poniedziałek, 5 sierpnia 2013

parawaiting....

   Czekanie na odpowiednie warunki do startu to zmora paralotniarzy i o ile piloci swobodni często muszą czekać na odpowiednie warunki, o tyle napędziarze raczej zawsze trafiają w dobrą pogodę. Wiadomo - dziś jest pełno dobrych serwisów pogodowych, ma się odpowiednią wiedzę na bieżąco, lata się w coraz trudniejszych warunkach i po prostu raczej zawsze wiadomo, kiedy będzie dobrze, a kiedy lepiej siedzieć w domu i zajmować się wszystkim innym, tylko nie lataniem. Niestety czasami pogoda bywa kapryśna i potrafi sprawić psikusa.
   Wczorajsze prognozy były dobre i raczej nic na niebie nie zwiastowało jakiegoś pogodowego bałaganu. Po przyjeździe na łąkę i złożeniu napędu nawet nie wypakowałem Burana z wora. Od strony Torunia zaczęły nachodzić grube, ciemne ciężkie chmury i z ich powodu trzeba było czekać. Czekałem tak dobrą godzinę i właściwie cały czas się pogarszało. Chmury ciemniały, a ostry szkwalisty wiatr nie zostawił wyboru. 
   Wiadomo było, że z latania nici - gdy wracałem do domu grube ciężkie krople letniego deszczu bębniły po aucie, jakby chciały na swój sposób odbębnić zwycięstwo przyrody.Popadało i pogoniło z łąki tylko lokalnie - jak się później okazało zaledwie 30 kilometrów dalej znajomi polatali ile wlezie. Pogoda ma u mnie w związku z tym krechę, minusa i w ogóle jestem obrażony.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz