niedziela, 22 kwietnia 2012
awaria...
Mijający właśnie weekend dopisał pogodowo jak nigdy. Właściwie od czwartkowego wieczoru można było latać. Właśnie. Cholera. Można było latać, latali kumple, znajomi, wszyscy tylko nie ja. Ja niestety wciąż kibluję na ziemi przymusowo udupiony z powodu awarii kręgosłupa. Już właściwie nie boli, jednak na tyle często daje znać, że choć chęci są ogromne, że tak bardzo się chce człowiek siedzi zrezygnowany na ziemi i wyrywa się na każdy hałas choć odrobinę podobny do "gangu" silnika. Niby jest dobrze i już nie zażeram się ketonalami i innymi prochami, jednak marna to pociecha, skoro mija też tak fajny, lotny weekend. Kto lata ten wie jak to jest. Choć na godzinkę się wyrwać, ale nie ma jak.....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz