czwartek, 5 sierpnia 2010

Czasami warto odpuścić

Plan na wczorajszy dzień to kolejna nasza wizyta na lotnisku aeroklubu w Inowrocławiu.
Ale plan nie do końca wypalił. Oczywiście lotnisko działało - Piotr szkolił kolejnych w tym sezonie kursantów, Rysiu dzielnie holował, latali także znajomi napędziarze. Tyle, że "latało wojsko" i całe tekstylne lotnictwo było ograniczone do wysokości 300 merów i tylko w obrębie lotniska. W takich warunkach odpuściliśmy i nawet nie rozkładaliśmy skrzydła....Trochę posiedzieliśmy, trochę pogapiliśmy się na kursantów, trochę na przepiękne Mi-24, trochę poplotkowaliśmy i wróciliśmy do domu.
Gdy wracaliśmy nad Chełmżą zauważyliśmy dwie trajki wesoło terkające na "naszym niebie". Szybka decyzja - musimy ich zlokalizować - kto to i skąd startuje......
W zachodzącym słońcu jechaliśmy w stronę Wąbrzeźna widząc raz lepiej,  raz gorzej te nasze "cele". W końcu ich zgubiliśmy. Zrezygnowany prowadziłem do domu kompletnie nie wiedząc gdzie dojechaliśmy. Sosna jednak miała idealne rozeznanie w przestrzeni i prowadziła mnie tak świetnie, że wyjechaliśmy wprost na łąkę gdzie owi paralotniarze wylądowali. Zostawiłem samochód i poleciałem się przywitać z ludźmi, którzy tak bez zapowiedzi latali po naszym niebie...a mnie z Nimi nie było. Przesympatyczni koledzy czasami latają w naszych okolicach - jeden jest z Torunia,a  drugi z Wąbrzeźna i dzięki temu wieczorowi mamy kilka kolejnych pomysłów na wspólne latanie z ludźmi, którzy dzielą naszą pasję do oderwania się od ziemi.
Podsumowując - Sosna ma wspaniałą orientację, a latanie które odpuściliśmy zaowocowało początkiem znajomości z okolicznymi pilotami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz