Każdy dłuższy lot to także problem z wygodą uprzęży. Jak jest dobrze uszyta, dobrze wyregulowana to można siedzieć godzinami, a jak coś nie teges to od razu dupsko boli, w plecy coś uwiera i w ogóle lot zamiast dawać frajdę męczy. Pod tym względem uprząż OSY też mi pasuje.
Polatałem tu i tam, pokręciłem się nad złotymi od zboża polami i generalnie fajnie pohałasować w ciepłym letnim powietrzu.
Ten lot był także wyjątkowy z jeszcze jednego powodu. Ostatnio postanowiłem odejść od nowoczesnych sposobów nawigacji na rzecz tych bardziej tradycyjnych. Właściwie od dawna zabieram ze sobą papierową mapę, jednak teraz cały lot odbywał się jedynie wg wskazań wcześniej opracowanego planu. Okolica gdzie latałem jest znana doskonale, jednak gdy się wcześniej zaplanuje lot "od punktu do punktu" i okrasi to dodatkowo widełkami czasowymi, stanowi to doskonały trening do latania "nawigacji". Bo w lataniu nie chodzi by śmigać jak warzywo byle jak i byle gdzie, a wciąż się rozwijać, uczyć i łapać różne doświadczenia.
Lądowałem chwilkę koło dwudziestej spełniony i wylatany jak rzadko. Paliwa został dobry litr więc wypadło, że OSA połknęła w tym czasie ok trzech litrów na godzinę lotu. Bardzo satysfakcjonujący wynik ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz