Jak widać na zdjęciu obok, zima wzięła się wreszcie za bielenie świata i jakoś nie zamierza odpuścić. Zrobiło się cieplej ostatnio, wiec opady śniegu są normalne. Na "teraz" wszystko zostało przykryte białym puchem, tak fajnym, że aż mam ochotę porwać Sosnę i Wirka na długi spacer, porzucać się śnieżkami i zacząć lepić bałwana. Niestety nie ma tak dobrze. Sosna ma ferie szczęściara, a ja niestety muszę dymać do pracy, na dokładkę z nosa leci, łeb nawala i jakiś taki zagrypiony człowiek jest.
We "firmie" wszystko porobione, wiec postanowiłem dziś machnąć poniższy wpis, bo dojrzewał ostatnio we mnie temat, który jakoś się kręci uparcie w szarości moich komórek mózgowych. Temat związany z lataniem, pilotami, fanatykami takiego sposobu życia i pozerami, którzy z lataniem mają tyle wspólnego, co zwykłe kury albo inne strusie.
Kilka lat temu skutecznie zostałem zarażony paralotniarstwem. Latać chciałem zawsze odkąd pamiętam, na dźwięk jakiekolwiek silnika zadzierałem głowę i nie potrafiłem oderwać wzroku od majestatycznie lecącego balonu, śmigającego latem szybowca czy innego "cudu", który pozwala ludziom być "tam, w niebie".
Marzyłem, pragnąłem i czułem, że bez latania nie jestem "kompletny". Życie różnie się toczyło, lepiej, gorzej i różnymi skomplikowanymi torami wreszcie trafiłem na Rafała. Jego pasja, Jego upór, chęci i zamiłowanie powietrza przeskoczyła na mnie i to dzięki Niemu pierwszy raz "pomacałem" paralotnię, zobaczyłem start, wingovera i te wszystkie inne drobiazgi, tak teraz normalne. Jeszcze nie latałem, jednak już byłem pewny, że ja też będę latał. W końcu gdy ziściłem to moje marzenie, poczułem niesamowitą frajdę, radość i spełniłem się jako człowiek. Czegoś jednak jeszcze brakowało.
Potem na swojej drodze spotkałem Sosnę i tak stałem się "kompletny". Cudo dziewczyna, idealna pod każdym względem. Od tego czasu mam wszystko, czego oczekiwałem od życia, jestem szczęśliwy i niczego mi nie brakuje (no może tylko więcej warunu, forsy na paliwo i porządniejszego glajta).
Dziś wiem, że żaden "kryzys wieku średniego", czy inne wymysły współczesnego świata mi nie grożą. Jest idealnie i jakiś swój wkład w tą moją radość życia ma właśnie Rafał. O Jego początkach można poczytać na Jego blogu gdzie w kilku słowach opisał jak to się zaczęło. Link TUTAJ. Tak czy inaczej, zaraził mnie skutecznie i dobrze zrobił, że podzielił się swoją pasją, swoim sposobem latania i był na tyle cierpliwy, że odpowiadał nawet na najbardziej debilne pytania, dotyczące linek, napędu, paralotni i tych wszystkich innych drobiazgów. Fanatyk z Niego jakich mało i ciesze się, że do dziś jesteśmy w stałym kontakcie, że czasami latamy razem i że tacy jak On, robią swoje i próbują zarazić swoją pasją coraz więcej ludzi.
Podobnych Rafałowi ludzi znam zresztą całą masę - jest coś takiego w paralotniarstwie, że gdy spotka się pilot z pilotem od razu znajdą wspólny temat, dogadują się jak mało kto i potrafią jeszcze bardziej nakręcać się na to, co robią. Bo takie latanie trzeba kochać, trzeba naprawdę chcieć i trzeba to "coś" poczuć. Kto spróbował, zaczął, wszedł w temat i wie, jak bardzo fajne takie latanie jest, dogada się z każdym innym sobie podobnym fanem latania.
Zdarzają się też idioci, zdarzają się debile, jednak "środowisko" jest na tyle skonsolidowane i hermetyczne, że od razu wychodzi kto z paralotniami ma tyle wspólnego co kura z orłem, kto cham i prostak, a kto rzeczywisty "lotnik". Takich ludzi z zasady się omija tak, jak wszelkiej maści pozerów i bajkopisarzy, którzy chcąc dołączyć do "paralotniowej braci" potrafią jedynie babolić, gadać i kwękać.
Takie osobniki latać nie latają, próbować nie próbują, a jak jest warun, by choć odrobinę poćwiczyć zawsze znajdą sensowną wymówkę. A to "to" , a to "tamto", albo jeszcze inne "sramto". I tego gatunku jakoś nie potrafię zrozumieć i szanować.
Czystej klasy pozerzy roztaczający wokoło siebie aurę znacznej klasy pilota, konstruktora, fotografa, nie mając jakiegokolwiek doświadczenia, wiedzy i umiejętności. To zdecydowane przeciwieństwo "fanatyków" i nie wiadomo, czy takich ludzi próbować zrozumieć, olać, czy może nakłaść im po pyskach za to całe zakłamanie, fałsz i obłudę.
Osobniki opisane powyżej jednak istnieją i istnieć będą zawsze, tak jak istnieją i będą istnieć piloci i prawdziwi fani latania i wszystkiego co z tym jest związane. Ważne by takich "latających" inaczej mitomanów było jak najmniej.
Jakiś czas temu podczas fedrowania internetu w poszukiwaniu jakichś normalnych, mądrych i przemyślanych treści trafiliśmy na blog obserwator toruński i niby nie było w tym nic wyjątkowego, niby kolejny fajnie, ciekawie tworzony blog o zasięgu lokalnym, gdyby nie to, że autor choć nie pilot wykazał się "miłością" do latania. Mało tego - nawet pisał o paralotniach i poświęcił temu tematowi kilka wpisów. Na dokładkę okazało się, że znowu "załapałem się na fotkę" - wpis o którym mowa TUTAJ.
Fajnie, bardzo fajnie jest wiedzieć, że są ludzie piszący mądrze, sensownie i do tego wrzucający całkiem fajne zdjęcia. No ale, to jest kolejny przykład na "normalnego człowieka", a nie jakiegoś ściemniacza, pozera i udawacza.
Tak jak się okazuje, tylko coś, co robione jest porządnie, szczerze i uczciwie reprezentować może jakieś wartościowe treści. Tylko uczciwość generuje jakość i powszechny szacunek.
Zaś przeciwieństwo tych wszystkich normalnych pilotów i "powietrznych fanów" generuje siano w butach, nędzę umysłową i bajki, w które wierzą nieliczni im podobni.....
W związku z tym wielki SZACUN dla prawdziwych pilotów i duży środkowy palec dla ściemniaczy, bajarzy i pozerów gadających czego to Oni nie dokonali, czego nie zrobili i jakimi to nie są pilotami.......
A dla wszystkich kolejna fotka z widoku jakim uraczyła mnie zima.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz