czwartek, 31 maja 2012

stadny oblot krawędzi CTRu......


   Jako, że ostatnio dosyć często bywam w Bydgoszczy, a na dokładkę warun dopisuje nadspodziewanie dobrze pojawił się pomysł polatania wśród "miejscowych". Takie "stadne" latanie udało się uskutecznić wczoraj.
   Po pracy podjechałem w umówione miejsce, poczekałem na "lokalnego przewodnika Krzyśka", po czym ruszyliśmy na łąkę. Po jakimś czasie byliśmy na miejscu. Krótkie przywitanie, kilka rozmów i szpejenie do startu.
   Ostatecznie wystartowałem ostatni, by po chwili mielić powietrze pracowicie goniąc w stronę Unisławia.  W tym kierunku polecieliśmy we czterech - dwa Nucleony, Nemo w wersji Moto i ja na swoim poczciwym Buranie. Lot dosyć fajny, przesycony widokami doliny dolnej Wisły i żwawo lecących dudkowych glajtów. Niestety dało się odczuć ograniczenia Burana którego prędkość bliższa była Nemówce niż wspomnianym dwóm Nutkom. Generalnie stawka wyglądała tak, że obydwa Nucleony pędziły niczym wyścigówki, potem leciałem ja, a na końcu całej stawki pędziło Nemo.





   W grupie fajnie się lata, zwłaszcza w tak dobrym towarzystwie. Nie dziwota, że do celu dotarliśmy w doborowych nastrojach, by właściwie tuż przed Unisławiem rozsypać się po niebie. "Banda" poleciała nad cukrownię, a ja cichaczem odbiłem w stronę "stoku narciarskiego" gdzie rozłożyła się szkoła paralotniowa AVIATOR Mietka Matyasika.


   Kilka razy nad Nimi przeleciałem, potem znów zebraliśmy się w grupę i rozpoczęliśmy lot powrotny. Niebo trochę zaczęło się przejaśniać i nawet wyszło słońce.



 "Stado" poleciało jeszcze nad Borówno, a ja postanowiłem wrócić nad łąkę i wylądować bez ciśnienia, kolejki i tego wszystkiego, co towarzyszy kilku pilotom chcącym znaleźć się na ziemi. Poza tym łąka jeszcze nie do końca "znana" więc wolałem mieć więcej czasu, kilka podejść i jakiś tam komfort by nie było lipy.
   Wiatru nie było zupełnie, wszystkie wiatromierze zwisały tak nędznie, że smętniej chyba nie można. W związku z tym kierunek podejścia nie miał właściwie znaczenia i zdecydowałem, że wyląduję "po najdłuższej" przekątnej w taki sposób, by mieć maxymalnie dużo miejsca. Ostatecznie przyziemiłem nie w tym miejscu które wcześniej upatrzyłem, jednak w warunkach totalnej ciszy uznałem, że wyszło bardzo dobrze.
   Gdy poskładałem glajta zaczęli powoli wracać miejscowi koledzy i po chwili Oni także lądowali. Obydwaj "Nucleoniarze" przyziemili szorując napędami po ziemi, a kolega na Nemo o mały włos przeleciałby łąkę i zatrzymał się w niewielkich drzewkach. Idealny warun do latania przeszkadza czasami przy lądowaniach...
   W ten sposób zakończyło się nasze półtorej godziny trwające latanie w okolicach Unisławia. Fajna okolica, dobre "stado" i fajne widoki zostaną na długo, na pokładzie była kamerka i gdy tylko się wezmę zmontuję z tego lotu jakiś fajny filmik. Tymczasem tyle o tym locie. Będzie filmik to wrzucimy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz