Polecieliśmy we trzech w dosyć silny wiatr, kończącą się termikę i wieczorną prognozę zapowiadającą burze, deszcze i inne takie dyrdymały. Dolecieliśmy, sypnęliśmy każdy w kilku nalotach i dosyć bezpiecznie wróciliśmy. Dosyć, bo nie był to idealny warun.
Podczas lotu powrotnego widać było błyskawice od nadciągającej z wolna burzy, każdy z nas zaliczył do tego trudne techniczne lądowanie w szkwalistym wietrze, które w jednym wypadku skończyło się przewrotką z uszkodzeniem podwozia trajki.
Ostatecznie jednak wszyscy cali pod wieczór mogli wcinać grillowane kiełbasy, szaszłyki czy inne sałatki, którymi bardzo dobrze ugościł nas pomysłodawca lotu z cukierkami - Stefan. No i nowa łąka, ta o której wspominałem ostatnio została wreszcie oblatana. Łąka ogromna, właściwie na wszystkie kierunki, bez większych przeszkód.... Luksusowa taka......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz