piątek, 27 lipca 2012

piątkowy nerw poranny...

   Dzisiejszy poranek planowałem spędzić w powietrzu. Z planów wyszły nici - widok szumiących drzew o czwartej rano kazał wracać pod kołdrę i dać sobie spokój. Druga pobudka około ósmej sprawiła, iż dzień rozpocząłem wkurzony. Wiatru nie było i żaden podmuch nawet się nie pokazał. Cholera. Cały poranek stracony. Kto kiedyś odpuścił i okazało się, że jednak warto było pojechać na łąkę zna ten ból, ból straconego poranka, ból straconej szansy i przespanego waruna. Jutro ma być podobny poranek, więc budzik znów nastawiony na czwartą i nawet jak będzie wiało jadę na Strużal pohałasować trochę o poranku. Nie ma co tracić czasu na senne dyrdymały, jak latać się chce....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz