W końcu rozliczyliśmy się z naszymi podatkami. Pomimo tego, że "kwity" były gotowe już dawno jakimś dziwnym trafem wyszło, że "podatkownia" dostała nasze zeznania dopiero teraz. Jak co roku obiecywałem sobie, że ten rok będzie inny, że rozliczymy wszystko szybko, a wyszło jak zwykle - czyli na "ostatnią chwilę". Trochę nerwów było, trochę użerania się z jakimiś mało rozgarniętymi księgowymi, jednak ostatecznie wszystko wyszło w miarę dobrze. Tzn jakiś tam mały zwrot wykazaliśmy i nie musimy państwu już bulić kolejnej kasy. I całe szczęście, bo jak by nie patrzeć wyraźnie widać na zeznaniu rocznym ile nasza ojczyzna nas kosztuje. Kosztuje sporo i właściwie na każdym kroku każą sobie oddawać daninę w sposób cisnący na nasze usta słowa lekko mówiąc niecenzuralne. Doją nas konkretnie na każdym kroku, biadolą przy tym o kryzysie, a prawda jest taka, że lepszych cwaniaków w zakresie rozpieprzania naszych pieniędzy to chyba nie ma niż nasi rodzimi urzędnicy. Tfu, aż mnie trzęsę jak pomyślę. W każdym razie runda rozliczenia rocznego należy do nas i choć nas wydoją w tym roku też konkretnie, to jednak nie do końca.....
Początkowo chcieliśmy ją mocować na kasku, jednak po przemyśleniu całej sprawy lepszym miejscem wydaje się wożenie jej na kokpicie lub zapasie w zależności co w danym locie nam będzie bardziej pasowało. Na stałe wożę zapas "z przodu" więc na początek będzie tam zamontowana. Potem przyjdzie czas na montaż na tyczce, na kasku i w tych wszystkich miejscach które mogą dostarczyć jakichś fajnych ujęć. Mocowań jest cała masa więc możliwości też są przeogromne.....
Wczoraj byliśmy na wycieczce. Chociaż nie do końca wycieczce, bo wyjazd miał swój cel. Trochę takie włóczenie się po okolicy, a potem nieprzyjemna konieczność zrobienia zakupów i kolejna okazja do wysysania naszych portfeli. Nie było jednak aż tak źle - grunt, że się ruszamy, coś robimy i pomimo gipsu Sylwia śmiga jak mały samochodzik. Zuch dziewczyna....
Dziś ostatni pracujący dzień w tym tygodniu. I niby wszystko fajnie - kończyć tydzień w czwartek, tylko cztery dni w robocie przed majówką, jednak zawsze jest jakiś haczyk. Niestety dupa konkretna, bo w pracy będę musiał spędzić kolejną niedzielę. Tym razem ludzka ułomność sprawiła, że będziemy musieli dymać do Bydgoszczy, gdzie zastępuję czasami lokalnego pracownika. "Miejscowy" wylądował w szpitalu i wygląda na to, że cześć jego obowiązków trafi do mnie. Cholera, żeby jeszcze za tym szły jakieś normalne pieniądze, jednak jak znam życie dostanę zwykłe "dziękuję" i może jakąś marną delegację. Dupa, wk..rw, ale niestety nie dam rady tego przeskoczyć i się wywinąć. Jedyna nadzieja, że być może w przyszłości ktoś mądry będzie pamiętał o tym, że jestem w stanie zrezygnować z niedzieli, by pomóc ludziom w potrzebie. Zobaczymy jak to się wszystko skończy, jednak gdzieś tam "w tle" powoli rozglądam się za jakąś normalna pracą, za normalne pieniądze i bez takich numerów. Dobrze, że mam Sosnę i latanie, bo dzięki temu mogę się oderwać od myśli o tych wszystkich zawodowych sprawach.
Im bliżej długiego majowego weekendu tym prognozy coraz lepsze. I super - właściwie prócz tej niedzieli w pracy będę jedynie w jakieś pojedyncze dni i będzie w końcu czas na polatanie do przysłowiowych bolących łapek. Plany są ambitne, miejsc do odwiedzenia kilka i mam nadzieję, że się wszystko ładnie uda. Najbliższy plan na jutrzejsze popołudnie i hałasowanie w najbliższej okolicy, a w najbliższe dni, gdy tylko pogoda się utrzyma trzeba będzie zrobić jakąś trasę. A jak się uda nawet kilka, tak by każda z nich była co najmniej "setką". Oczywiście wszystko wyjdzie w praniu, jednak odpowiednie planowanie jest ważne.......
Cześć stakanowiec. Fajnie się czyta to co piszesz. Ja wkurw..em się na politykę w WZL-2S.A i rzuciłem ten kierat w cholere. Jade teraz na kika dni w góry polatać i dotlenić się. Pozdro
OdpowiedzUsuńDoobrze masz...Ale ze mnie jakiś drobiazg nie stachanowiec....Tym mianem określiłbym Sosnę, która pędząc do pracy wpędziła się w gips...Tak się poświęca dla tych marnych groszy w budżetówce.....pozdrowienia
Usuń