piątek, 23 marca 2012

w końcu w domu....

   W końcu, wreszcie i ostatecznie wróciłem.....Jak wiadomo żadne frykasy, bankiety i inne takie ceregiele nie zastąpią własnego gniazdka. U siebie jest najlepiej....Dwa szkoleniowe tygodnie wreszcie minęły. Zleciały na konkretnej tęsknocie za Sosną, naszymi domowymi pieleszami i lataniem. Dwa tygodnie totalnej nędzy życiowej dzielonej na hotel i szlifowanie umiejętności radzenia sobie z serwisem sprzętu do ratowania ludzkiego życia. Nie ma chyba sensu pisać szczegółowo o tym szkoleniowym okresie. Zdobyłem nieco wiedzy "zawodowej" i wytęskniłem się za Sosną.  Tyle.


   Choć może jeszcze warto wpisać o frajdzie i radości powrotu do domu. Nawet pogoda się cieszyła wraz ze mną pozwalając wracać do wszystkiego, co tak uwielbiam skąpaną w wiosennym słońcu drogą, podczas której nie udało się trafić na większe korki, a różnorakie ciężarówki i inne pekaesy zasuwały z zadziwiająca zwinnością...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz