czwartek, 19 sierpnia 2010

Lubimy poniedziałki :)

Był leniwy poniedziałek.....To jeden z tych dni, kiedy masz wolne, nic Cię nie goni, nie musisz się nigdzie spieszyć.....Leżeliśmy w łóżku, właśnie obejrzeliśmy kolejny film kiedy nagle przychodzi sms  - okazuje się, że Borys ma odwołane popołudniowe zajęcia......godzina 13:00....czas leci powoli.....Nagle pada pomysł - jedziemy nad morze! Podczas tych wakacji nie byliśmy jeszcze nad morzem,  nie ma się co zastanawiać - Borys wychodzi z psem, ja biorę się za prasowanie koszuli, szybkie pakowanie i ruszamy! Padło na HEL ! Z adrenaliną i tęsknotą za morzem wyruszyliśmy ku kolejnej przygodzie. Droga do celu była różna....najpierw przejazd autostradą (masakryczne ceny! za taki kawałeczek drogi - ale było czysto i przejezdnie), potem zaczęły się "schody" - staliśmy w korku z dobrą godzinę. Na dworze upał niemiłosierny, w samochodzie klimatyzacja, stanie w korkach..........już dawno powinniśmy dotrzeć na miejsce, a tu nagle okazuje się, że jeszcze długa droga przed nami. Niespodziewanie zaczynam czuć się gorzej.....gardło boli mnie strasznie, czuję, że robi mi się słabo, już chciałabym być na miejscu. No i tak właśnie, z powodu mojego "pogorszenia" lądujemy koło 19:00 w Jastarni. Nasze brzuszki domagają się najpierw rybki. Jemy więc dobre jedzonko i po krótkim odsapnięciu postanawiamy iść na plażę.
Naszym oczom ukazuje się wspaniały widok.......morze, morze, morze! Cudownie! Cudownie być tutaj razem i móc delektować się wspólnymi chwilami.....i wariować oczywiście nad brzegiem morza :) Nie odważyliśmy się wykąpać, bo woda o tej porze była już dosyć zimna. Ale łaziliśmy brzegiem morza i wygłupialiśmy się bez końca! Było wspaniale!


No i podczas tego spaceru nagle naszym oczom ukazał się jakiś samotny ppg-ant, który umilił Nam  wspólne chwile. Więc tym bardziej spacer należy uznać za udany.





Po zejściu z plaży postanowiliśmy zrobić sobie wycieczkę portową. Robiło się już coraz ciemniej, ale to nie przeszkodziło Nam nacieszyć swój wzrok statkami, stateczkami, łajbami i innymi luksusowymi jachtami.
Po wyczerpujących spacerach przyszła kolej na pyszną kawę i gorącą czekoladę.


A potem długi powrót do domu pod osłoną nocy. Już na "naszym" terenie złapała nas burza i deszcz. No i Borys był niesamowicie dzielny! Bezpiecznie dowiózł Nas do domku, do ciepłego łóżka, gdzie wtuleni zasnęliśmy gdzieś o 2:00 w nocy.
Czekamy na kolejne takie wyprawy.....oby jak najszybciej......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz