wtorek, 26 lutego 2013

kolejny gracz na rynku napędów....

   Niedawno pojawiły się na rynku napędy produkowane przez znaną, chwaloną i cenioną markę, jaką niewątpliwie jest SKYTREKING. Od dawna prowadzono tam prace związane z uruchomieniem produkcji napędów i już można zapoznać się z najnowszymi produktami z tej stajni.
   Polski, krajowy rynek jest już podzielony na kilka uznanych konstrukcji, z których każda ma swoich zwolenników i przeciwników. Można kupić napędy w różnych cenach, z różną mocą, wykonane lepiej lub gorzej. Każdy szuka najlepszego, bezawaryjnego, mocnego napędu w rozsądnych cenach. Nowe napędy SKYTREKING idealnie wpasowują się w niewątpliwie istniejącą niszę rynkową, stanowiąc godną uwagi alternatywę, wobec napędów droższych, jednak z podobną mocą.
   Nie będę się rozpisywał, bo każdy, komu nieobce jest latanie napędowe wie o co chodzi. Większość pilotów stanęła już przed alternatywą : co kupić, za ile, czy się nie rozleci szarpanka, gaźnik czy inny rezonans? Trudne to są wybory i tym bardziej cieszy, że nowe napędy SKYTREKKING mają dużą szansę zdrowo namieszać na rynku. Z powodu jakości, trwałości i tego wszystkiego, czym powinien cechować się dobry napęd PPG.
   Aktualnie producent oferuje dwie konstrukcje (każda w dwóch różnych opcjach):
- pierwsza z nich to SKY-R125Ng o mocy 20 KM, pojemności 125 cm3, ciągu 68 kg, ze zbiornikiem 13l w dwóch wersjach (różnią się m.in uprzężą, śmigłem itp). Link do opisu producenta TUTAJ.


- druga to napęd Minari F1 którego moc jak deklaruje producent to aż 27 KM i ogromny ciąg 75-80kg. Pojemność w tym przypadku to 181 cm3. Ten napęd także występuje w dwóch wersjach różniących się śmigłem, uprzężą i manetką. Link do opisu producenta TUTAJ


   Co tu dużo pisać - napędy wyglądają na fajne, dopracowane konstrukcje. Producent będzie obecny na tegorocznej PARAGIEŁDZIE, więc każdy chętny będzie mógł zobaczyć owe cacka na własne oczy, porozmawiać o szczegółach, drobiazgach i wszelkich zagwozdkach, jakie tylko przyjdą mu do głowy. Niecierpliwym polecam kontakt ze SKYTREKKING - u źródła zawsze najwięcej najświeższych informacji......

sobota, 23 lutego 2013

kolejne szkolenie ze stref....

   Od dawna planowane kolejne szkolenie "ze stref" przeszło do historii. Choć mogłoby się wydawać, że właściwie wszystko wiadomo, każdy wie "o co kaman", jak to ugryźć i gdzie jaka strefa siedzi, to teorii tak naprawdę nigdy dosyć. Bo zawsze znajdzie się coś o czym nie wiemy, czego można się jeszcze dowiedzieć, gdzie coś sprawdzić, zobaczyć i jeśli już nawet o pewnych rzeczach wiadomo, to zawsze przyda się przypomnieć to i owo.
   Właśnie z tego powodu zaopatrzony w spory zapas domowej kawy ruszyłem do Inowrocławia, gdzie na terenie Aeroklubu Kujawskiego odbyło się ww. szkolenie. Obejmowało zasady organizacji przestrzeni w obrębie tego lotniska, zasady latania tuż pod nosem wojskowej bazy lotniczej z Latkowa, oraz zgłaszania i uzgadniania lotów. Wykład o tyle ciekawy, że prowadzony przy współudziale jednego z wojskowych kontrolerów. Dzięki temu niektórzy mogli zrozumieć, że "wojsko" to także ludzie, tacy, którzy nie gryzą, z którymi można się dogadać i przede wszystkim dzięki którym można latać tuż obok np. Mi-24.






   Kilka rzeczy trzeba sobie było przypomnieć, kilka nowych wpadło, trochę ciekawostek i po dwóch godzinach można było porozmawiać o sprawach stricte paralotniowych.
   Piotr Cw. (szkoła Skytrekking) rozpoczął pogadankę o wypadkach i bezpieczeństwie. Fajny temat rozwinął się nieco bardziej opisami kilku wypadków i drobną wymianą spostrzeżeń. Jednak mówiąc szczerze była to typowa pogadanka i jedynie ogólne sygnalizowanie problemu. Problemu niewątpliwie znaczącego, jeśli spojrzeć, jak wielu ludzi lata po piwku, rozwala sobie kręgosłupy, łamie różniste kończyny, czy wręcz zostawia rodzinę z problemem pogrzebu i jakimś tam spadkiem. Statystyka jest jasna i nieubłagana - wypadków jest coraz więcej. Może to właśnie pomysł na kolejne szkolenie lub wykład - jakieś poważniejsze wejście w temat sytuacji niebezpiecznych przed lotem, w jego trakcie i w każdej sytuacji mogącej przyczynić się do wypadku.....
   Ostatnia część została zarezerwowana dla członków sekcji paralotniowej aeroklubu, wobec czego część towarzystwa dalej deliberowała o swoich sprawach. Ja pędziłem w tym czasie do mojej kochanej Sosny, gnając ile wlezie w stronę Torunia...
  

piątek, 22 lutego 2013

niektórzy latają z orłami....

   Wielu z nas spotyka w powietrzu ptaki. Mniejsze, większe, białe, szare, bure, kolorowe, boćki, mewy, orły, jaskółki i inne myszołowy. Wielu razem kręciło lub po prostu leciało obok siebie podglądając, jak "ten drugi" sobie radzi. Ludzie jak wiadomo nie zostali stworzeni do latania i w porównaniu do naszych skrzydlatych braci, nasze latanie wygląda jak raczkowanie niemowlaka przy olimpijczyku. Jednak czasami kontakty paralotniarzy z ptakami bywają bliższe, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Właśnie takich szczęściarzy latających z orłami można obejrzeć na poniższym filmie. Dobrego oglądania, koniecznie pełny ekran :


wtorek, 19 lutego 2013

małe jest niebo....

   Pisałem ostatnio o weekendzie, pisałem, że lataliśmy we trzech. I by być w zgodzie ze sobą muszę teraz walić pięściami w piersi i odszczekać nieścisłość. W powietrzu nie byliśmy sami. W sobotę niebo okazało się małe i mijaliśmy się z jednym ze znajomych toruńskich pilotów. Żeby było śmieszniej z Darkiem jakoś nie możemy się od dłuższego czasu "zejść na ziemi", za to w powietrzu się zdarza. Niestety Jego smukły SkyRanger SP-SHOP udało się wychwycić tylko na jednym zdjęciu o marnej jakości, które publikuję poniżej :

   Dla ułatwienia samolot, o którym piszę jest w lewym skręcie, nieco nad "wyspą" w centrum nurtu Wisły. Zaś tych, którzy mają ochotę zapoznać się bliżej z sympatycznym pilotem, samolotami ultralekkimi i toruńskim niebem, zapraszam na stronę LOTY ZAPOZNAWCZE.

niedziela, 17 lutego 2013

lotny weekend.....

   Nie mam chęci zbytnio rozpisywać się o ostatnim weekendzie. Taka zmęczeniowa korelacja zimy, latania, pracy i ogólnego przemęczenia. Jednak było latanie, więc kilka słów trzeba machnąć. Blog ma w końcu swoje prawa.
   Latania było dużo. Już jakiś czas temu pisałem, że tegoroczny luty nadzwyczajnie dopisuje pozwalając latać tyle, ile czasami się nie zdarzyło w na pozór lepszych miesiącach. Dla wielu zima to okres hibernacji i marazmu, my latamy ile wlezie :) I dobrze, bo o to w tym wszystkim chodzi.
Nie, by latać w przysłowiowym masełku robiąc kilka godzin rocznie, tylko latać możliwe dużo pamiętając, że każdy trudniejszy lot rozwija i pozwala częściej spełniać ponownie odwieczne marzenia o lataniu.
   Ostatnie prognozy średnio się sprawdziły. Miało być mniej chmur i żadnych opadów. Tymczasem sobota upłynęła pod gęstymi niskimi chmurami i okresową mżawką zmrożonego śniegu, jednak na tyle rzadką, że można było latać. Ostatecznie cały dzień upłynął pod Toruńskim niebem, gdzie lataliśmy w dosyć dobrej, trzyosobowej ekipie. Kilka zdjęć z tych lotów poniżej :







   W niedzielę pogoda była nieco lepsza, chmury były nieco wyżej i zamiast kręcić się nad najbliższą okolicą puściliśmy się w trasę Toruń - Ciechocinek - Aleksandrów Kujawski - Toruń. Co prawda FIS ostrzegał przed oblodzeniem i opadami, jednak wszystko udało się "very cacy". To były prawie dwie godziny udanego latania :








   I to już chyba koniec tego wpisu. Po lataniu trzeba było jeszcze nieco popracować, jednak tak udany weekend w lutym zdarza się na tyle rzadko, że żadna praca w niedzielę nie popsuje kolejnych godzin spędzonych w powietrzu.......

wtorek, 12 lutego 2013

PPG i zima....

   Fajny film dziś widziałem. Jeden z tych, które zapadają w pamięć i każą do siebie wracać co jakiś czas. I właśnie z tego powodu ląduje na naszym blogu. Dobrego oglądania :


poniedziałek, 11 lutego 2013

Chełmża na zimowo....

   Tegoroczny luty zdecydowanie odbiega od zimowej normy, według której dni lotnych w tym miesiącu nie ma właściwie wcale. Latania ostatnio jest stosunkowo dużo, warunki też dopisują i co kilka dni można latać ile się chce, do woli i przysłowiowych "bolących łapek". Taki ciąg dobrej pogody zazwyczaj zdarza się latem, ale żeby zimą, to zdecydowana rzadkość. Gdyby nie praca codziennie siedziałbym chyba na łące i latał ile wlezie. Bo z takiej pogody po prostu trzeba korzystać. Tym bardziej, że widoki złagodniałej ostatnio zimy są tak fajne.
   Sobotni poranek zapowiadał się niespecjalnie.Dość gruba gęsta mgła, szron i kilka stopni poniżej zera. Koło dziesiątej jednak wszystko się zaczęło rozwiewać i wiadomym się stało, że latanie będzie i to przy całkiem fajnej pogodzie.
   No i fajne latanie było. Start, trochę zdjęć po drodze do Chełmży. Trochę kręcenia się nad miastem i kilka kolejnych fotek różnych jego części :










   Planowałem polecieć na zachód w stronę Chełmna, jednak ostatecznie zrezygnowałem z tego planu. Budowała się tam dosyć duża nieciekawie wyglądająca warstwa chmur i nie chciałem pakować się w być może nieciekawe warunki. Ostatecznie wygrała najbliższa okolica - Chełmża, Strużal i zamarznięte jezioro.





   Na "drugim" końcu jeziora spotkałem toruńskich żeglarzy lodowych. Niedawno w okolicy Zalesia powstała baza szkoleniowa Toruńskiego Klubu Żeglarskiego i prawdopodobnie ktoś "od Nich" wyciągnął samotnego bojera, by pośmigać nieco po lodzie. Niespecjalnie to wychodziło, bo wiatru było "jak na lekarstwo". Wyszło za to kilka zdjęć, pstrykniętych podczas kręgów "na niskiej", nieco ponad samotnym żeglarzem :





   By zbytnio nie hałasować pokręciłem się jeszcze przez chwilkę i popędziłem dalej. Znów nieco zdjęć i niesamowita frajda z lotu. Tak dobrze w powietrzu nie było od dawna. Lądowanie wypadło po nieco ponad godzince lotu (dokładnie godzina i siedemnaście minut).
   Podsumowując świetny lotny dzień, rewelacyjne warunki i konkretna radocha z tego zimowego lutowego dnia.....


piątek, 8 lutego 2013

polatane....

   Tak jak zaplanowaliśmy wczoraj było polatane. Ostatecznie ledwie czterdzieści minut, jednak to i tak dobrze jeśli popatrzeć obiektywnie jak rzadko wypada w lutym lotny dzień. W ogóle aktualna pogoda jakby została zaczarowana. Wczoraj warun, dziś warun, jutro warun i prawdopodobnie w niedzielę też. Takie kilkudniowe pasmo dobrej pogody. No, w końcu zima pokazuje nieco lepsze oblicze. Choć czy to naprawdę zima?
   Rano konkretnie zapączkowaliśmy, potem po odwiezieniu Sylwii do pracy zapakować Błażeja ze sprzętem i ruszyć na łąkę. Do wyboru były dwie miejscówki - Grubno lub nadwiślańskie łąki przy wsi Nowe Dobra. Obydwie mają swoją specyfikę, wady i zalety. Grubno idealnie pasuje na kierunki wschodnie, południowe i zachód, łatwy start wypada z lekkiej górki, za to lądować trzeba z wyczuciem. No i dosyć dużo drutów dookoła, a także okoliczni złodzieje chętnie zwijający wiatromierze. Nad Wisłą startować można na każdy kierunek, miejsca do lądowania jak dla przedszkolaków, niestety czasami łąka lubi być mokra.
   Ostatecznie najpierw pojechaliśmy nad Wisłę zobaczyć czy się da wjechać. Dało się i choć samochód nieco tańczył, błotko z nami nie wygrało. Pokonaliśmy wał, parkowanie i szpejenie. W międzyczasie telefon od jednego ze znajomków że też wpadnie - polatamy we trzech.
   Plan na jakąś sensowną traskę, zgłoszenie lotu do Fisu i Sylwii, no i zaczęliśmy. Błażej startował pierwszy i po chwili miał pozamiatane. Już, już wystartował, lekko zabrało, przydusiło, po chwili znów biegł i nagłe "chrup chrup" - jakby wciągnęło gałązkę. Przerwał, oglądamy, gadamy - jeszcze nowe drewniane śmigło ma wyszczerbione końcówki. Dupa, na takim nie da się latać. Nerw i dochodzenie co, jak i dlaczego....Szkoda. Startuję po chwili sam. Pędzę jak rasowy sprinter i wreszcie mnie zabiera. Lecę.  W tym samym czasie przyjeżdża na łąkę Tomek o którym pisałem wcześniej. Krzyczymy jakieś przywitanie, kilka bączków i jakichś tam niskich przelotów i odlatuję nad Chełmno. Dobre pół godziny zajmie mu rozkładanie klamotów wiec nie będę gwintował powietrza nad łąką. Ciągnie mnie do Sosny, która niestety musi być w pracy. Pohałasuję trochę nad Nią, by pokazać, że jestem, tęsknię i znów spełniam marzenia.....



   Powietrze zamglone, wszystko właściwie jest szaro bure i nie widać w ogóle zimy. Bardziej widoki przypominają jesień. Szału nie ma. Jednak świadomość bycia znów w powietrzu wywołuje taki uśmiech na gębie że śmieję się do siebie jak idiota. Nareszcie w powietrzu. Fajnie jak cholera.


 
  Nieco kręcę się nad domem jednego znajomego pilota, który niestety aktualnie jest uziemiony. Wiem doskonale jaką frajdę sprawia widok latających kumpli, gdy samemu się nie da. Kilka kółek, kilka zdjęć i pędzę dalej do Sosny. Kilka zdjęć po drodze i wreszcie jestem. Kilka bączków jak nad jednak nie widać odzewu. Robię szerszy krąg nad "miastem zakochanych", bo właśnie takim mianem Chełmno od lat stara się promować. I nawet dobrze Im to wychodzi.








   Kolejny nalot nad Sylwię udał się wyśmienicie. Jest, super, pokazała się w tych właściwych oknach. Kiwamy do siebie, buziaki i te sprawy. Znowu bączki, zakrętasy i łagodne wywijańce. Ktoś gotów pomyśleć, że coś mi odbiło, ale ja jestem upojony radością z życia.
   Bo wszystko się udało. Latam, jest Sylwia i po prostu jestem szczęśliwy. W końcu odlatuję w stronę Wisły, nad mostem decyzja co dalej. Samemu w taką mglistą szarość nie chce mi się szwendać gdzieś dalej i myślę dodatkowo o Błażeju, który musi czekać na mnie na ziemi aż wyląduję, poskładam sprzęt i będę mógł Go odwieźć. Dla Niego pewnie żadna frajda tak czekać.
    Ostatecznie pokręciłem się nad portem zapchanym barkami, potem nad mostem i wróciłem nad łąkę. Sam port wyglądał jak opuszczony skład złomu. Warty powrotu w inny, odpowiedniejszy dzień i profesjonalnej sesji zdjęciowej....


 


   Gdy dolatywałem do łąki Tomek wystartował. To był pierwszy lot na nowym napędzie - Osie z firmy Airaction. Dosyć dobry start i przez chwilkę lataliśmy we dwóch, kręcąc się nad łąką jak przysłowiowe muchy.



   W końcu podszedłem do lądowania, za pierwszym razem niespecjalnie wyszło i trzeba było powtarzać. Za drugim już było "very cacy" i byłem na ziemi. Kilka rozmów, propozycja by Błażej się przeleciał na mojej solówce i Jego drugi w tym dniu start. Niestety mój napęd na takiego chłopa jak On okazał się za słaby. Biegł i biegł i nie dało rady. Druga próba latania nie wyszła.
   W międzyczasie Tomek też wylądował i Błażej dosiadł Jego napędu. Trzecia próba, na trzecim tego dnia napędzie też nieudana. Już leciał, już zabrało by po chwili znów był po ziemi. No trudno. Taki cholera niefart.
   Składanie klamotów, pakowanie, pogaduchy jak zawsze przy lataniu, odstawienie Błażeja, odebranie Sylwii i w końcu jakoś po czwartej wracaliśmy do domku. Wypakowywanie, spacer z Wirusem i kolejna porcja pączkowej uciechy - w tłusty czwartek nie da się inaczej, jak tylko pączki wcinać......Zwłaszcza po kilku bączkach w niebie....