Wczoraj było dziwnie. Popołudniowy warun zapowiadał się wielce optymistycznie, więc po powrocie do domu zapakowałem sprzęt i ruszyłem na łąkę w celu przewietrzenia i oblatania Burana po przeglądzie. Przegląd jak wiadomo fajna sprawa, ale jednak zawsze należy wszystko jeszcze dokładnie sprawdzić, zobaczyć i oblatać, tak by nie było jakichś niespodzianek. Poza tym jakiś czas nie latałem i ciągnęło mnie do nieba konkretnie....
Na Strużal dojechałem koło czwartej i na miejscu okazało się, że ten tak ładnie zapowiadany warun jakoś nieszczególnie wygląda. Zachmurzyło się konkretnie i od strony Torunia szły takie chmurzyska, że jakoś tak trzeba było przemyśleć jeszcze raz plan na latanie. Do tych brzydkich, niskich, gęstych chmur dołączył wiaterek i po tym jak zmontowałem i rozgrzałem napęd dmuchało już dobre 3 metry. W sumie nie jest to problem, jednak gdyby to był równy, stały wiatr to bym nie marudził. Tymczasem przechodziły co jakiś czas podmuchy i jakieś takie szkwały....
W końcu zdecydowałem się i postanowiłem polatać. Decyzja trochę ryzykowna w kontekście tego zachmurzenia, ale co tam. Jakbym się nie zdecydował, to by potem żal dupsko ściskał że byłem, że mogłem i że odpuściłem.
Pierwszy start spaliłem. Sam nie wiem jak i dlaczego. Wyglądało to tak, jakbym nie dociągnął Burana i za szybko chciał wystartować. Na tym skrzydle spalony start to rzadkość, jednak jak się okazało czasami zdarzyć się może...Drugi start już zupełnie bez kłopotów, dwa kroczki i pięknie zabrał przechodzący akurat podmuch....Krótki krąg nad łąką i ruszyłem w drogę nad dom, by tradycyjnie pokiwać Sośnie i wysłać kilka powietrznych buziaków.
W powietrzu było tak sobie. Pod wiatr wlokłem się niczym ślimak, za to z wiatrem pędziłem jak jakiś gepard. Do tego było nierówno, jakoś tak nieprzyjemnie. Raz wiało, raz prawie wcale. Nieszczególnie i nieciekawie, wyraźnie powietrze niespecjalnie chciało współpracować z kimś takim jak ja. Do tego było mgliście, pochmurno i te wielkie, ciemne, szarobure skupisko wstretnych niskich chmur w niedalekim sąsiedztwie sprawiło, że postanowiłem przelecieć dookoła miasta, nieco się pokręcić i nie ryzykować jakiegoś dalekiego wypadu.
Obleciałem całą Chełmżę i powlokłem się nad łąkę, gdzie wylądowałem po tym zaledwie półgodzinnym locie. Wylądowało ze mną pół baku paliwa, ale w powietrze już niespecjalnie chciałem wracać. Latanie w takich warunkach nie należy do najprzyjemniejszych i zdecydowanie nie miałem na to ochoty. Dziwny był ten warun i jakiś taki niesprzyjający.
Po lądowaniu mierzyłem siłę wiatru - było pomiędzy 3 a 4 metrami - więc już trochę się rozdmuchało. Jak kiedyś wspominałem Buran jakąś wielką rakietą nie jest, a ja na dokładkę jakoś aż tak super nagrzany na latanie w takich warunkach nie jestem. Pół godzinki mi wystarczyło, zwłaszcza w sąsiedztwie tak brzydkich chmur.
Za to na sobotę plan na poważniejsze latanie i liczę na to, że się odkuję jakimś dłuższym i dalszym lotem. Zobaczymy jak to będzie - na razie prognozy są fajne, Strużal nie jest zbyt mokry, więc szanse spore.
A u nas chłopaki śmigali po trasce od 16.30 i polatali po ok 1,5 h Fordon - Ostromecko - Unisław - Borówno - Fordon. Nad płaskowyżem szaleli strasznie - film z tego wkrótce.
OdpowiedzUsuńJM