Niedzielny super warun nie dla wszystkich okazał się łaskawy. Dopiero co dzwonił jeden ze znajomych instruktorów, z wieścią, iż jeden z okolicznych pilotów w niedzielę wieczorem rozwalił się na drutach. Szybkie ruchy telefonem, kilka rozmów i już wszystko było jasne.
Gdy każdy korzystał ile wlezie z tak rzadkich lajtowych warunków w Podwiesku niedaleko Chełmna rozegrała się tragedia. Jeden ze znajomych pilotów, z zaledwie rocznym doświadczeniem dosiadając Nucleona 23 z Raketem na plecach w wyniku spotkania z drzewem, zaliczył jeszcze bliższy kontakt z linią średniego napięcia. Oczywiście został porządnie porażony prądem w wyniku czego stracił przytomność. Miejscowi wezwali odpowiednie służby, było dmuchanie w balonik i szybki transport do szpitala w Grudziądzu.
Na "dziś" pechowy pilot zaczyna odzyskiwać czucie w ręce, która chyba najbardziej ucierpiała. Jest przytomny, żyje i w opinii lekarzy da radę się wylizać. Niestety krytycznego wydarzenia nie pamięta, co się zdarza w takich wypadkach....
Nie ma co deliberować o przyczynach, co, jak i dlaczego. Za jakiś czas wszystko się wyjaśni. Fakty są takie, że selekcja wypadkowa zaczyna znowu zbierać swoje żniwo kosząc co jakiś czas kolejnego pilota. Jeszcze jeden przykład, że latanie na paralotniach należy do sportów ryzykownych i wysokość, to coś, czego nigdy za mało. No i kolejny dzwonek do przypominania wszystkim dookoła, że wypadki się zdarzają...Niestety....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz