środa, 19 października 2011

grupowe paplanie....

   Regularnie czytuje grupę. To takie odzwierciedlenie polski paralotniowej w pigułce. Są ludzie sensownie piszący, opiniotwórczy i są typowi pieniacze. Są ludzie o przebogatym doświadczeniu i umiejętnościach, i są ludzie którym się tylko wydaje, że cokolwiek wiedzą. Czytuję, bo wierzę, że takie czytanie pomocne jest w rozwijaniu się jako pilot i członek "braci" latającej. 
   "Grupa" czasami pomaga w dostrzeganiu rzeczy których na co dzień się nie widzi - bo daleko, bo jakaś tajemnicza zmowa milczenia, bo ktoś tam się boi przyznać do tego czy owego.....I właśnie tu chcę opisać dwa przypadki niewątpliwych debili prze których większa liczba pilotów będzie miała przesrane.
   Pierwszy przypadek z ostatnich tygodni to latanie Macieja Bejma w bydgoskim CTRze. I wszystko byłoby fajnie gdyby się dogadał z wieżą. Tymczasem ten misiaczek "wskoczył" nad miasto i wesoło pstrykał fotki mając w dupsku czynne lotnisko pasażerskie. Nie ma w tym nic złego - pstrykać zdjęcia za kasę to przecież nic złego, jednak świadome łamanie prawa na dokładkę w obcym mieście to robienie smrodu dla całego naszego małego światka PPG. Gdyby dogadał się z wieżą, gdyby tak perfidnie się nie podłożył to bym się nie czepiał....a tak to zachował się najdelikatniej mówiąc głupio.
   Przez kilka dni trwała burza, potem sprawa ucichła aż do kolejnego "łośka" który puścił się latać nad Wrocławiem. Oczywiście przedefilował nad centrum, wieża ani lotnisko nic nie wiedziały, a orzeł sobie fruwał i latał ile wlezie. Wrocław trochę gęściej "lata" wiec konkretny problem się tam zrobił. Kolejny przykład skrajnego debilizmu i głupoty został nam objawiony. Potem kłapanie jadaczkami, szukanie kto, co i w ogóle jak dlaczego i po co. Ktoś tam chciał sprawę tuszować, zamiatać pod dywan i w ogóle nagle okazało się, że nikt nic nie wie. Cholera jakby latał na pustyni czy gdzieś na jakiejś Syberii, gdzie w promieniu wielu kilometrów nie ma żywego ducha. Założę się, że niektórzy rozpoznali tego "giganta" tyle, ze starym polskim zwyczajem niewielu mówi otwarcie, że takie latanie to po prostu "nie halo".
   Takie dwa przypadki z zaledwie kilku tygodni wyraźnie pokazują, że z polskimi pilotami paralotniowymi coś złego się dzieje. Gdyby to byli "miszczowie" w chwilkę po kursie, to by można było przymknąć oko (nie wiedzieli, nie znają się, świeżacy itd), tymczasem są to goście w sposób świadomy łamiący chyba każde normy związane z lataniem -  po prostu proszą się o wypadek i konkretny problem. Pal licho gdyby taki gigant gdzieś tam spadł i zrobił sobie kuku - co najwyżej szkoda sprzętu, Ci "debile" świadomie sprowadzają zagrożenie na innych i powodują niemierzalne problemy w przyszłości dla innych latających tak jak oni. No bo, jak "kontroler X z wieży Y" ma na nas patrzeć łaskawszym wzrokiem i ewentualnie wpuścić w strefę, skoro znane w Polsce są przypadki pilotów mających gdzieś latanie w zgodzie z przepisami i normami. Dla świętego spokoju nas wywalą z tych obszarów przestrzeni i na 100 % będą się cieszyć że nikt nie pierdzi pod nosem z tym swoim wentylatorem. No chyba że skończy się to dla nas wszystkich w jeszcze gorszy sposób - jakiś cwańszy urzędas wpadnie na pomysł uchwalenia prawa w myśl którego będziemy musieli nabyć transpondery, nawiązywać łączność, składać plany lotu, wymalować znaki na glajtach i latać tylko i wyłącznie z łąk które mają wszelkie możliwe certyfikaty i zezwolenia (od sanepidu, straży pożarnej, sołtysa, proboszcza i kogo tam jeszcze będzie trzeba).  Przypadki takich rożnych łośków bardzo pomagają takim różnym pomysłom. Nasz kraik przecież znany jest z takich różnistych absurdów i pomysłów. Sęk w tym, że takie różne debilne zarządzenia zaczynają się od takich różnych miśków którzy w pogodni za kilkoma fotkami olewają wszystko co ma nam pomagać i nas chronić.

   Kolejna rzecz o której chcę tu wspomnieć to pstrykanie z powietrza. Nawiązując do wcześniejszej części wpisu o różnych takich "pstrykaczach" pojawiło się na grupie kilka różnych opinii ludzi którzy chyba jeszcze nie zauważyli że "wolny rynek" znaczy dokładnie to co ma w nazwie, że monopol to coś innego i w ogóle niebo nie jest tylko "ich".
   Jest w naszym kraiku kilku wybitnych fotografików, którzy lataniem i pstrykaniem zarabiają na życie. Mają masę sprzętu, cuda wianki obiektywy, super zezwolenia, mega komputery i wogóle jakieś tam czary wyczyniają by zrobić jedno zdjęcie. Tacy goście "z najwyższej półki" potrafią skasować naprawdę ciężki szmal za zdjęcia i mają do tego prawo - nie chcę wnikać w ich koszty - na tyle wyceniają swoją pracę, tyle są pewnie warci i są inni którzy tyle są w stanie zapłacić. Czyli wszystko w normie.
   Są też goście robiący fotki niejako "przy okazji" latania - dogadają się z kimś na kilka zdjęć w zamian za kilka stówek lub jakiś inny gadżet w postaci koszenia łąki lub darmowego tankowania. Zazwyczaj biorą w powietrze jakiś przyzwoity aparat, latają jak muchy by pstryknąć te kilka zdjęć, potem je obrobią na domowym komputerze i też raczej nie narzekają na to co zrobili.
   I taka jakaś odczuwalna jest niechęć tych pierwszych (oczywiście nie wszystkich) do tych drugich. Widać luksus i wysokie stawki psują rynek, bo przyzwyczajają do wygody i każą na wszystkich innych patrzeć z góry. Ich prawo, ale do ciężkiej anielki po kiego grzyba czasami takie nerwy? Jasna sprawa, że każdy chce coś tam zarobić, że każdy ma jakieś tam swoje wydatki i pomysły na przepuszczenie kasy. Sęk w tym, że Ci pierwsi (nie wszyscy) zachowują się bardzo często jakby "niebo" i fucha pstrykania fotek była jedynie "ich" domeną. A to już tworzenie kolejnych podziałów w tym właściwie wciąż małym światku paralotniowym które chyba nie jest takie fajne. Kiedyś było widać wyraźną niechęć pomiędzy PG i PPG. Wystarczyło by przecież zdrowe ludzkie podejście - mamy wolny rynek, mamy dobre ceny, świetną jakość więc czego się bać? No chyba, że jakość albo ceny nie są takie konkurencyjne - skoro można coś zrobić lepiej i taniej to po co płacić komuś więcej? To jest właśnie wolny rynek i tak to już niestety działa. W każdej dziedzinie - nieważne czy pstrykamy zdjęcia, szyjemy glajty, kombinezony, czy wozimy ludzi trajką po niebie, czy może handlujemy śmigłami. Każdy kto potrafi znaleźć swoją ścieżkę w tej całej wolnorynkowej rzeczywistości jest wygrany, a Ci którzy tego nie potrafią grożą spaleniem skrzydła, walą epitetami i w ogóle zachowują się jak maleńkie dzieci którym ktoś zabrał ukochanego lizaka. I dla nas wszystkich byłoby lepiej gdyby tacy ludzie z tak niefajnym podejściem odłożyli napędy, glajty, aparaty i zabrali się za robienie babek w piaskownicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz