Środa właśnie zleciała i trzeba przyznać należała do tych aktywnych dni podczas których dużo się dzieje. Najpierw pracowanie, potem zakupy, krótka wizyta w domu i popołudniowe spotkanie w jednym z chełmżyńskich przybytków kultury. Spotkanie owo związane było z naszym sposobem na latanie i być może zakończy się realizacją dosyć ciekawego projektu zorganizowanego do spółki z ludźmi którym zależy na tym, by w naszym mieście coś się działo i coś drgnęło.
Nie o Chełmży jednak miał być ten wpis - gdy wreszcie wracałem do domu i gdy właściwie byłem tuż tuż oczom mym objawił się jeden z najpiękniejszych widoków, jakimi mogą nas uraczyć Mi-24. Nisko, od północy czwórka tych niewątpliwie pięknych, dostojnych maszyn leciała w moim kierunku donośnie grzmiąc silnikami i powodując, że prócz oczywistego gapienia się, dzwonienia do Sosny (by też popatrzyła) szukałem aparatu by móc uwiecznić tą jakże wspaniałą chwilę. Udało mi się połowicznie, jednak coś tam widać:
"Łanie" przeleciały, a ja podreptałem wreszcie do domu, by zająć się tym wszystkim, co składa się na istotę radości z domowych pieleszy. Dobry obiad, drzemka i te inne "śmichy-chichy", które sprawiają, że z Sosną jest mi tak wybornie. A na naszym niebie po najpiękniejszych śmigłowcach na świecie nie było już śladu, za to powietrze pracowicie mieliły śmigła samolotów i motolotni, które krążyły w oddali. Zdjęć nie ma, bo niebo tego dnia zdecydowanie należało do Mi-24, gdzie sprawdziła się stara mądra zasada, mówiąca, że za "urodą konstrukcji" idzie piękno w locie.....
Uwielbiam takie widoki. A odgłos powietrza mielonego przez łopaty nie ma sobie równych :)
OdpowiedzUsuń