Już w następny dzień po lataniu w Pływaczewie udało się znów nieco polatać i potestować napęd w jakimś dłuższym locie. Prognozy zapowiedziały całkiem fajne popołudnie i choć przeszła krótka, treściwa, mokra, letnia burza można było dopisać dwie godzinki do ogólnego nalotu.
Start krótko po osiemnastej, kilka kręgów po okolicy i oblot kilku dawno nie oglądanych z góry okolic. Trasa dosyć prosta, wyliczona na ok 70 kilometrów pękła w dwie godziny z minutami, lądowanie, składanie napędu i kolejny wieczór z bananem na gębie z powodu super fajnie pracującego napędu. Dodatkowo oblatane nowe miejsce, zatem dobra passa trwa ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz