wtorek, 17 maja 2011

Piątek trzynastego i kolejna sobota w regulacjach.....

   Ano piątek trzynastego chyba jednak jest pechowy. W ostatnich dniach zabrałem się wreszcie za montowanie "nowych zabawek" do napędu i ów piątek był kulminacją pecha. Niestety muszę chyba dołączyć do grona nieszczęśliwców, którzy połączenie trzynastki i piątku będą już przeklinać konkretnie. Ale od początku :

czwartek :
- montaż nowego śmigła "od Rusłana" okazał się wielkim niewypałem. Śmigło to jest polecane przez Kajana do solówek po przeróbce tłumika, jednak jakoś dopiero teraz dowiedziałem się, że jest "grubsze" w punkcie mocowania z piastą i niestety trzeba trochę kombinacji. Standardowe szpilki są za krótkie i trzeba je wymienić najlepiej na śruby "M6 60". Pomoc Kajana w tym przypadku znowu nieoceniona, jednak po zakupie odpowiednich śrub pojawiła się kolejna przeszkoda. Gdy wymontowałem szpilki i zacząłem przykręcać śruby, okazało się, że są one zbyt długie. Tym razem kontakt z Kajanem był mocno utrudniony wiec poradziłem sobie montując zamiast jednej, kilka podkładek.  W wolnej chwili do Niego zadzwonię i skonsultujemy takie rozwiązanie. Jakby co leży w domu pręt na nowe szpilki i zrobimy tak jak fabryka :).
- montaż "komputera napędu PPG" z firmy FlyElectronics okazało się kompletnym problemem. Na pierwszy ogień poszedł czujnik CHT, czyli ten od temperatury głowicy/montowany pod świecę. Wykonanie pozostawia co nieco do życzenia, sam czujnik jest nieco zbyt duży i po prostu trzeba się nakombinować, by odpowiednio go wpasować i zmieścić pod świecę. Inna sprawą jest szczelność połączenia i jakość związanego z tym pomiaru. Gdy się przykręci na "amen" powinno być dobrze - tymczasowo nic nie wycieka, jednak cholera wie jak to będzie po np 5 kontrolnych odkręceniach świecy.
Następne w kolejce były "druty" od pomiaru obrotów śmigła (nigdzie nie ma informacji jaki ma być ten drut - podano tylko, że dowolny miedziany, więc zastosowałem 1mm drut w izolacji do obydwu zastosowań). Odmienną sprawą było poprowadzenie przewodu łączącego komputer i czujniki. Kabel, jak i wtyczki wydają się bardzo delikatne i zbyt długie, jednak po krótkich kombinacjach udało się wszystko tak poprowadzić by było ok. Całość ładnie pozaciągałem, poowijałem taśmą izolacyjną i ogólnie prezentuje się bardzo ładnie.

piątek :
- wspierając się "moim mechanikiem samochodowym" zamontowałem przerobiony tłumik - zupełnie bezproblemowo - dodatkowo podparty wiedzą zdobytą u Kajana wszystko zamocowałem tak by było idealnie. Śruby ślicznie podklejone, dokręcone, więc teraz wszystko wydaje się idealnie zabezpieczone
- po zamocowaniu "puszki" wyruszyłem na łąkę by sprawdzić jak to wszystko chodzi i czy się czasem nie rozleci. Na łące byłem wczesnym wieczorem i niestety pierwszy tego dnia "pech" się pojawił.
   Na "naszej" dużej łące pojawił się płot, którego zaistnienie tam zaraz się wyjaśniło - kilka osób kupiło na łące działki i zamierzają się tam budować. Cholera. Więc łąka właściwie kończy "działać". Szkoda, bo taki duży teren był idealny w zimę, gdy trawy właściwie nie ma. Ale nie ma co stękać - porozmawiałem chwilkę z kimś, kto tam zamierza postawić chatę i mam tymczasowo zgodę na "działania lotnicze". Chociaż to jedno dobre, jednak, że łąka "ginie" to fakt. Zostaje nam jeszcze druga, tyle, że ta często jest zbyt wilgotna.
   Nie było co się zrażać i trzeba było robić swoje. Rozłożyłem napęd i zacząłem odpalanie. O dziwo od początku chodził ładnie, równo w całym zakresie obrotów - znak to, że poprzednio był fajnie wyregulowany. Trochę sobie pochodził, nagrzał się, więc zacząłem bawić się "komputerkiem" - skonfigurowałem zawartość ekranu, ustawiłem czas i takie tam pozostałe drobiazgi. Potem go podłączyłem i po odpaleniu kolejny tego dnia szok.
Moja nowa zabawka pokazuje jakieś bzdury. Pomiaru obrotów właściwie nie ma, temperatura też jakaś dziwaczna - myślę sobie, co za %$#$$##@#*&  ten przyrządzik....Ale ale...
Nie chcąc się denerwować pogrzałem jeszcze trochę napęd, zapakowałem się i wróciłem do domu. Tu wszystkie kable/wtyczki porozkładałem i okazało się, że niestety przewód łączący "komputer napędu" z czujnikami jest na tyle nędznie wykonany, że zdołał się rozlecieć. Jak to wyglądało, można zobaczyć na zdjęciu obok.
  Podsumowując : dwie wtopy tego dnia - kończąca się łąka i rozlatujące się badziewie, za które wywaliłem kilka stów.
   Nie chcę pisać co czułem, ale wkurzony to delikatnie powiedziane. Była jednak nadzieja na latanie w sobotnie popołudnie, więc nie było aż tak źle.

sobota
- sobotni poranek to wyprawa do Lisewa i koszenie "ogrodu". Fajny zdrowy ruch na świeżym powietrzu okazał się lekarstwem na stres i nerwy z poprzedniego dnia. Potem smakowity obiad, krótki odpoczynek w domu i kolejna wyprawa na łąkę. Tym razem z planem na "ew. doregulowanie" napędu i jakiś krótki, przypominający lot. Niestety popołudniowe niebo zaczęły pokrywać grube niezbyt ładne chmurzyska z których w każdej chwili mógł spaść gęsty, wiosenny deszcz. W oczekiwaniu na "warun" pojechałem na "dużą" łąkę, rozłożyłem napęd i zacząłem się trochę bawić. Wymalowałem śruby, by widzieć gdy się odkręcą, sprawdziłem świecę - pojawił się pod nią wyciek spowodowany zbyt topornie wykonanym czujnikiem CHT (cholerne "%$$##%" trzeba było ponownie, jeszcze mocniej dokręcić, aż dziw, że nie przekręciłem gwintu od świecy), odpaliłem napęd i choć chodził bardzo dobrze wpadłem na pomysł, by go "doregulować" na słuch. To był błąd. Jak go rozregulowałem, tak musiałem kombinować z regulacjami dobrą godzinkę, by chodził tak jak chciałbym. Chyba wszyscy którzy regulowali solówkę "na ucho" wiedzą o co chodzi. Beznadziejna robota i ciągłe odpalanie.
   W końcu uznałem, że jest oki. Pogoda też się wyklarowała, więc po zapakowaniu napędu ruszyłem na "małą" łąkę, by w spokoju oddać się lataniu. Rozłożyłem rękaw, zaniosłem skrzydło, przebrałem się w kombinezon, kask, rękawiczki i te inne gadżety, założyłem na plecy napęd i zacząłem go odpalać na grzbiecie by jeszcze odrobinę do dogrzać. I "dupa". Kilka szarpnięć i nic, potem odpalił i po chwili zgasł. Myśląc sobie "ki diabeł??" zdjąłem to cholerstwo i zacząłem odpalać na ziemi. Zdziwiłem się niewymownie, gdy okazało się, że napęd na wolnych obrotach chodzi nierównomiernie, że kiepsko się wkręca i w ogóle coś mu nie pasuje. Trochę kombinowałem znowu z ustawieniami, ale po kilku minutach przyszło otrzeźwienie - nie będę robił nic na dziko, nie będę się spieszył by polecieć. Jeśli chcę latać do późnej starości, muszę unikać takich różnych sytuacji, gdy za bardzo chcę i na siłę pcham się pod niebo. Wtedy najłatwiej o błąd, a zrobić sobie kuku na własne życzenie to czysty debilizm. A ja nie chcę skończyć na wózku, na drzewach czy innych drutach. Co to to nie....
   Kompletnie zrezygnowany zapakowałem się i wróciłem do domu. Z dwóch dni na łące nie wyszło zbyt wiele. Może tylko nauka, by nie być zbytnio napalony i uważać na rzeczy które się kupuje. Bo na tym można się przejechać....No i właściwie straciliśmy łąkę....Lipa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz