piątek, 4 marca 2011

No i poleciałem.....w regulacjach

   Pisałem ostatnio o ładnej wyżowej pogodzie....Sprawdziło się co do joty. Z jednym małym wyjątkiem.
Z latania wyszła mówiąc ogólnie dupa.
   Wtorek zaplanowany był na popołudniowe regulowanie solówki po wymianie filtra; świecy i ogólnym przygotowaniu pierdziawki do wiosny. I wszystko byłoby oki, gdyby nie ogólnopolski bajzel w informacjach na temat tak prostego urządzenia jak gaźnik i jego regulacja. Ponad dwie godziny kręcenia śrubkami; pokrętłami; odpalania; zapalania i regulowania.I właściwie do dziś nie jestem pewny czy napęd chodzi tak jak powinien. Instrukcja producenta wybitnie zakręcona, naszpikowana uogólnieniami i niejasnościami. Instrukcje ściągnięte z sieci; wynalezione na grupach paralotniowo ogrodniczych skrajnie różne od siebie. Regulowałem "na zdrowy chłopski" rozum i mam nadzieję, że coś tam z tego wyszło. Wróciłem do domu zmęczony; z poodgniatanymi różnymi częściami ciała od przepychania się z napędem. Zrezygnowany, ale pełen nadziei na dzień następny.
  Środa zaplanowana jako ciąg dalszy regulacji i pierwsze próby z Actionem wyszła trochę lepiej. Z końcówką regulacji uporałem się w godzinkę (tylko do dziś nie wiem czy solówka w końcu działa tak jak powinna, czy jest idealnie ustawiona i w ogóle czy jest oki czy nie). Dla spokoju ducha zabrałem z domu tylko jedno skrzydełko by w końcu z nim poćwiczyć, nie odkładać tego w nieskończoność i nie latać wciąż na nemo. Wiaterek minimalnie w okolicach metra i mniej...Cholera jak dla szybszego skrzydełka nieco mało ale się nie martwiłem na zapas. Im trudniejsze warunki tym więcej się nauczę. Dwie próby startu bez pracującego napędu wyszły dosyć dosyć. Pierwsze spostrzeżenia całkiem pozytywne z tą uwagą , że Actiona trzeba dynamicznie konkretnie postawić i dociągnąć nad głowę. A potem zapierda.....ć ile wlezie by nadać skrzydłu odpowiednią prędkość do startu. Zgodnie z zaleceniami instrukcji trymery zaciągnięte 1/3. Postanowiłem, że następne próby zrobię już z włączonym napędem i spróbuję wystartować. Pierwsza próba spalona. Akurat nic nie wiało wiec biegłem, i biegłem, i biegłem i .................nic. Druga próba podobnie - mój bieg okazał się za powolny, lub wiatr okazał się lekko zbyt słaby. Trochę techniki, trzeba której widać wciąż mi brakuje. Kolejne próby również nieudane - wiatr całkowicie ustał, ja za to zacząłem popełniać coraz więcej błędów. Za bardzo chciałem. Po tym gdy skrzydło opadając za mnie opadło na napęd postanowiłem odpuścić. Szkoda sprzętu i mojego ganiania. Postanowiłem odpuścić, wysłać skrzydełko na przegląd i popróbować kiedy indziej na równiejszej łące, w większym wietrze i z pewnością, że nie będę próbował na siłę - wtedy popełnia się zbyt dużo błędów. A idiotą który będzie ryzykował zbyt wiele to ja nie chcę być. Powoli musiałem się też zbierać do pracy więc zapakowałem wszystko; zawiozłem do domu i wyruszyłem zarabiać kasę. Miało być tak pięknie a stanęło na regulacjach i próbach. No i na żalu, że jednak nie wziąłem Nemówki - w takich spokojnych warunkach start Nemówką nie byłby żadnym kłopotem i choć pół godziny bym powisiał. Pozostał niedosyt.
   Czwartek też był piękny, właściwie najładniejszy z tych dni i akurat tego dnia musiałem ślęczeć w pracy. Żal był, ale dość szybko sie z tym pogodziłem. Tak bywa. Najważniejsze, że choć coś na łące porobiłem przez poprzednie dwa dni - w końcu życie nie składa się tylko z latania. Czasami trzeba pobiegać; poregulować i popracować. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie widok którym przywitała mnie Chełmża. Wracając do domu moje "niebo" zaskoczyło mnie widokiem trajki pięknie wykręcającej nad "ameryką"Szybka kalkulacja - czy się wyrobię by zapakować sprzęt; wystartować i jeszcze złapać tych wandali co to śmigają po moim niebie bez zapowiedzi? Odpuściłem, bo zimno myśląc zanim bym wyruszył, "ich" pewnie by nie było. Pozostało dowiedzieć się kto to i czy znam. Po kilku dniach okazało się, że to ludzie z Torunia, że spontanicznie się skrzyknęli, że nawet grila mieli. A mi pozostało siedzieć na ziemi i patrzeć jak inni latają. Szkoda ale tak bywa...
   Tak teraz o tym myślę - nic się nie stało, że nie polatałem, a właściwie nawet wyszło na dobre. Spędziłem dużo czasu na łące i na kilka rzeczy otworzyłem oczy. Solówka wbrew opiniom czasami wymaga czasu by ją ładnie wyregulować, zaś to czym karmią nas niektórzy producenci, jak dbają o nas użytkowników pozostawia wiele do życzenia. No i jest nisza w rynku - nisza na poziomie doradztwa, podstawowych napraw i regulacji. Bo niestety grupa dyskusyjna to czasami z fachowością niewiele ma wspólnego. Bardziej jak gderanie starych bab które dyskutują czy im się kury niosą lepiej w cieniu, czy w słońcu. A Action wcale nie jest taki prosty w startach jak się wydaje. Trzeba złapać odpowiednią technikę i mam nadzieję, że ją kiedyś w końcu dopadnę. Tymczasem jedzie do fabryki - niech go tam przejrzą, pomierzą, sprawdzą i dadzą papier co w tym diable siedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz