Po wymianie przewodów i wyregulowaniu gaźnika trzeba było Solówkę oblatać. Okazja trafiła się jak na zawołanie, czwartek okazał się łaskaw i napęd mógł pokazać na co go stać. Spisał się wyśmienicie.
Pierwszy start bez jakichkolwiek problemów, pół godziny pyrkania w resztkach termiki i lekkim wietrze nad łąkami w Pływaczewie. Potem lądowanie, chwila odpoczynku, kontrola świecy i napędu. Wszystko najzupełniej pozytywnie.
Do zachodu słońca było jeszcze nieco czasu, kumple gdzieś się rozsypali po niebie, więc w drugim locie można było poświrować nad okolicą jakimiś niskimi lotami, jakimiś obrotami maksymalnymi i lataniem w różnych konfiguracjach speeda i trymerów. Na sam koniec jakieś wygłupy, spiralki, wingovery i inne wygibasy. Lądowanie z totalnym bananem na twarzy z napędu, który wreszcie pracuje jak należy....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz