poniedziałek, 7 października 2013

niedzielny warun...

   Wczorajsza pogoda była nijaka. Prognozy wieszczyły całodzienny fajny warun, paliwa był nadmiar, czas też zaklepany, plan ustawiony na dwa dłuższe przeloty, a tak po prawdzie pogoda sprawiła konkretnego psikusa i nie pozwoliła na zbyt wiele.
   Na łące zameldowałem się koło dziesiątej rano i przez półtorej godziny czekaliśy na jednego ze znajomków. Kanapki, kawa i rozmowy o lataniu. Pogoda taka sobie - niskie chmury i lekki wiaterek. W pewnym momencie mieliśmy dosyć oczekiwania, szpejenie, start i ledwie kilka minut w powietrzu. Szybkie lądowanie z powodu osiadającej nisko mgły i dosyć intensywnej mżawki. Kolejne dwie godziny czekania i jakoś koło czternastej kolejny start. Przejaśniło się na tyle, ze jest już dobrze. Takie kilkanaście minut dla rozprostowania kości i rozgrzania rąk. Kolejne lądowanie i decyzja o locie do Chełmży.




   Lot do domu wypadł pod wiatr. Nisko, mgliście, wilgotno i powoli. Jesień w tej gorszej odsłonie. Kilka kilometrów przed Chełmżą nawiązujemy kontakt radiowy z Sylwią i o wiele lepiej się leci gdy słychać ukochany głos w słuchawkach. Pogoda też się nieco poprawia - mgła rzednie, widać coraz lepiej, a nawet nieśmiało pojawia się słońce.



 

   Kilka kręgów nad domem, machanie łapkami, trochę wygłupów i spieszny powrót do Pływaczewa. Czas upływa i nie wiadomo jak pogoda na miejscu. Ostatecznie rano też było dobrze, a mżawka i mgła zaskoczyła zupełnie. Jednak z wiatrem pędzę niczym wyścigówka i w dobre pół godziny jestem znów nad łąką, gdzie kręci się już kilka glajtów.




   Kilka razy pokręciłem się i ja. By wpisać "w kajet" jakiś sensowny wynik postawiam zostawić takie kręcenie się w kółko i jeszcze gdzieś polecieć. Naturalnym wyborem jest Kowalewo Pomorskie. Linia kolejowa "pod pachę" i jestem na miejscu. Latam dookoła miasta, zahaczam o nieszczęśliwą dla mnie łąkę, gdzie kiedyś nie udało mi się wystartować. Rękaw stoi, leżą klamoty więc Sławek też tego dnia latał, jednak nigdzie się nie minęliśmy.
   Trochę latania nad Kowalewem i nieśpieszny powrót nad łąkę. Trzecie tego dnia lądowanie po dwu i półgodzinnym locie w warunkach dalece odległych od złotej polskiej jesieni. Ale było fajnie, nalot się powiększył, doświadczenie wzrosło, a latanie konkretnie fajne było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz