niedziela, 22 maja 2011

niedzielne latanie o poranku

   Od ostatniego wpisu nie musiałem długo czekać. Prognozy dopisały i zapowiedziały niedzielny poranek ze słabym wiatrem i bez opadów. Ostatni brak latania sprawił, że wygłodzony jak pies wstałem przed świtem, łyknąłem szybką kawkę i po spakowaniu bambetli wyruszyłem na Strużal.
   Na miejscu całkiem fajnie - poranne ciepłe słoneczko i lekki wiaterek dobrze nastrajały przed startem. Dodatkowo ostatnio regulowany napęd ślicznie zaskoczył i równiutko chodził więc w ogóle miło było. Rozłożyłem się jak należy, pogadałem chwilkę z wędkarzem moczącym kija na skraju łąki (łąka jet tuż nad jeziorem) i rozpocząłem startowanie. Z pierwszych dwóch prób niewiele wyszło. Raz byłem źle rozłożony względem kierunku wiatru, za drugim razem podobnie z tą różnicą, że start by wyszedł i opanowałbym glajta jednak za szybko wyłączyłem napęd. Odpoczynek jednak się przydał - odsapnąłem, rozłożyłem się jeszcze raz, podpiąłem, włączyłem kamerę i tym razem wystartowałem jak należy. Zostało jeszcze kilka nawyków z nemówki, jednak jestem z siebie zadowolony. Lot w zamierzeniu miał być lotem zapoznawczym po regulacji i kajanizacji napędu. Dodatkowo zaplanowałem sobie zabawę z Actionem, którego wciąż poznaję.
   Krótki lot nad Strużalem bez żadnych niespodzianek, sprawdziłem okolicę nad którą nie byłem od ponad miesiąca, sprawdziłem "dużą łąkę" i w końcu odpaliłem w stronę Chełmży tak, by choć przez chwilkę pobrzęczeć nad Sosną. Trochę się pokręciłem, trochę sobie pomachaliśmy, trochę buziaków i poleciałem dalej pod wiatr - odpuściłem trymery na maxa by posprawdzać predkosci, wznoszenie i te inne szczegóły. Całkiem fajnie to wyszło. Tym bardziej że wznoszenie ok 1,2 metra do góry. Czyli super.




   Potem wróciłem nad domek, znowu seria buziaków i miłych słów, kilka wygibasów i "drugą stroną" wróciłem nad Strużal. Jak na pierwszy lot po regulacjach i tak długo polatałem. Trzeba było pomyśleć o lądowaniu i sprawdzeniu sprzętu. Po "drodze" jeszcze przeleciałem nad "osobówką z Torunia" i po przepisowym kręgu nad łąką wylądowałem bez jakichkolwiek kłopotów. Zwinąłem glajta (szybkopak to świetny gadżet) i przejrzałem napęd. Świeca brązowa w kolorze czekolady mlecznej, więc trochę wzbogaciłem mieszankę. Z pod czujnika CHT nic tym razem nie wyciekało - jednak w końcu się ułożył i wpasował.
   Poskładałem sprzęt i wróciłem do domu uradowany i szczęśliwy, że w końcu udało się polatać. Prawie godzinka pękła, więc jest się z czego cieszyć. Dodatkowo wieczorem także planowane latanie więc w ogóle super...:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz