piątek, 5 lipca 2013

parawaiting PPG....

   Jedną z różnic pomiędzy lataniem napędowym i swobodnym jest przymusowe czekanie na starcie.
Normalnym jest, że gdy się lata swobodnie trzeba czasami ślęczeć długie minuty (a nawet godziny) by móc wstrzelić się w ten odpowiedni/właściwy moment pasujący do bezpiecznego i efektywnego startu. W lataniu napędowym takich chwil prawie nie ma, co nie znaczy, że się nie zdarzają. Zazwyczaj przyjeżdża się na łąkę, rozkłada sprzęt, odpala i startuje, a najczęstszą przyczyną opóźnień jest pilot lub awaria sprzętu.
   Czasami jednak zdarza się, że i my musimy czekać na odpowiednie warunki. Na odpowiedni wiatr, na uspokojenie termiki, na przejście opadów lub budującej się w pobliżu burzy. I dokładnie tak zdarzyło się w miniony czwartek. Prognozy raczej były dobre, wiatr też wiał tak jak powinien i jedynie budujące się w pobliżu komórki burzowe kazały czekać i czekać. I czekaliśmy tak bite trzy godziny. I choć zdawało się w w pewnym momencie, że burze nas ominą i pozwolą polatać to okazało się, że to tylko nasze pobożne życzenia. Parawaiting, czekanie, gapienie się w niebo, gadanie o lataniu i zero latania......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz