Właśnie odebrałem zapas po przeglądzie, wietrzeniu i przełożeniu. Tym samym wiosenny proces przeglądania tekstyliów można uznać za zakończony. Paczka jest świeżo przełożona więc stanowi jakąś tak gwarancję, że na wypadek "godziny W" mam szansę przeżyć. Podobnie jest z Buranem - wrócił tuż przed świętami z oceną "bardzo dobry" więc także nie powinien sprawić jakiejś niespodzianki w najbliższych miesiącach.
Już tak mam, że staram się minimalizować jakiekolwiek ryzyko i wolę wydać kilka złotych na porządną kontrolę sprzętu, niż w chwili zagrożenia wznosić modły o małe straty. Każdy lata na własne ryzyko, każdy sam decyduje o sobie i ja należę do tych, co to wolą mieć wszystko poukładane, sprawdzone i w miarę możliwości pewne. Inni oczywiście mają inaczej, inni latają na starych przewianych glajtach, jakichś samoróbach robionych po garażach bez ładu i składu, bez umiejętności, mając w poważaniu jakiekolwiek przepisy świadomie ryzykują licząc, że się uda. I często się udaje, jednak to takie latanie "na fuksie". A to coś akurat czego ja nie lubię. Tak mam, po prostu.
Przegląd ważna rzecz, bo zrobiony dokładnie zdecydowanie zwiększa szanse na wykrycie uszkodzonej linki, kiepski stan węzłów, deltek czy tkaniny. Kto lata, ten wie, że na łące nie zawsze jest czas, że nie zawsze się dokładnie wszystko ogląda, sprawdza i kontroluje. W takim przypadku dokładne przeglądy zdecydowanie pomagają w ocenie sprzętu i wykryciu jakiejkolwiek przeszkody w bezpiecznym locie. Na "dziś" w Polsce to użytkownik decyduje o przeglądzie i jakoś nie mogę pojąć jak to jest, że ludziom nie chce się wydać tych kilku złotych, które są swoistą inwestycją w ich własne bezpieczeństwo. Czasy kumpli szyjących glajty na maszynie w domu dawno już minęły, teraz paralotnie to kosmicznie bardziej skomplikowane konstrukcje i siłą rzeczy mało kto potrafi dokładnie zmierzyć długość linek, symetrię, przewiewność itd. A sprzęt niesprawdzony, niezadbany może generować wypadek i jak znam życie, taki wypadek zdarza się w najgorszym możliwym momencie. A potem wszyscy biadolą jaki to żal, że ktoś się zabił, podsmażył na drutach, czy wylądował na wózku z powodu własnego zaniedbania. Ech ciągnie się za mną temat bezpieczeństwa i myślenia przed lotem poruszany już we wcześniejszych wpisach.
Wracając do tematu - przegląd ważna rzecz, bo sprzęt nieuchronnie podlega prawom fizyki. Zużywa się i w pewnym momencie po prostu się już nie nadaje. Trzeba także sobie uświadomić, że dzięki regularnym przeglądom i kontrolom jesteśmy w stanie stwierdzić, kiedy należy zacząć zbierać na nowy. Niby nic, a jednak nie każdego stać by wywalić kilka dobrych tysięcy "tak z portfela". Zazwyczaj kończy się na kredycie, albo na lataniu na starym glajcie do momentu zgromadzenia odpowiednich środków. To też nadmierne ryzyko i moim skromnym zdaniem zbyt wysokie to ryzykowanie jest. No ale są w Polsce ludzie którzy w życiu nie wyślą glajta na przegląd, nie dadzą zapasu do przełożenia bo to przecież kolejny wydatek. Wydatek, którego nie widać, bo przecież nic nie kupujemy. Dostajemy jednak coś w zamian - większą pewność, że zapas zadziała, że od glajta nie odejdą linki ani nic się w powietrzu nie rozsypie ze starości. Ta większa pewność zdecydowanie jest warta ceny przeglądu.
Moje szmatki wreszcie wróciły, zostały gruntownie sprawdzone i aż rwę się do nieba. Dziś piękna pogoda, latać można cały dzień i moja cierpliwość jest wystawiona na ciężką próbę. Niestety gdy mieliśmy wolne pogoda nie sprzyjała, teraz gdy zrobiło się ładnie muszę kiblować w pracy i nic na to nie poradzę. Jedyną pociechą jest szansa na sobotni poranek i coś mi się wydaje, że dopiero wtedy dane mi będzie być znowu "w niebie". Plan jest na razie prosty - poranek w Chełmżyńskich rewirach, a potem wyjazd na toruńskie lotnisko aeroklubowe. Co tam jeszcze z tego wyjdzie to nie do końca wiadomo, jednak liczę na to, że się wszystko "cacy" uda.....
ooo czyżby fotka z naszego latania z łąk wiślanych...:-)
OdpowiedzUsuń