piątek, 22 czerwca 2012

równowaga musi być......

   Dziś kolejny dzień w deszczu jakoś tak nastroił mnie wyrzucenia z siebie kilku zdań gdzieś tam ostatnio kotłujących się pośród szarych komórek. Kręci się temat różnych takich ludzi, o których po prostu trzeba napisać. Ludzi uwielbiających latanie i tą całą atmosferę związana z byciem "tam", a nie "tu".
   Znamy mnóstwo pilotów i różnej maści fanów latania. Do tego wciąż poznajemy kolejnych pilotów, kursantów, fanatyków i sympatyków, co jest naturalne w sytuacji niewątpliwego rozwoju paralotniarstwa i naszego sposobu latania. Spotykamy różnych ludzi. Tych szczerze zakochanych w lataniu i wciąż marzących o kolejnym locie, tych uzależnionych i tych, dla których latanie stało się sensem życia. Mamy wielu znajomych zdolnych poświęcić przysłowiową "ostatnią koszulę", by zatankować napęd, kupić nowy wyczep czy w jakiś inny sposób sprawić, by kolejny lot stał się nieco bliższy i łatwiejszy. Ludzie z pasją gotowi na wszelkie poświęcenia, by być chwilkę w niebie. Wobec takich pełen RESPECT, kciuk w górę i dobre słowo znajdzie się zawsze.
   Właśnie z jednym z takich kolegów mieliśmy ostatnio wybrać się do Szczecina, by u jednego z producentów napędów kupić silnik wraz z osprzętem. Ów kolega lata od kilku lat swobodnie i napędowo. Może nie ma super hiper sprzętu lśniącego w promieniach słońca, jednak Jego ogromna determinacja i konkretna pasja sprawiają, że cenię Go bardziej niż wyszczekanych bogaczy zdolnych sobie kupić co tylko chcą. Ów kolega uwielbia latać, sprawia Mu to ogromną frajdę i właśnie On jest idealnym przedstawicielem tego wszystkiego, co w lataniu jest tak piękne. Nie lata dla poklasku znajomych, nie lata dla zbijania fortuny i zarobku. Lata dla siebie, swoich marzeń i przeżyć. Nie chlapie gębą, jaki to z Niego cudowny kozak zdolny do wszystkiego. Lata. Po prostu. I to jest fajne, takie latanie lubimy i właśnie to jest jego istotą.
   Ale nieco się zapędziłem. Wpis miał być o czymś zgoła innym. Kolega o którym pisałem zagościł już kiedyś na naszym blogu. Jakiś czas temu pokazał swoją ogromną determinację próbując wystartować chyba z dziesięć razy pod rząd. Próbował i próbował, jednak sprzęt, jakiego wtedy dosiadał skutecznie przeszkadzał. Przyznam szczerze do teraz wspominam tamte momenty i podziwiam chęci, samozaparcie i upór towarzyszące spełnieniu marzeń o lataniu. Ja bym odpuścił i dał spokój. On nie. Ciężko było patrzeć jak kolega próbuje i próbuje, widać było że chce, że Mu zależy i że tak łatwo się nie podda. Niestety ziemia trzymała, wysłużony sprzęt skutecznie przeszkadzał i nasz kolega więcej biegał niż latał.
   Na "dziś" dosiada już innego lepszego glajta i do niedawna rozglądał się za nowym napędem. Wiadomo, że nie każdego stać na kupowanie nówki sztuki nie śmiganej, więc przez jakiś czas przeglądaliśmy ogłoszenia, allegra i inne giełdy w poszukiwaniu napędu dobrego, w dobrej cenie i mało używanego. Jak wiadomo, sezon w pełni, więc dobrych używanych napędów jak na lekarstwo. Oglądaliśmy kilka jednak zawsze coś tam było nie halo. Ostatecznie trafiła się okazja kupna owego silnika z kilkoma używanymi klamotami i została podjęta decyzja o budowie samodzielnej.
   I właśnie po ten sprzęt mający być podstawą samoróbki naszego znajomego mieliśmy pojechać w minionym tygodniu. Złożyło się tak, że po sprzęt kolega pojechał bez nas, obejrzał, kupił i na "teraz" budowa idzie pełną parą. Jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym i widać, że może "jeżyk mistrza Kajan" to nie będzie, jednak to, że kolega będzie miał "zaje..sty" jest pewne. I co najważniejsze - sam go zbuduje, sam będzie znał wszelkie "kruczki", sam do wszystkiego doszedł i w pełni zasłużył na tą ogromną satysfakcję jaka będzie Go czekać po pierwszym locie. Kibicujemy koledze ogromnie, zaś to, że rozpoczął budowę własnego napędu po raz kolejny pokazuje innym, że powiedzenie "dla chcącego nie ma nic trudnego" coś jednak znaczy. Latacz pełną gębą.


   Natura jednak dąży zawsze do równowagi. Żeby nie było tak różowo, spotykamy także co jakiś czas pozerów, partaczy i innych takich, dla których latanie to tylko krótki przystanek w życiu, chwilowa moda i lans wśród innych nieudaczników. Z takich cwaniaków zazwyczaj szybko wychodzi jakiego pokroju są ludźmi i całe szczęście dość szybko rezygnują.
  I zawsze będzie tak, że na przeciw takim nietuzinkowym, fajnym fanom latania staną jacyś tacy nijacy. Tak samo jest i z naszymi znajomymi, Do teraz zdarzają się tacy, którym właściwie nie warto poświęcać nawet akapitu. Jak wiadomo natura nie znosi pustki i wszystko musi mieć swoje przeciwieństwo. Jest dzień i noc, dobro i zło, biel i czerń, prawda i fałsz, latacze i partacze.....
Jest jeszcze cała "masa pośrednia", jednak zasadniczo przeciwieństwa są i nic na to nie poradzimy. Jedyne co się liczy, by dokonywać dobrych wyborów i wspierać to wszystko, co uznajemy za dobre i wartościowe, zaś szerokim łukiem omijać wszystko inne tak niewiele warte...
   A koledzy tacy, jak ten wspomniany w pierwszej części wpisu, tym bardziej zasługują na nasz szacunek, lubienie i wspieranie jak tylko można. Bo latanie jest piękne, jest czymś osobistym, dla każdego pewnikiem czymś innym, jednak nieodmiennie wyjątkowym. I na bycie w niebie zasługują ludzie z gruntu dobrzy, zakochaniu w nim i zdolni do poświeceń w imię spełnienia marzeń o przestrzeni. Niektórzy nazywają to romantyzmem lotnictwa, pasją czy innymi marzeniami. My wiemy, że by robić coś z sensem trzeba to robić dobrze, całym sobą i porządnie. Bo inaczej po prostu szkoda czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz