środa, 25 sierpnia 2010

Jarmarcznie czyli WIOCHA......

Po locie Sosny zostało nam kilka niedzielnych godzin z którymi coś warto było zrobić....znaczy się wypełnić je :)
Drobna konsternacja, niewielka burza mózgów i zapadła decyzja o wypadzie do Bydgoszczy, gdzie wg. telewizorni (info podane dnia poprzedniego w programie informacyjnym "regionalnej") odbywać się miał Jarmark Wyrobów Regionalnych.....Wiec plan był taki, że podjedziemy tam.......pooglądamy; kupimy jakiś miód czy inne powidła, nacieszymy wzrok "regionem", pospacerujemy po stolicy województwa i wrócimy do domku.....
Droga łącząca Toruń z Bydgoszczą bardzo fajna, równa.....w Bydzi już trochę gorzej, bo pojawiły się koleiny i dziury, ale i tak było nieźle.....dotarliśmy, zaparkowaliśmy, doszliśmy na miejsce i .......ZONK....nie taki mały, a konkretny wielki ZONK.....cały wielki szumnie reklamowany w telewizji jarmark okazał się kilkoma rozwalającymi się budami stłoczonymi przed galerią Drukarnia.......


Można było zaopatrzyć się w miód, jakieś tam dżemy, chleby i mięsa......z tym, że ceny kosmiczne, zaś do miecha przetworzonego w kiełbasy i jakieś tam wielokolorowe szynki serwowano roje ochoczo wszystko obsiadających much....I to chyba był motyw przewodni tego całego jarmarku - muchy....zdrowe, pięknie wypasione muchy które nic sobie nie robiąc obsiadły wszystko co tylko się tam dało........
 Uciekliśmy stamtąd na jakiś spacer, jakieś odbudowanie wiary w Bydgoszcz i w to, że miasto będące stolicą naszego województwa jednak coś oferuje.....A oferuje przepiękną starówkę z którą na całe szczęście coś się jednak dzieje....oferuje cukiernię Sowa, w której jak zawsze coś kupiliśmy i z której jesteśmy jak zawsze zadowoleni......Bydgoszcz zaskakuje i cały sęk w tym by takie minusy nie przesłoniły całości......
Pokręciliśmy się jeszcze trochę i by nie psuć tak wspaniale rozpoczętego dnia przez gnuśnięcie w domu, zamiast w drogę powrotną udaliśmy się na kolejną wycieczkę....Miał być jarmark, Bydgoszcz wtopiła, wiec pojechaliśmy na kolejną imprezę z cyklu "na ludowo"....Wybór padł na Festiwal Smaku w Grucznie ...To trochę nie po drodze, ale humor trzeba było czymś poprawić i wreszcie gdzieś kupić te kilka przysmaków regionu......Byliśmy tam już w zeszłym roku i trochę tłum nas wtedy przygniótł - chcieliśmy zobaczyć jak to będzie w tegorocznej edycji.........
Na miejsce dojechaliśmy dosyć dobrze....jednak już po wjechaniu do Gruczna objawił się tradycyjny problem - mianowicie brak jakiegokolwiek rozsądnego miejsca do parkowania.....wąska wiejska droga przez samochody zaparkowane byle jak, zwęziła się jeszcze bardziej, za to ruch jak w centrum Warszawy w godzinach szczytu.....było ciekawie, miejscami ekstremalnie, ale ładnie nam się udało.....zaparkowaliśmy pod miejscową biblioteką, której zbawczy cień oblegało kilku miejscowych młodzieńców sącząc piwsko......Kultura jak to na polskiej tradycyjnej dobrej wsi........

Teraz już ładnie wyruszyliśmy na piechotę w kierunku  "festiwalu".....im bliżej wejścia, tym więcej ludzi, tym więcej samochodów, które nie wiedzieć czego chcą, tym więcej hałasujących motocyklistów posplatanych z miejscowym folklorem - czyli sprzedawcami plastikowych karabinów, drewnianych bibelotów i gadżetów typowo odpustowych....pojawiły się widoki jak z zupełnie innej epoki i chyba właśnie idealnie tu pasujące.....
W końcu udało się przebić przez tłum i dotarliśmy na miejsce.....Całość "festiwalu" umiejscowiona została na terenie mocno pofalowanym gdzie poustawiano poszczególne stoiska, stragany i innego rodzaju sprzęty służące do wymiany kasy turystów na miody, sery, kiełbachy, ryby, wina, nalewki, dżemy i konfitury....Było tego o niebo więcej niż w Bydgoszczy i jak tam było takich różnych rzeczy zdecydowanie za mało, tak tu było zdecydowanie dużo......kilku innych rzeczy także było dużo, wręcz ZA DUŻO....za dużo ludzi snujących się jak w przeddzień świąt po marketach, za dużo piachu, za dużo błota, za dużo rozpaczliwych spojrzeń ludzi którzy nie wiedzą czego chcą, za duży tłok gdziekolwiek by się człowiek nie obrócił wręcz przytłaczający tak, że poczuć można klaustrofobię na świeżym powietrzu.....Choć chcieliśmy wszystko obejrzeć i wybrać coś fajnego na długie zimowe wieczory to się niestety nie dało....Po przejściu połowy "terenu" mieliśmy serdecznie dosyć wszystkiego.....całego Gruczna....wszystkich ludzi i każdego stoiska.......

 Jakoś wytrzymaliśmy kryzys i po krótkim rozejrzeniu się dookoła kupiliśmy wreszcie coś do jedzenia "na szybko" - wybór nie był oszałamiający - jedynie kiełbasy, szaszłyki i inne karkówki z grilla, pajdy chleba ze smalcem,do tego paszteciki lub bułki nadziewane kaszą......
tego właśnie spróbowaliśmy i trzeba przyznać były smaczne......Ale za 5 złotych chyba musiały być.......Pokrzepieni rozejrzeliśmy się za zakupami do domu - kupiliśmy regionalny chleb pełnoziarnisty, który wyglądał dosyć fajnie....udało się wypatrzeć i posmakować do tego kiełbaskę która chyba jako jedyna nam podeszła.....Też ją kupiliśmy......Oczywiście obrazki jak w Bydgoszczy - wszystko otoczone rojami wesołych much, wszystko podawane tymi samymi rękami, którymi kasuje się pieniądze, oczywiście kas fiskalnych i jakichkolwiek paragonów brak........w każdym razie mieliśmy już kiełbasę i chleb więc wyjazd się jako tak udał........potem obeszliśmy stoiska z miodami, gdzie naszym celem był jakiś fajny, dobry miód.....wybór przeogromny, nasza wiedza nikła ale udało się wypatrzeć ładny miód sprzedawany przez fajną Panią mającą fajnego pieska....Sosna załatwiła sprawę płatności, wygłaskaliśmy psinkę i poszliśmy dalej......Kupiliśmy jeszcze dżemy/konfitury i już mocno wymęczeni czym prędzej czmychnęliśmy do samochodu.....Autko stało dalej pod biblioteką, chłopacy dalej pili piwo - odpaliliśmy i rura do domu....Po drodze jeszcze kilka zdrowych przekleństw pod adresem co niektórych kierowców.......Wiem, że co niektórzy jeżdżą tylko do kościoła i na działkę ale cholera nie mogę ścierpieć gdy taka k...wa zajeżdża drogę lub rusza z pobocza bez kierunkowskazów w momencie omijania.....normalnie krew się gotuje.......
W każdym razie do domu dojechaliśmy późnym popołudniem, wymęczeni ale szczęśliwi......Szczęśliwi z kolejnego dnia spędzonego razem, na lotnisku i nad nim, szczęśliwi dlatego że przeżyliśmy Gruczno i cało i zdrowo wróciliśmy do domku......

Na Festiwal Smaku już chyba nie pojedziemy nigdy...Nie warto i nie polecamy....Organizacji brak, wszędzie wertepy, dziury, piach mieszający się z błotem i rozrzuconą słomą, produkty które tam są oferowane dostępne są w każdym większym mieście za ceny co najmniej o połowę niższe......Wiec po co tracić czas w tłumie bezmyślnych ludzi i się denerwować ? Jak dla nas to strata czasu.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz