaciłem forsę i niestety czekałem dosyć długo na przesyłkę. Po dwóch tygodniach czekania i kilku moich mailach okazało się, że to najprawdopodobniej Polska Poczta zawaliła sprawę. Wysłany wówczas czujnik do dziś nie dotarł.
   Została do mnie wysłana ponowna przesyłka z nowym czujnikiem i tym razem dotarła najpierw do Łomży - niestety została błędnie zaadresowana. Dopiero po kontakcie z Pocztą Polską ustaliłem właściwy adres dostawy i w tydzień po nadaniu czujnik dotarł. Oczywiście kontakt jak zawsze świetny, ale czy to wszystko ?

   Moja pierwsze wrażenia są trochę mieszane. Sam "komputer" jest dodatkiem niewątpliwie potrzebnym i przydatnym do latania napędowego. "Komputer napędu PPG" z firmy FlyElectronics jest na pewno najlepszą pozycją na naszym rodzimym ryku. Czy spełnia oczekiwania pomimo dosyć wysokiej ceny zakupu (ok 600 pln za komplet) i braku dbałości o szczegóły? Nie wiem - będę w stanie napisać o moich wrażeniach gdy zmontuje i polatam z nim trochę. Pierwsze wrażenia są nijakie. Dosyć wysoka cena, świetny pomysł, dużo dobrych chęci, ale jakiś taki kulejący profesjonalizm, kiepska instrukcja i wykonanie sprawia, że trochę czuję się "wycyckany" . Może się mylę, ale tak to subiektywnie "odbieram". Trudno.

czwartek, 12 maja 2011

czwartkowe dyrdymały....

   Właśnie mija kolejny dzień bez latania. Niby w końcu tłumik dotarł, jednak jakoś zabrakło ostatnio czasu na to, by go zamontować, przykręcić jak należy i wyregulować moją poczciwą solówkę. Pogoda ostatnio idealna, ale niestety życie nie składa się tylko z latania. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki tej przymusowej przerwie w lataniu poćwiczyłem trochę na ziemi i wgryzłem się w teorię "silnikowo pomiarową". Mam nadzieję, że efekty będą podczas kolejnych startów i regulacji. Tak czy inaczej najbliższe dni są już zaplanowane względem pogody, latanie już właściwie zgłoszone do Fis'u więc teraz trzeba to tylko wszystko zrealizować.
   Na dzisiejsze popołudnie zapowiadany jest deszcz i załamanie pogody, które obejmą także piątek - wobec tego w wolnej chwili zmienię śmigło, zamontuję tłumik i komputer napędu PPG wraz z czujnikami. Jutro popołudniu wszystko wyreguluję i w sobotę hajda w niebo.....Mam nadzieję, że nie będzie "po drodze" żadnych kłopotów, bo ten miesiąc bez latania jednak powoduje jakiś taki "respekt". Musi być dobrze i tak będzie. Oczywiście relacja zdjęciowa wkrótce.
PS. Kajan naprawdę się postarał. Tłumik wygląda milion razy lepiej niż fabryczny. Do tego profesjonalizm w kontakcie i rozmowach o szczegółach. Wielki "szacun"!!

środa, 11 maja 2011

akwarium ?

   Na filmiku poniżej widać wyraźnie, że czasami w lataniu swobodnym trzeba mieć trochę nerwów. Ruch jak na Marszałkowskiej czy coś....Dobrego oglądania :

wtorek, 10 maja 2011

wytęsknione zabawki tuż tuż....

   Tłumik od Kajana nareszcie dotarł. Co prawda leży jeszcze na poczcie, ale już popołudniu trafi we właściwe łapki. Dodatkowo w te właściwe łapki powinien na dniach dotrzeć czujnik z FlyElectronics, co pozwoli wreszcie te wszystkie zabawki zmontować do kupy i się wreszcie nimi zacząć bawić.
   Dziś kilka spraw różnych do załatwienia jeszcze zostało ale znajdzie się trochę czasu na bieganie ze skrzydełkiem po łące. Środa zabiegana z masą drobiazgów, a potem już tylko wypatrywanie waruna i hajda w powietrze :). Cierpliwość została nagrodzona :) Hurra....

poniedziałek, 9 maja 2011

latać mi się chce.....

   Po prostu...latania mi brakuje....Tymczasowo wspieram się rożnymi filmikami z sieci...dobrego oglądania :

Porównywarka napędów czyli.......

   Ostatnio pojawiła się w sieci "parabaza napędów". Świetna inicjatywa na serwisie "paralotniowy.pl". I w tym wątku machnę kilka słów o tym pomyśle.

   Pomimo latania w Polsce dosyć wielu pilotów z napędem tak naprawdę niewiele jest stron porządnie traktujących takie zagadnienia.
   Do jednej z nielicznych należy portal "paralotniowy.pl" na który po prostu warto zaglądać. Nie chcę tu uprawiać wielkiej reklamy, ale jest to "serwis", który od początku przypadł nam do gustu. Ładnie zrobiony, szybko śmigający, jasny, przejrzysty i zrobiony tak, że po prostu może się podobać. A co najważniejsze - pisany przez ludzi którzy latają, którzy wiedzą o co chodzi i potrafią się swoja wiedzą dzielić.
   Jakiś czas temu powstała tam PARABAZA NAPĘDÓW na której każdy może porównać te kilkanaście napędów dostępnych na naszym rynku. Świetna sprawa, bo to chyba pierwszy taki pomysł w Polsce. Przypomina mi się, gdy sam szukałem napędu dla siebie i skazany byłem na opinie innych. Wiadomo, że temu się podoba to, tamtemu tamto i tak naprawdę ktoś, kto jest słabo zorientowany kupuje trochę w ciemno. A zaglądając do "parabazy" ma szansę poczytać, obejrzeć i porównać te kilka "pierdziawek". No i jeszcze jedna rzecz - prócz danych (cena, moc, zdjęcia itd) można także zamieścić/odczytać opinie użytkowników danego typu napędu. Czytając rożne takie subiektywne spostrzeżenia jest większa szansa, że potencjalny kupiec nie wywali forsy w błoto. I o to chodzi :)
   Podsumowując - należą się twórcom serwisu same pochwały za inicjatywę, włożoną pracę i to jak ostatecznie serwis przyczynia się do rozwoju paralotniarstwa w tym naszym kraiku.

Łikend naziemny....

   Minął weekend podczas którego udało się wyskoczyć na łąkę i pobawić z Actionem na ziemi. Pogoda poprawiła się na tyle, że były to chyba wymarzone warunki do biegania z glajtem. W niedzielę wczesnym popołudniem zapakowałem uprząż, skrzydełko, flaszkę wody i pojechałem na "małą łąkę" na Strużal. Super fajnie było wreszcie się przewietrzyć i trochę poćwiczyć. Zgodnie z maksymą "im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju" wylewałem z siebie całe litry tak, by potem wszystko ładnie szło. Wiatr nie był specjalnie silny (ok 4-5 metrów) ale wiał od strony drzew więc ćwiczyłem w "rotorach". Ktoś tam by się postukał w czoło na takie warunki ale dla mnie to lepiej. W końcu im trudniej tym więcej się człowiek uczy. Wytrzymałem tak biegając po łące dobre trzy godziny i kompletnie mokry od potu wróciłem do domu. Wymęczony ale zadowolony z tego, że wreszcie trochę udało się poruszać i pomimo braku latania coś tam się udało wykrzesać z pogody. I o to chodzi - gdy się chce dobrze latać trzeba pamiętać by jak najwięcej ćwiczyć. Nie tylko w głowie ale także na ziemi. Ja poćwiczyłem i nie mogę się doczekać, by znów poszaleć na łące :)

sobota, 7 maja 2011

Psy i koty.....

Taki krótki temat zainspirowany filmikiem, który można obejrzeć poniżej. Dobrego oglądania :)

czwartek, 5 maja 2011

"po przekątnej" po polsku....

   Pisałem jakiś czas temu o tym jak to z Polską i naszymi paralotniarzami jest. Pisałem też o całkiem fajnym pomyśle "przelecenia Polski po przekątnej". Niestety z żalem trzeba stwierdzić, że w tym kraju tak kolorowo nie jest.
   Miało być fajnie, mieli w końcu polecieć, mieli zawalczyć z tym bądź co bądź poważnym wyzwaniem, odkładali, przekładali, kombinowali, w końcu na lot zdecydowało się dwóch z trzech i się udało. 
   W jakiś czas po tym epokowym wydarzeniu pojawiły się oskarżenia o "kradzież pomysłu, wartości intelektualnej, pomysłu itd" i w ogóle inne takie jakieś niesmaczne zagrywki. Ktoś tam coś kiedyś wymyślił, z kimś tam rozmawiał, coś kombinowali, potem ktoś inny "ukradł pomysł", skrzyknął kolegów i zrealizował przedsięwzięcie. Nie chce pisać o szczegółach bo tak naprawdę wygląda to na kłótnię kolesi, którzy coś tam kiedyś pokombinowali, a teraz zaczynają się kłócić o to, co kto komu zaiwanił i czyim pomysłem był ten lot.
   Jak dla mnie żenujące jest to, że ktoś się decyduje, kombinuje, stara i właściwie niby wszystko super, a potem okazuje się że tak fajnie już nie jest. Okazuje się, że Polacy to kłótliwy naród o mętnych jakichś zagrywkach, sprowadzający swoje żale, kłótnie i problemy do poziomu który jest cholernie niski.
   Nie chcę nikogo oceniać, ale gdy ktoś coś zaplanował, wstępnie zorganizował szczegóły i sponsorów, wykombinował jak zrobić by wyszło i potem ktoś ten cały pomysł podbiera to takie fajne już to nie jest. Cała "akcja" blednie", a "wyczyn" nie jest już wyczynem sportowym tylko "obyczajowym".
   Nie można też wykluczyć tego, że po całej udanej akcji ktoś próbuje się podłączyć pod ludzi którym się udało, piszcząc na lewo i prawo jak to go skrzywdzono, jak go kradziono i czego to mu nie zabrano.
   W obydwu tych przypadkach widać wyraźnie, ze nasi krajanie nie potrafią spraw załatwić po męsku - spotkać się, porozmawiać, podyskutować, a w wypadku nie dojścia do porozumienia iść do sądu. W tym kraju do normy należy paplanie na lewo i prawo co kto ma do kogo. A dla zwykłych szarych ludzi pozostają myśli "o co ku...wa chodzi??".
 
   Mogło być fajnie. Szkoda, że wyszło jak zawsze....



A jak ktoś chce poczytać dokładniej :

środa, 4 maja 2011

początek maja....

   Uff. Już po wszystkich świętach. I tych "wielkanocno-jajczarsko-zajęczych" i tych "robotniczo-flagowo-konstytucyjno-grilowych" i wypadałoby coś tam skrobnąć.
   Pogoda przez ostatnie dni taka w kratkę. Najpierw było piękne wiosenne ciepło, ostatnio zaś bardziej wietrznie i zdecydowanie zimniej. Taki urok naszego położenia w świecie. Sosna sie rozchorowała, ja właściwie też. Z tym, że ja na nielatanie, a Ona na konkret. Jest już powoli lepiej, ale nadal coś tam nie halo. Twarda jest, świetnie sobie radzi jednak plecy bolą...
   Tłumik cały czas u Kajana, więc z latania od jakiegoś czasu nici. Głód powietrza doskwiera, ale co zrobić. Przecież nie będziemy rwać włosów z głowy. Trzeba odczekać i gdy tylko wróci, odpowiednio przymocować, ładnie wyregulować i wreszcie się nalatać. Tak do bolących rąk.
   Przed świętami udzieliliśmy kolejnego wywiadu dla lokalnej prasy. Tym razem z prośba o rozmowę dotarł do nas pracownik chełmżyńskiej biblioteki, będący jednocześnie redaktorem lokalnego pisemka pod szumną i wielką nazwą Gazeta Chełmżyńska. Fajnie, że są ludzie zainteresowani naszą pasją i tym co składa się na nasze życie. Gadaliśmy dobre dwie godziny, teraz czekamy na wersję "pisemną" tak by ją "zatwierdzić" i by poszło do "druku". No i może ktoś, kto będzie to czytał zarazi się naszą pasją. Tak czy inaczej, fajno móc się dzielić z innymi tym, co sprawia, że nasze życie jest takie, a nie inne.
   Ze spraw bieżących trzeba jeszcze kilka słów powiedzieć o naszym domowym podwórku. Ostatecznie wyjaśniło się, kto nam latał nad głową w połowie kwietnia. I chcemy tu jasno powiedzieć, że nie jesteśmy źli na Niego, tylko na te różne rzeczy, które czasami tak bardzo komplikują całkiem sympatyczne dni.
Do takich rzeczy należy czasami niewiedza - gdy nikt nad głową nie hałasuje,to łatwiej jest nie myśleć o lataniu. Należy wspomnieć o pracy, która potrafi zawsze skomplikować życie powodując, że nawet najlepszy warun trzeba spędzać w miejscu takim, w którym za chiny nie chce się przebywać. Żal dupsko ściska, ale niestety tego jak na razie nie damy rady przeskoczyć. Trzeba też wspomnieć o braku sprzętu - gdy brak tłumika, skrzydła bądź jeszcze innego gadżetu to niestety nie da się latać. A latania brakuje. Jak cholera....

 
    A jak się widzi takie obrazki, to się coś w człowieku wyrywa i krzyczy by to uwolnić.....
  

kolejny film by KRUAK...

Kolejny film "by KRUAK"...kolejny ŚWIETNY film...Dobrego oglądania :

wtorek, 3 maja 2011

Znalezione w sieci...

    Właściwie za każdym razem gdy podłączamy się do sieci przeglądana zostaje choć odrobinkę "grupa" i inne stronki traktujące o paralotniarstwie. Już dawno trafiliśmy na kolegę robiącego świetne filmy. Ten zamieszczony poniżej należy zdecydowanie do grona sieciowych perełek i właściwie nie ma co pisać - trzeba zobaczyć Należą się gratulacje i oklaski. Dobrego oglądania :

niedziela, 1 maja 2011

TVN....

   TVN należy do stacji dość kontrowersyjnych. Moherowi opluwają, serialowi uwielbiają my zaś czasami oglądamy, czasami odpuszczamy. Ot taka tania telewizja, jak każda inna nastawiona na zarabianie kasy, emitowanie reklam i puszczenie gawiedzi czasami czegoś sensownego. Czasami puszczają tam też jakiś materiał związany ze sportami ekstremalnymi, ba, wręcz nawet z paralotniarstwem. Jak do tej pory pojawiały się na kanałach tej stacji same badziewiarskie, smętnie zrealizowane produkcje, które wyglądały tak słabo, że aż się chciało wywalić telewizor. Widać wyraźnie, gdy ktoś coś tam próbuje stworzyć jednak z poważnym filmowaniem, montażem i prowadzeniem ma to chyba niewiele wspólnego. Tak czy inaczej TVN próbuje co jakiś czas czymś nas uraczyć.
   Ostatnio pojawił się program z Mirosławem Dylem (Caalarem) który całkiem fajnie opowiada o swojej pasji. Piszę o Nim dlatego, że jest to pilot który pokonuje całkiem spore odległości w jednym locie. A to nie byle co. Pilot który całkiem fajnie opisuje swoje loty będąc najzupełniej normalnym facetem. I świetnie lata :)
A TVN wreszcie próbuje zrealizować coś, na co da się popatrzeć nie myśląc o wywaleniu telewizora.....
Poniżej link do programu i do zeszłorocznych dokonań Caalara. Dobrego oglądania :
dokonania Caalara w 2010
TVN reportaż UWAGA!