I sobota dopisała dokładnie taką pogodą, jaką widać było w tych wszystkich pogodynkach, windgurach i innych iceemach. Taki fajny dzionek nie pozostawiał właściwie wyboru - po prostu należało go właściwie spożytkować. Można było latać cały dzień, bo już od rana było "fajnie". Decyzje zapadły i wybór jednak padł na pyrkanie popołudniowe - tak by w spokoju się wyspać, wyleżeć i nacieszyć domowym porankiem świeżo po powrocie.
Po obiedzie zapakowałem cytrusia, zatankowałem i pojechałem na stary dobry Strużal. Nieco kicha na miejscu, bo łąka wciąż kiepsko wyschnięta, jednak nie było tak tragicznie, by nie dało rady znaleźć dobrego miejsca do startu. Ważne, że było jak wjechać, ważne, że większa połowa łąki była jako tako przesuszona. Warunki nadal były świetne, więc takie drobiazgi stały się drobiazgiem.
Rzecz jasna zgłosiłem lot do Sosny i Fisu, wyszpeiłem się i po kilkunastu krokach bylem wreszcie w powietrzu. Nie będę dużo cyganił - to wspaniałe uczucie wrócić po dwóch tygodniach do domu i latania. Kilka kręgów po okolicy dla "wyczucia" powietrza i ruszyłem nad Chełmżę. Obowiązkowa rundka nad domem i Sosną, i poleciałem nad miasto pstryknąć kilka zdjęć. Efekty poniżej :
Polatałem tradycyjnie nad Sosną i ruszyłem w drogę. W powietrzu było idealnie. Spokojnie, bez żadnych termicznych atrakcji, wobec czego zszedłem trochę niżej, by nacieszyć się takim niskim lataniem. Przez Strużal, Grodno, Mlewo leciałem na wschód i na wysokości Orzechowa zdałem sobie sprawę, że w Cześkowe okolice raczej nie dam rady dotrzeć. Słyszeliśmy się w radiu, jednak ja zbyt długo latałem nad Chełmżą, by teraz puścić się w trasę do Wąbrzeźna i powrót do domu. Czas okazał się wartością deficytową, a na powrót w szarości nie miałem chęci. Buran jest niezłym skrzydłem, jednak nie aż takim demonem prędkości.
Poleciałem jeszcze nad Kuczwały zobaczyć co tam u sąsiadów z Mikrolotu, a potem wróciłem nad Chełmżę przelatując znowu na niskiej nad Strużalem i jeziorem kuszącym wielce, by zejść tak naprawdę nisko nisko. Kusiło strasznie, jednak zadowoliłem się lotem na kilku metrach, nie zaś takim w którym rozbryzguje się butami fale.
Przedefilowałem znowu nad domem, przeleciałem nad miastem i wróciłem nad Strużal, by w końcu wylądować. Po kręgu udanie przyziemiłem i cały lot od początku do końca mi wyszedł tak jak chciałem. Gładki ładny start, super warunki w powietrzu i bezproblemowe lądowanie - tak powinno wyglądać udane sobotnie popołudnie ;)
Cześć.
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie zdzwoniliśmy się wcześniej bo też lataliśmy i w każdej chwili - nawet w powietrzu mogliśmy zmienić traskę. Z początku planowaliśmy lot do Brodnicy i tam lądowanie ale po spotkaniu na startowisku zdecydowaliśmy lecieć: wzdłuż Wisły do Chełma - Świecia i po zachodniej stronie Szosy Gdańskiej wracać do Fordonu. Do Fruzika założyłem dodatkowy dolny zbiornik i wlałem łącznie 14 litrów paliwka (mogłem więcej ale zefirek przy starcie kręcił i nie chciałem palić startu przez ciężar na plecach). Polecieliśmy o 16-stej. Napyrkałem łącznie 2h ( 81km) co z piątkowym latankiem (1h) spowodowało że "akumulatory naładowałem" na maxa na cały tydzień. Musimy chyba w weekendy czasami uzgodnić f ( wystarczy sms z podaniem f i godziny startu) aby się spiknąć w powietrzu. My latamy na f=448MHz.
Netopelek210
Do spotkania w powietrzu.