sobota, 25 czerwca 2011

przesądy, latanie i święta religijne.....

   Kilka dni temu na "pl.rec.paralotnie" pojawił się temat dotycząc przesądów pośród paralotniarzy. Pojawiły się tamże wpisy prezentujące pogląd, że w Boże Ciało się nie lata. Nie wiem tak naprawdę dlaczego i czemu, jednak są jeszcze w tym naszym kraiku ludzie, którzy chyba jednak boją się latać w dzień który niczym się nie różni od pozostałych. Niby wszyscy dorośli, niby nie wierzą w zabobony i inne gusła jednak ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Polacy to całkiem podatny grunt dla takich poglądów. Tu przecież co chwilkę słyszy się o przebiegających drogę czarnych kotach, piątkach trzynastego, szalejących krowach i nie niosących się kurach z powodu elektrowni wiatrowych......
   Pisać by można było długo o mentalności naszych współziomków jednak chyba nie o to chodzi w  tym blogu. Mu w takie różne gusła religijne nie wierzymy, jak jest pogoda i możliwosci to bierzemy sie za latanie i kropka.
   "Boże ciało" dzięki polskim katolikom jest dniem wolnym od pracy za co Im dziękujemy z całego serca. Znaczy to, że nie trzeba zaiwaniać i wreszcie można nieco odsapnąć od pracy. Katolickie święta to jest czas, który wreszcie możemy bez przerw spędzić razem, robiąc to, na co akurat mamy chęci. Dzięki :)
   A jak pogoda jeszcze się dopasowuje, to łąka i latanie jest jakimś takim rozsądnym wyborem. Tak też było w ostatni czwartek. Niby trochę wiało, jednak pod wieczór miało siadać i zdecydowaliśmy się na nadwiślańską łąkę w Nowych Dobrach. Idealnie wszystko wyszło - no i Sosna wreszcie pojechała ze mną by być tuż obok, kiedy będę się oddawał lataniu z napędem. Super fajno.....
   Łąka fajna, w miarę równa, ładnie skoszona, wiatr siadał więc jakoś po osiemnastej odpaliłem i wystartowałem do lotu, który w zmierzeniu miał być takim włóczeniu się po najbliższej okolicy. Taki lot by być cały czas w zasięgu Sosny i by było tak po prostu miło. Takie trochę rodzinne pyrkanie. No i taki cały był. W powietrzu w miarę spokojnie, bez niespodzianek, luz i relaks. Popstrykałem trochę zdjęć, zacząłem przymierzać się do ćwiczenia spirali, odwiedziłem port i oczyszczalnię, chwilkę polatałem z bocianem i poganiałem z lisem. No i polatałem nad Sosną, co chwilkę Jej kiwając i machając wszystkimi czterema kończynami.... Takie miłe fajne latanie. Po godzince wylądowałem bez jakichkolwiek problemów.






   Wiatr właściwie zanikł zupełnie, godzina jeszcze młoda była więc zapadła decyzja by spróbować wystartować w takich maślanych spokojnych warunkach. Tak trochę na przekór tym wszystkim niepowodzeniom związanym z tymi wszystkimi spalonymi startami. Kto latał na Actionie wie jak czasami trudno się nim startuje w bezwietrzu. Jego opór jest wręcz legendarny. I tu piloci dzielą się na takich, którzy mają technikę startu opanowaną do perfekcji i dodatkowo kilka swoich sposobów by wystartować bez wiatru i na takich którzy, gdy nic nie wieje pakują skrzydło i wracają do domu po kilku spalonych startach. Jak do tej pory spaliłem kilka startów, jednak z powodu zbyt wysokiej trawy lub głupich szkolnych błędów. Na tej łące postanowiłem się ostatecznie sprawdzić i w końcu pewnie dołączyć do tej pierwszej grupy. Startowałem "na wał" i rozłożyłem się w takim miejscu które raczej gwarantowało odpowiednie bezpieczeństwo nawet przy zbyt długim rozbiegu. Podgrzałem napęd, wpiąłem się i po w miarę wyciągnięciu skrzydła zacząłem zapier...alać ile siły w girach. Biegłem i biegłem i w końcu się udało. Trzeba było po drodze korygować kierunek jednak ładnie wszytko wyszło. Znaczy to, że umiem startować, a wcześniejsze kłopoty zdecydowanie trzeba zrzucić na tą przydługą trawę. A czuję, że mogłem biec szybciej i sprawniej jeszcze. Skrzydło też jakoś tak fajnie słuchało i szło za ręką. Dajcie tylko odpowiedniej łąki a polecę  :) A ta w Nowych Dobrach jest naprawdę "dobra".



   Ten lot zdecydowanie "luzacki". W powietrzu mega spokojne, maślane, bezpieczne warunki pozwalające na kilka niskich przelotów tuż na głową mojej kochanej Sosny. Przeleciałem się kawałek na niskiej nad wałem, pokiwałem wesoło pasącym się krowom i po kilkunastu minutach takiego latania wylądowałem. Znowu bez jakichkolwiek kłopotów. Wszystko powychodziło kapitalnie.Poskładaliśmy sprzęt, zgłosiliśmy do Fisu zakończenie i wróciliśmy do domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz