"Narodowe święto niepodległości" lub jak kto woli "dogadzanie narodowym kompleksom" poprzez organizowanie różnego rodzaju zadym, marszów, pochodów i mszy spędziliśmy po naszemu. Przemierzając ten nasz kraik zwany Polską w poszukiwaniu czegoś, co sprawi, iż ten dzień należeć będzie do dni wyjątkowych, fajnych i takich wielce pozytywnych.
Zalani wszelkiego rodzaju bełkotem wychwalającym takich i innych bohaterów wybraliśmy wypad do Poznania, gdzie jak co roku w dniu narodowego świętowania urządza się święto ulicy Św.Marcin. Na miejscu byliśmy przed południem i po odnalezieniu w gąszczu ulic starówki miejsca parkingowego ruszyliśmy na łowy. Zamierzaliśmy upolować tą dobrą atmosferę, kilka znanych i lubianych rogali marcińskich i nasycić się do woli świętem tak klasycznie odmiennym od tej "narodowej sraczki".
Tłum był konkretny, bo stoiska z cukierniczymi specjałami ktoś umiejscowił na tyle bezmyślnie, że skutkowało to tłumem przy straganach i luzem na reszcie ulicy. Oczywiście ulica została zamknięta i można było łazić wzdłóż i wszerz, jednak rogale, słodycze, lizaki i te inne kulinaria zdecydowanie przyciągały najwięcej chętnych. Przyciągały rzecz jasna i nas :)
Przemaszerowaliśmy wzdłuż owych straganów kupując co jakiś czas kilka rogali, posyciliśmy się widokami tłumu, posłuchaliśmy bajek czytanych przez znanego z telewizji Friedmana, pobyliśmy, pojedliśmy i gdy już poczuliśmy, że wystarczy radykalnie zmieniliśmy klimat obdarowując McDonalda kasą ze pyszne gorące napoje.
Odnaleźliśmy cytrusia i rozpoczęliśmy dalszą część włóczęgi. Dzień był fajny, nas nosiło więc postanowiliśmy wrócić do domu nieco okrężną drogą tak by rozdać kilka tych jakże wyjątkowych rogali najbliższej rodzinie. Taka nasza drobna niespodzianka, oddech czegoś świeżego, pysznego i pozytywnego w dniu który kojarzy się chyba od zawsze z zadymami i kłótniami środowisk prawicowych z wszelkimi innymi.
W końcu dotarliśmy do domu i w ramach późnego obiadu/wczesnej kolacji oczywiście zjedliśmy wzmiankowane wcześniej rogale. Tak jak w tłusty czwartek je się przede wszystkim pączki, tak my postanowiliśmy, że jedenastego listopada będziemy wcinać przede wszystkim rogale Marcińskie.
Są pyszne i wielce wyjątkowe :)
I tak na zakończenie - okazało się, że co niektórzy Polacy nie potrafią świętować i wolą wieśniackie zabawy w zadymy, pochody, flagi, pochodnie i inne takie przejawy debilizmu. Jedni się obnoszą z czymś tam, inni protestują, jeszcze inni wymachują łapkami w faszystowskich pozdrowieniach. A wszystko pod płaszczykiem dumy z tego, że są polakami, jakimś narodem wybranym czy czymś tam jeszcze innym.....Żenada konkretna.....
Grunt, że nam się udało trafić do miasta w którym rzeczywiście świętowano, w którym było bardzo sympatycznie i zdobyliśmy trochę tak fajnych słodkości. Tak jak u nich powinno się świętować, tak się buduje radość i dumę z tego kim się jest i gdzie się żyje....Nie zaś w sposób w jaki robiło się np. w Warszawie.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz