niedziela, 13 marca 2011

sobotnia Bydgoszcz czyli jaki ten świat mały......

   Sobota jakoś tak leniwie płynęła, trochę nas nosiło więc pojawił się pomysł wyjazdu do stolicy regionu i jakichś spacerów tudzież obiadu w knajpie pod wielce szykowną nazwą Trojan Horse.
   Słoneczne przedpołudnie, temperatura wiosenna więc było całkiem fajnie. Auto zostało w Focusie a my na motonogach wywędrowaliśmy do miasta. Zmierzając do "centrum" oczywiście przechadzka parkiem i podziwianie budzącej się do życia roślinności. I tu z krzaków wynurzyło się dzieło sztuki malarskiej -  wymalowany wielce nam bliskimi motywami mur, który można zobaczyć poniżej. Znak to, że są jeszcze ludzie czuli na piękno latania, powietrza i niczym nieskrępowanej wolności. Co prawda ktoś tam zostawił swoje "trzy grosze", ale napisy sławiące jakieś tam podwórkowe drużyny piłki kopanej są tak popularne i tak wszechobecne, że nie robią żadnego wrażenia.


   W końcu dotarliśmy na jedną z najładniejszych bydgoskich ulic. Tu zaczęliśmy od obiadu, który okazał się tylko połowicznym sukcesem. Sosna zadowolona z dobrze przyrządzonego kurczaka, ja zaś zdegustowany miernotą kucharskich umiejętności - świnina spierdzielona maksymalnie jak tylko można, gumowata, nie doprawiona, gdzie kawałów tłuszczu było więcej niż rzeczywistego mięsa. No nic...zapłaciliśmy, zjedliśmy i pewnie tam nie wrócimy.


   Pogoda była super, my pełni wiosennej radości spacer uskuteczniliśmy tęgi by spalić to co w brzuszkach. Tak chodziliśmy, pstrykaliśmy fotki, chłonęliśmy widoki i słońce gdy wtem sielankę naszą przerwało gromkie "dzień dobry". Dopiero po chwili załapaliśmy, że to do nas. Krótki przegląd pamięci i twarz dopasowała się z osobnikiem, który był przed nami. Tomek, z którym prawie dwa lata temu "kursowaliśmy" się w Bassano. Nie widzieliśmy się długo więc twarz nieco się różniła od tej zapamiętanej, jednak człowiek był ten sam. Krótka rozmowa, szybki wywiad co u kogo i wygląda na to ze będziemy mieli kolejnego pilota PPG w okolicy. Fajnie. Fajnie, że będzie latał jak my, fajnie, że wciąż lata, i w ogóle fajnie żeśmy się spotkali. Jak się okazało świat jest mały, zwłaszcza dla pilotów. No nic - miły przerywnik w spacerowym popołudniu :)


   W końcu wychodzeni do oporu uderzyliśmy na zakupy, poczyniliśmy inwestycje kupując kilka drobiazgów i wróciliśmy do domu. A wieczorem odebrałem od znajomego mechanika "mocowanie" masztu wiatromierza. Sprawił się idealnie sprawiając, że problem mocowania wędki z rękawem praktycznie zniknął.  Fajny dzień ta sobota :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz