środa, 8 sierpnia 2012

chełmżyńska rowerowa masa krytyczna....

   O wpisie na temat poruszania się rowerem po Chełmży chciałem napisać już jakiś czas temu.  Trochę się zbierałem, trochę leniłem i dziś wreszcie chyba dojrzałem, by napisać kilka słów.
   Żal o tym pisać, ale Chełmża jest miastem wysoce nieprzyjaznym wszelkiej maści rowerzystom, cyklistom i im podobnym. Od kilku tygodni regularnie śmigamy i za każdym razem dotkliwie nam się przypomina, że rower, to wciąż coś z innego świata, a jazda akurat tym środkiem transportu jest sportem wysoce ekstremalnym.
   Rowerujemy prawie codziennie i każda z tych naszych wypraw zmusza nas do ucieczki za miasto, gdzieś dalej na wieś, tam, gdzie nie natkniemy się na wszelkie możliwe utrudnienia i problemy.
   W Chełmży ostatnio z wielką pompą oddano do użytku  pierwszą w mieście sensowną ścieżkę rowerową na zrewitalizowanym bulwarze. Władze odtrąbiły sukces, ścieżka jest, tyle, żeby po niej jeździć trzeba wciąż uważać na pasących się bezmyślnie pieszych nic sobie nie robiących z dużych symboli dla kogo ów pas ruchu jest przeznaczony. Najzwyczajniej nie dorośli do takiego cudu.

   Odważyliśmy się tam pojechać tylko raz i więcej nie chcemy. Za dużo ludzi plączących się jak cielaki, za dużo dzwonienia dzwonkiem i tłumaczenia debilom dla kogo są ścieżki rowerowe. Nędza umysłowa tych drani nie zna granic i nie są w stanie tego pojąć. Do tego problematyczny dojazd przez dziurawe zatłoczone ulice, gdzie nadal kierowcy samochodów wierzą w swoją boską moc, rację i znajomość przepisów. Sęk w tym, że zazwyczaj pędzą grubo za dużo, wymuszają zdecydowanie za często i wymuszają ile wlezie. Takie zachowania nie są przyjazne cyklistom i kto śmiga rowerem, ten wie o czym mowa. Kolejny powód, który zmusza nas do ucieczki za miasto to wszechobecne stada meneli, żuli, bezpańskich psów i innych tego rodzaju przeszkód. Im bliżej centrum tym ich więcej. Normalką są tu wulgarne bluzgi na oko normalnych ludzi, normą są podpici wszelkiej maści tubylcy sądzący, że świat należy tylko do nich. Lipa w każdym calu. O zbyt wysokich krawężnikach, braku podjazdów i właściwie nie istniejących bezpiecznych miejscach dla cyklistów nawet nie warto wspominać.
   Tych różnych problemów i utrudnień jest jeszcze cała masa. To właśnie dzięki nim zazwyczaj uciekamy z miasta najdalej, jak się tylko da.


  Wystarczy minąć rogatki miasta i sytuacja się odmienia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Może nie ma ścieżek rowerowych, może czasami jest pod górę, jednak drogi są zdecydowanie równiejsze, widoki piękniejsze, a mijani kierowcy widzą i uważają. Do tego jest zdecydowanie ciszej i można w spokoju cieszyć się radością pedałowania w świętym spokoju. Czasem nawet można spotkać dzikie zwierze.


I takie mniej dzikie też....


   Tak przybywa kilometrów w nogach, wrażeń w głowie i radości z dobrze spędzonego czasu. Bo o to przecież chodzi, nie o ciągłą walkę o kawałek miejsca na przejazd. A gdyby ktoś się uparł i zapragnął ekstremalnej jazdy rowerowej na granicy życia i śmierci to zapraszamy do Chełmży - to najlepsze miasto w którym można poczuć siłę ryzykowania własnym życiem......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz