wtorek, 19 lipca 2011

poniedziałkowa rezygnacja....

   Pisałem wcześniej o planach na latanie. Niestety nic nie wyszło z tego planu i czuje się trochę tak jakbym dostał fangę w nocha od losu. Po raz drugi w ciągu ostatnich kilku dni świadomie zrezygnowałem z latania na podstawie okoliczności, które wybitnie nie sprzyjały.
   Po powrocie do domu zjedliśmy obiad, podrzemaliśmy i późnym popołudniem wyruszyłem na strużalową łąkę. Prognozy były zgodne - wiatr ma siadać, ma być w miarę słonecznie i sprzyjająco wielce. Mocno już zdeterminowany przez te sobotnie wydarzenia, nakręcony na latanie byłem konkretnie. Jednak po zameldowaniu się na łące musiałem zdecydowanie weryfikować plany. Od południowego wschodu wędrowała dosyć duża chmura pod którą można było obserwować piękną kolorową tęczę.


   Cóż było robić? Latać się chciało, więc nic innego nie wchodziło w grę jak jedynie parawaiting w swojej najczystszej postaci. Chmurzysko szczęśliwie przeszło bokiem, jednak zaraz za nim przywędrowała następna jeszcze ciemniejsza i większa chmura.
   Czekałem i czekałem i w końcu miałem dosyć oglądania chmur i tęcz które zmyślnie produkowano w moim sąsiedztwie. Wiadomo, że gdy warunki wybitnie nie sprzyjają nie ma co ryzykować i należy zostać na ziemi. Złożyłem napęd, pstryknąłem kilka zdjęć i wróciłem do domu.



   Szybka kawa i postanowiliśmy zrobić sobie wycieczkę samochodową tak niejako na pocieszenie. Jeśli nie dało się powłóczyć "powietrznie" to chociaż odkujemy się "drogowo". Było super, kilka deszczy i tęczy po drodze i nasyciliśmy się widokami tej całej zaskakującej tego dnia aury.....


   A po powrocie do domu było jeszcze fajniej, ale ten blog to nie miejsce na pisanie o takich różnych sprawach. Osobistych, naszych, czarownych dobrych chwilach......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz