czwartek, 15 września 2011

o pasji życia....

  Ostatnie wydarzenia jakoś tak skłoniły do myślenia na tematy egzystencjalne. Trochę to groźnie zabrzmiało ale taki jest właściwie wydźwięk tego co się zdarzyło jednemu z moich znajomych.
   Kilka lat temu, gdy już nauczyłem się latać, gdy zacząłem spełniać największe marzenie mojego życia zacząłem myśleć na różne takie tematy i od tamtego czasu owe zagadnienia przewijają się przy okazji różnych wydarzeń. Zwłaszcza tych tragicznych, wypadkowych, zakończonych dużymi kontuzjami lub utratą życia.
   Za każdym razem, gdy ktoś w okolicy coś sobie zrobi, gdy ktoś umiera zaczyna się dookoła pojawiać lament, płacz, wirtualne świeczki, znicze i inne objawy zbiorowej psychozy. Jednak czy ryzyko związane z pasją życia jaką każdy z nas odczuwa jest tego warta ?  Myślę, że każde ryzyko by spełnić marzenia jest tego warte.
   Ryzykujemy bardziej lub mniej, decydujemy się na to lub tamto zgadzając się na to, co może się ewentualnie przytrafić. Każdego dnia ryzykujemy po to, by czuć to coś. To "coś", co sprawia, że tak bardzo czujemy się spełnieni, szczęśliwi, o czym marzymy, myślimy od tak dawna i tak często. I podejmujemy ryzyko związane nieodmiennie z tym, dzięki czemu dane jest nam poczuć to o czym piszę powyżej.
   Dla każdego jest to coś innego, dzięki czemu każdy z nas sam wie, ile jest w stanie poświęcić dla spełnienia marzeń. Dla jednego to będzie coś zupełnie bezpiecznego, dla drugiego coś obarczone jakimś ryzykiem, jednak na tyle bezpieczne, by w razie czego mieć jakieś szanse, dla innego możliwość sprawdzenia się, dokonania czegoś na pozór niemożliwego, warte jest, by ryzykować wszystkim, nawet własnym życiem.
   I tu zbliżyłem się do sedna tego wpisu. Od "dziecka" miałem kolegę. W pewnym momencie kontakt nieco się urwał jednak z tych rzadkich wiadomości i rozmów wiedziałem, że wyjechał do Irlandii, że zaczął nurkować,  i że po jakimś czasie stał się kimś, kto odnalazł pasję dla której był w stanie poświęcić i ryzykować bardzo wiele. Artur nurkował jaskiniowo - po prostu właził do dziury zalanej wodą i schodził niżej, dalej i głębiej, w ciemności walcząc z prądem, zimnem i tym wszystkim co sprawia, że wielu innych wzdryga się na samą myśl o takich rzeczach. On to robił i był w tym świetny. Sądzę że odnalazł swoją pasję, swój sens życia i spełniał się w tym co robił. I miał efekty - do Jego osiągnięć należy m.in ustanowienie rekordu Wielkiej Brytanii w najgłębszym nurkowaniu jaskiniowym – 103m. Może to się wydaje niczym, jednak trudno sobie wyobrazić nurkowanie w ciasnej zimnej jaskini przez kilka godzin, walcząc z prądem, własnymi ograniczeniami i zmagając się z tym wszystkim co tam gdzieś czyha. Jak dla mnie wyczyn jak diabli.
   Niestety ceną sukcesu jest ryzyko. Jedni ryzykują bardziej, inni mniej. Bez tych pierwszych świat nie posuwałby się do przodu - w końcu ten kto nie ryzykuje, nic nie osiągnie. Cała reszta jest już zawsze "kolejnymi", idącymi już przez kogoś przetartym szlakiem. Ryzykują także, jednak zdecydowanie mniej niż Ci, kórzy coś zrobili po raz pierwszy.
   I tu pojawia się kolejne pytanie - czy warto ryzykować wszystkim by osiągnąć sukces, spełnienie i przetrzeć szlak dla innych? Ja sądzę że warto. Tylko, z tą różnicą, że każdy musi na spokojnie oszacować swój poziom ryzyka, jaki na siebie weźmie, by spróbować zmierzyć się samemu ze sobą. Ci którzy ryzykują bardziej, wiedzą czym ryzykują i jestem pewny, że świadomie zgadzają sie na takie ryzyko. W przeciwnym wypadku byliby skończonymi debilami.
   Artur żył swoją pasją, ryzykował wszystkim i dzięki temu miał sukcesy - w dosyć krótkim czasie stał się jednym z lepszych nurków głębinowych, z osiągnięciami i kolejnymi celami jakie nieodłącznie towarzyszą temu czym się pasjonował. Ryzykował wiele i był świadomy ryzyka. Niestety podczas kolejnego nurkowania nie dane Mu było już się wynurzyć samodzielnie. Zmarł podczas kolejnego zejścia - realizując swoją pasję.
   Od razu pojawiły się różne głosy - że za bardzo ryzykował, że to, że sro, że tamto - ryzykował, jednak robił to co uwielbiał i zdawał sobie sprawę z tego czym ryzykuje. Tym razem niestety nie wyszło, jednak skłonny jestem zaryzykować (sic!) stwierdzenie, że był w życiu szczęśliwy. I to jest chyba najważniejsze - by w życiu robić to co się chce, to o czym się myśli tak często, o czym się marzy. By być szczęśliwym, a nie przeżyć 80 lat i przez ten czas nawet nie zbliżyć się do swoich marzeń.......

   A na sam koniec dwa filmy będące chyba idealnym "wspomnieniem" Artura i Jego pasji.....:

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz