poniedziałek, 20 czerwca 2011

I po pikniku.....

   Wybieraliśmy się ostatnio na V piknik lotniczy do Płocka. Plan był na wyjazd w sobotę, gdyż jedynie taki dzień wchodził w rachubę.


   Od rana padało, prognozy też jakieś takie kiepskie były wiec ostatecznie odpuściliśmy. Bo co to za frajda przejechać kawał drogi, by potem pośród deszczu i niskich chmur gapić się na samoloty ? Tak skrycie była nadzieja na poprawę aury w niedzielę i szybki "spręż"z pracą by podjechać do Płocka i coś tam z tych pokazów "uszczknąć"....Niestety sobotnie popołudnie przekreśliło nasze plany i kombinacje.   Niedzielne pokazy zostały odwołane, jednak w zamian "dostaliśmy" dosyć dobrą realizację innego wydarzenia.  Przeszło godzinną relacje LIVE z akcji ratowania życia człowieka, który uległ wypadkowi. Niepotrzebnemu, smutnemu, jednak chyba nieodłącznemu takim imprezom. Cała "akcja" wydarzyła sie na zakończenie imprezy i pokazów w tym dniu. Jeden z pilotów akrobacyjnych, po wychodzeniu z dosyć karkołomnej figury nie wyrobił i przysłowiowo wyrżnął w taflę Wisły. Szkoda pilota, człowieka którego życiem było lotnictwo.
   Od razu posypały się teorie różne, pojawiło się mnóstwo komentarzy "po co? dlaczego ? co się stało?" i wiele wiele innych. W telewizorni wciąż pokazywali reanimację, w poszczególnych studiach przybywało "ekspertów", a ja zacząłem trochę się buntować tej całej "sraczce" z powodu wypadku. Już tak mam, że w takich chwilach zaczynam myśleć chyba trochę inaczej od "tłumu". Latanie jest ryzykowne, latanie na pokazach tym bardziej, zaś latanie akrobacyjne jest chyba ultrasuperbardzo ryzykowne, a niestety wypadki mają prawo zdarzyć się zawsze. To niewątpliwie tragedia, jednak należy pamiętać, że każdy pilot idąc w powietrze liczy się z ryzykiem, które niejako jest wkalkulowane w każdy lot. Zwłaszcza w lot wykonywany na granicy bezpieczeństwa lub jej poniżej. Nie wątpię w to, że Marek Szufa był świetnym pilotem, nie wątpię, że był nietuzinkowym człowiekiem, jednak zabrakło mi w sobotę tego, by ktoś odważny powiedział, że lotnictwo to zabawa ryzykowna i niestety wypadki chodzą "po ludziach". Można ryzyko minimalizować, można nie lecieć, można zrobić wiele innych rzeczy, jednak czasami nie mamy wpływu na tą odrobinkę szczęścia, która pozwala wyjść cało z manewru wykonanego na granicy bezpieczeństwa. Podejmując ryzyko takich ewolucji niestety trzeba się liczyć z tym, że coś może nie wyjść. I wtedy dochodzi do wypadków. Najlepiej jak najrzadszych, jednak możliwych.
   Każdy myśli że wypadek nigdy mu się nie przydarzy, każdy zdaje sobie sprawę z ryzyka jednak chyba nikt nie zakłada, że coś może pójść "nie tak". I to chyba trochę błąd. Bo większości się poszczęści jednak zawsze istnieje tych kilku którym "nie wyjdzie". Niestety już tak jest i nie ma co rwać włosów z głowy. Takie życie. Brutalne jednak prawdziwe.
   Przez ostatnie kilka lat jakoś tak w naszym kraiku wciąż dochodzi do wypadków. Właściwie jest ich coraz więcej. Przyczyny jak zwykle są różne. A to błąd pilota, a to nieprawidłowe przygotowanie sprzętu, a to chęć popisania się, słuchanie się polityków i olewanie przepisów, alkohol, głupota i wiele wiele innych. Mówię tu ogólnie o "polskim lotnictwie" - nie tylko takim jakie uprawiamy. Chociaż właściwie paralotniarstwo jest taką Polską w pigułce.
   Tu także co chwilę głośno o jakichś wypadkach. Wszyscy żałują, piszczą, biadolą, krzyżyki stawiają, wirtualne żałoby ogłaszają, a potem okazuje się że niestety pilot popełnił fatalny błąd, latał pod wpływem, nie miał uprawnień, które, by latać w tym kraju są obowiązkowe, latał na sprzęcie, który się do tego nie nadawał lub w warunkach podczas których powinien ogladać swój ulubiony serial, nie zaś startować. Owszem zdarzają się nieszczęścia, pech i tragiczne zbiegi okoliczności, ale jednak wielu kłopotów można uniknąć. Trzeba czasami pomyśleć i być przygotowanym na najgorsze. Tu także kłania się stara prawda mówiąca o tym, że lepiej być na ziemi i żałować, że się nie lata niż latać i żałować, że się nie jest na ziemi. Niestety wielu o tym zapomina.
   Czasami mnie cholera bierze, gdy widzę, jak jakiś znajomy pilot niepotrzebnie ryzykuje, pije przed startem lub po prostu lata na sprzęcie, który się rozsypuje. Trzęsło mnie gdy dowiedziałem się, że w tym kraju co niektórzy organizują imprezy powszechnie uważane za super fajne inicjatywy w sposób urągający wszelkim prawidłom. A na dodatek większość środowiska ich chwali. Tak tak...Piszę o organizowanym w ostatnich latach pikniku, w którym zdecydowanie nie chcieliśmy uczestniczyć. Właśnie ze względu na organizację. Skoro ktoś oficjalnie dopuszcza do latania pilotów nie posiadających jakichkolwiek uprawnień, jakiegokolwiek ubezpieczenia to ja niestety nie chcę być zaliczany do grona pilotów którzy w tym uczestniczą. Gdyby coś tam się stało, jakaś śrubka by odpadła, jakiś drobny wypadek to nie chcę nawet gdybać jak by to się skończyło. Koszmar. Tak samo sprawa wygląda z niektórymi szkołami paralotniowymi. Zero myślenia o bezpieczeństwie, o przepisach i o jakości. Skok na kasę i olewka jakiegokolwiek zdrowego rozsądku. Takich różnych przypadków jest przecież cała masa, w każdym zakątku, zakąteczku Polski. I chyba ślepi tego tylko nie widzą.
   Niestety czasami trzeba powiedzieć otwarcie, że Polska to nadal dziki kraj, z gównianym prawem lotniczym, w którym króluje samowolka i byle jakość. Są ludzie i są środowiska, które o to dbają, jednak nadal jest ich zbyt mało wobec tych, którym się wydaje, że wszystko wiedzą, że zawsze wszystko mogą i że przecież zawsze wszystko się uda. Nie mam prawa ingerować w życie innych pilotów, nie mam prawa mówić im co mają robić, jednak mogę takiego latania unikać i dbać jak tylko mogę o bezpieczeństwo swoje i najbliższych.
   Tragedia Marka Szufy pokazuje, że niestety nie zawsze wszystko wychodzi i trzeba cały czas pamiętać  tym wszystkim, co może się wydarzyć. Latamy czasami nie zdając sobie sprawy z tych wszystkich zagrożeń, latamy bo chcemy doznać tego, co każdy z nas odczuwa inaczej i co tak bardzo ciągnie nas tam, w niebo. Jednak trzeba "pamiętać", myśleć o możliwych zagrożeniach i latać bezpiecznie. Jest ryzyko i nigdy nie ma stuprocentowego bezpieczeństwa i z tego wciąż trzeba zdawać sobie sprawę. Bo gdy o takich drobiazgach zapomnimy baaardzo łatwo o wypadek, dzięki któremu ktoś może ucierpieć.
   Marek Szufa zmarł. Tragiczną śmiercią lotnika. Nie wiem dlaczego, nie chcę nawet próbować wyjaśniać czemu akurat w tym momencie i w taki sposób. Wypadek, śmierć, ból rodziny i przyjaciół. A na dokładkę media mają kolejną pożywkę na najbliższe dni. Do momentu kolejnego wydarzenia, które będzie na tyle medialne i charakterystyczne, by generować wpływy z reklam. Jakaś powódź, wypadek autobusu, jakiś rodzimy Fritzl itd.....Szkoda, ale tak jest.
   Nam pozostaje żal z powodu przedwczesnej śmierci wspaniałego pilota, doświadczonego lotnika, modelarza, akrobaty......

1 komentarz:

  1. Też nie lubię tej "sraczki" powypadkowej, zwłaszcza że media radośnie ją rozdmuchują. Wypadki lotnicze są spektakularne i zaraz pojawiają się komentarza "ja bym nie wsiadł do samolotu, bo spadnie". Wtedy pytam - a do samochodu wsiądziesz? Do łazienki wejdziesz? Wystarczy spojrzeć na statystyki, gdzie jest najwięcej wypadków. Bardziej się boję jazdy samochodem na trasie Warszawa-Lublin niż lotu samolotem czy czymkolwiek innym. Ale nie myślę, że w każdej sekundzie mogę ulec wypadkowi, bo bym zwariowała. Ryzyko jest wkalkulowane we wszystko. I takie jest po prostu życie.

    OdpowiedzUsuń