Ostatni weekend był nieco dziwaczny. Upał,
niemiłosierna parówa w sobotę i niedzielna huśtawka pogodowa z burzami w tle. Dużo kilometrów nastukane samochodem w celach przeróżnych i właściwie żadnej wycieczki lotniczej. Bo jak potraktować wiszenie w promieniu 10 kilometrów od jednej łąki przez bite półtorej godziny ? Wycieczka "toto" nie była, bardziej wiszenie nad łąką i mielenie powietrza dla podziwiania widoków. Całe szczęście, że w porywach było nas pięciu w powietrzu, bo inaczej ziałoby to nudą.
Przez to, że ostatnio latania naprawdę dużo się zrobiło zaczyna się chcieć czegoś więcej, jakiegoś dalszego lotu, czegoś ambitniejszego, jakiejś dłuższej trasy czy bardziej termicznego latania. Ostatecznie latanie to latanie i nawet świdrowanie nad łąką w kółko jest fajne. Tyle, że czasami chce się odrobinkę więcej.
W niedzielę też miało być latanie, ale z tego nic nie wyszło. Gdyby wstać rano pewnie dałoby radę. Później było już pozamiatane. Około trzeciej przetoczyła się burza, nieco popadało i gdy "już, już" wydawało się, że będzie git, przyszła następna obficie wszystko mocząc. Trzeba było siedzieć w domu i z latania wyszły przysłowiowe nici. I może dobrze - był dzięki temu czas na kilka innych spraw, a człowiek bezsensownie nie ryzykował.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz