piątek, 9 września 2011

kolejne świeto śliwki....

  Rok temu chwaliliśmy imprezę w Strzelcach Dolnych i w ostatni weekend postanowiliśmy zobaczyć, czy ta opinia będzie utrwalona, czy też będziemy zmuszeni mówić "feee".  W niedzielny poranek zapakowaliśmy się do cytrusia i ruszyliśmy na spotkanie przygody.
   Pogoda dopisywała, drogi niezbyt zatłoczone więc na miejsce dotarliśmy sprawnie, szybko i bez stresów. Szybkie parkowanie i już po chwili mogliśmy rozkoszować się widokami budzącej się do życia imprezy. Ludzi było jeszcze mało, smakowitości różnych za to natłok. Śliwki, śliweczki, chleby i chlebki, dżemy i powidła wszelkiej maści, nawet balony i różnego rodzaju odpustowe badziewie także, ale to chyba konieczność przy tego rodzaju imprezach. Oczywiście chleb ze smalcem, kiełbasy, szynki i inne różne takie frykasy przygotowane dla ludzi chcących poczuć odrobinę wiejskiego smaku i zapachu. Ogólnie wszystko, co powinno być było i właściwie na nic nie marudziliśmy. Może jedynie na jakichś głupkowatych maniaków militarystów, którzy jeździli jak wariaci oferując przejażdżki przez pełną tłumu dróżkę. Ale jak wiadomo zawsze musi się znaleźć jakiś debil...











   Kręciliśmy się, smakowaliśmy ile wlezie, oglądaliśmy, wąchaliśmy i było bardzo bardzo miło. I należy jasno powiedzieć - w Strzelcach wiedzą jak robić imprezę fajną, miłą, sympatyczną i taką na którą chce się wrócić.
   Oczywiście pstrykaliśmy zdjęcia, a gdy w oddali pojawiły się paralotnie to już  w ogóle zrobiło się miło - jakaś "ekipa" próbowała latać "na Bloczku" jednak podczas naszej wyprawy na święto śliwki udało im sie zrobić jedynie jakieś heroiczne zloty....


   Sądząc ze stylu mógł to być Darek Cisek - to chyba jedyny pilot, który lata tak jakoś dziwnie z "przykurczonymi nogami", jednak nie mamy pojęcia kto to był naprawdę. Może później polatali bo wiaterek jednak wiał.
   Po jakimś czasie zapakowaliśmy się i ruszyliśmy dalej w sprawach "różnych" do Bydgoszczy. Po drodze natknęliśmy się jeszcze na zawody konne które postanowiliśmy obejrzeć, popodglądać i pstryknąć kilka fotek.



   Po "zawodach" już pojechaliśmy do wojewódzkiej "stolycy" zająć się wspomnianymi wcześniej sprawami - ogólnie dzionek fajny, z dobrze spędzonym czasem i świadomością że "paraglidepara" spędza świetnie każdą chwilę czerpiąc z życia to co najlepsze...I o to chodzi :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz