poniedziałek, 28 marca 2011

Paragiełda 2011 zaliczona

   Byliśmy na Paragiełdzie. I tak myślę jak by tu streścić ten wyjazd to właściwie przychodzą mi do głowy jedynie słowa "siku siku i po krzyku". Ale od początku co i jak. A potem podsumowania będą :)
   PiotrCw zamieścił jakiś czas temu info, że jedzie i że ma miejsca w aucie, szybka decyzja i zaklepaliśmy dwa miejsca. Minął tydzień i bladym świtem biorąc po drodze naszego kompana Marka zameldowaliśmy się na jednej z toruńskich stacji benzynowych. Ekipa Piotra jechała z Bydgoszczy, a my mieliśmy się po prostu dosiąść. Czekaliśmy pięć minut, czekaliśmy kolejne pięć minut i w końcu dotarli. Mordki uśmiechnięte od razu wyległy na siku i na zakupy odpowiedniej ilości piwa by przetrwać wyboistą drogę. W końcu zapakowaliśmy się do auta i "rura" do stolycy. Droga minęła całkiem miło. Jedni spali, inni się chichrali, inni co chwila stękali, że im się chce siku i że wieje po nogach jakiś wredny wiatr. Zanotowaliśmy 4-5 postojów celowych dla opróżnienia pęcherza jednego z pasażerów. Niektórzy tak mają, że sikać co chwilkę można. W każdym razie dojechaliśmy sprawnie w całkiem dobrych nastrojach.


   Miejsce inne niż ostatnio, nie wiem czy lepsze czy gorsze. Nieciekawe - problem z zaparkowaniem auta, brak sensownego bufetu na miejscu, toalety zalatujące moczem i gównami. Może się czepiam, a może po prostu chciałbym czegoś odrobinkę lepszego po wstawaniu o świcie i kilkugodzinnym tłuczeniu się w aucie. 
   Sala "wystawiennicza" dość szczelnie zapakowana wystawcami, jednak chyba trochę monotematycznie. Zdecydowanie zbyt mało producentów skrzydeł, zbyt mało uprzęży, zbyt mało szkół paralotniowych i ludzi odpowiedzialnych za organizację latania w naszym kraju. Zdecydowanie zabrakło wg. mnie Dudka, zabrakło ubezpieczeń, zabrakło możliwości kupna popularnych gadżetów takich jak rzepy, dobre rękawiczki, kominiarki czy choćby buty. Zdecydowanie za mało ciuszków bo te kilkanaście koszulek i kilka kombinezonów to trochę nędzna ilość jednak była. No ale trochę się czepiam - organizatorzy nie są temu winni, że co niektórzy nie widzą jak wielu klientów mogliby zyskać. Sporo było napędów, poza tym byli modelarze, skrzydlata polska, aeroklub częstochowski, navcomm, Marek Mastalerz z Cloudbase, Beskid Paragliding  i kilka innych stoisk których chyba nie ma sensu wymieniać. Do tego wszystkiego masa ludzi.

  
   Weszliśmy, obeszliśmy, połaziliśmy i trzeba było zabrać się za to po co tu tak naprawdę przyjechaliśmy. Mianowicie zakupy - zaczęliśmy od koszulek.


   Od razu nam się spodobały te oferowane przez ekipę mcGivera ze szkoły BeskidParagliding. Fajne były, dość dobrą cenę miały więc kupiliśmy sobie po takiej samej :). Potem dopchać się udało w  końcu do Rusłana który miał mieć dla nas śmigło. Musieliśmy trochę poczekać, bo akurat Bartek z kujpomteamu zapakował się do uprzęży i chciał nieco powisieć,podotykać, zobaczyć co i jak.....


   W końcu powisiał, pogrzał nogi w kokonie więc była nadzieja że w drodze powrotnej nie będzie marudził że mu w giry zimno i że chce siku. Pogadaliśmy z Rusłanem, śmigło dał, kasę wziął i ruszyliśmy dalej szukać chłopaków z FlyElectronics. W końcu zdecydowałem się na zakup ich sprzętu. Najpierw nie odbierali telefonu, a gdy w końcu udało nam się wzajemnie zdzwonić, zgrać i odnaleźć okazało się, że zabiegani jak cholera. Kurde super - kolesie chcą wejść na rynek z nowym całkiem drogim sprzętem, a my nie możemy się do tego cacuszka dopchać. Lekki wkórw ale postanowiliśmy cierpliwie czekać.W końcu się udało spotkać, chwilkę porozmawiać, obejrzeć jak i co i postanowiłem w "toto" zainwestować swoje ciężko zarobione złotówki. Trochę się pokręciliśmy i właściwie jak dla nas mogliśmy wracać do domu. Sęk w tym, że przyjechaliśmy tu grupą i byliśmy zależni od innych. Wobec tego trzeba było się trochę pokręcić i znaleźć coś co pomoże przetrwać oczekiwania. Troszkę głód doskwierał, więc uskuteczniliśmy poszukiwania jakiegoś bufetu, kawiarni lub innego baru. W końcu się udało. Niestety kolorystyka zapachowa skutecznie odstraszyła - im bliżej "kawiarni" tym intensywniejszy stawał się zapach bliżej nieokreślonych gołąbków lub czegoś podobnego. Zdecydowaliśmy, że naszym powonieniom taki zapach nie pasuje, wobec czego ruszylić trzeba było dalej...
   W "drugiej sali" odbywały się wykłady/prelekcje i postanowiliśmy tam trochę przeczekać. Byliśmy na dwóch. Pierwsza to wykład/pogadanka Zbyszka Gotkiewicza dotyczący bezpieczeństwa (jak zwykle wyżyny jakości i fachu), a drugi Jarka Borowca o niebezpiecznych stanach lotu. Następny w kolejce był wykład "praszczura" jako gościa specjalnego na który mieliśmy wielką chęć zostać, jednak ograniczenia czasowe nam nie pozwoliły..


  Na tej samej sali odbywał się także pokaz fotek nadesłanych na "konkurs fotograficzny" jednak prezentowały na tyle kiepski poziom, że właściwie zerknęliśmy okiem i odpuściliśmy sobie. Nędzne zdjęcia co niektórzy robią i aż dziwne, że komuś co niektóre się podobały. Gusta i guściki, po prostu.
   W końcu wszyscy jakoś się zebrali i zapadła decyzja o powrocie. Kilka zdjęć naszej małej grupki, zapakowaliśmy się do fury i zaczęliśmy podróż powrotną. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad. Zjedliśmy małe co nieco i bez jakichkolwiek przeszkód wieczorkiem byliśmy w domu.
   Czas na podsumowania - generalnie idea Paragiełdy pomysłem bardzo fajnym jest. Tyle tylko, że w tej formule nieco mija się z celem. Właściwie mam wrażenie, że nie była to paragiełda a "ppgparagiełda". Znikoma ilość wystawców i dealerów sprzętu do latania swobodnego. Za to dużo napędów, trajek itd. Za mało miejsca dla ludzi i chyba trochę zbyt kiepsko rozwiązana sprawa powierzchni. Fajnie, że były prelekcje jednak jakoś za mało miejsca poświęcono chociażby sposobom składania spadochronów czy skrzydeł. Właściwie nie było producentów skrzydeł, uprzęży czy różnych małych drobiazgów takich jak wariometry, sondy prędkości czy inne GPSy. Kilka szkół paralotniowych się zameldowało, jednak w porównaniu z ubiegłymi latami jakiś taki niedosyt pozostał. Trochę to wyglądało wszystko do kupy jakoś nędznie. Gdyby nie to, ze mieliśmy tam do zrobienia "kilka interesów" obeszlibyśmy wszystko w 10-15 minut; pogadalibyśmy z kilkoma osobami i byłoby po wszystkim. I na pewno nie warto byłoby jechać po to tych kilkuset kilometrów. Oczywiście nie ujmuję Gekonom organizacji, bo widać było, że się postarali jak cholera. Było nawet miejsce gdzie można było "odstawić dzieciaka w kącik zabawowy". Tyle, że chyba powinni sobie pół roku temu usiąść, pomyśleć, pozwolić się przespać z kilkoma pomysłami i zorganizować prawdziwą "giełdę" w jakimś konkretnym wygodnym miejscu w centralnej Polsce. Może nawet dogadać się z jakimś aeroklubem, wynająć spory hangar, zaprosić kilku wiodących producentów różnego sprzętu paralotniowego. Oczywiście wykłady/pogadanki jak najbardziej powinny nadal istnieć, ale może w nieco większym zakresie. Do tego porządne miejsce dla sprzętu używanego, rozpakowania skrzydła, czy chociażby dobrego spokojnego powiszenia w uprzeży. Zdecydowanie za mało w tym roku było gadżetów poczynając od kubków, czy breloczków, a kończąc na porządnych butach czy rasowych kombinezonach. Zdecydowanie za mało było mowy o bezpieczeństwie (chociażby zdejmowania klienta z drzewa, czy co robić po wpadnięciu na druty). Do tego chyba zapomniano o prawie - gdzie panowie od różnych spraw zwiazanych z przepisami, z bezpieczeństwem prawnym, gdzie ubezpieczenia ? Tu takich różnych drobiazgów zabrakło. Wystawiono kilka napędów, zorganizowano kilka wykładów, skasowano dyche za wejście i "se radźcie". Może trochę ostro, ale czuję niedosyt i brak tego co chciałbym "tam" zobaczyć". I jak nie będziemy tam mieli interesu to już nie pojedziemy. Szkoda dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz