poniedziałek, 31 maja 2010

sobotnie pyrkanie

  No....co tu dużo pisać....sobota UDANA ....zalatana...oblatana....czy jak tam jeszcze nazwać ten wieczór który okazał się tak udany....


  Zdjęcia i filmy zgrane - niedługo trzeba będzie zabrać się za zmontowanie jakiegoś sensownego materiału tak by ogół ludzkości miał chociażby wyobrażenie co my tam robiliśmy i co widzieliśmy....
  Nie obyło się bez kłopotów, ale generalnie widoki Wisły która zrobiła się jakiś czas temu dwa razy szersza są tego warte.....
- warun średnio dopisał....miało siadać a spokojniej zrobiło się właściwie dopiero koło 19 - 19:30...na tyle spokojniej by w miarę przyjemnie się latało....
- Rafał z którym sie umawialiśmy najpierw nie był w stanie dotrzeć na umówioną godzinę , zaś potem okazało się że koleś który miał go przywieźć na "łąkę" (i prócz tego polatać z nami) obalił....cóż...tak czasami bywa....Rafał przyjechał z nami....zaś kolega stracił jeden z ciekawszych widoków i fajniejszych lotów tej wiosny....Jego strata.
- ostatecznie wszystko zagrało..pogoda się trochę uspokoiła....wyszpeiliśmy się....odpaliłem jako pierwszy.....



  kilka kółek po okolicy....w Grubnie i okolicach chyba kilkadziesiąt odpalonych grilów generuje smakowitą woń spalonej kiełbasy i drobne "kominy".....do tego unosi się co jakiś czas jakis paproch w niebo......w tle mamy religijne zawodzenie jakiegoś księdza a po jakimś czasie rytmiczne "umpa umpa" - szkoła w Grubnie obchodzi okrągłą 55 rocznicę - zatem musi być hucznie !! - msza, a potem "wioska dicho" do nocy...Ot taki polski standard.....:)



   po 30 minutach Raf był też w powietrzu....kamerki włączone...Sosna na nasłuchu kameruje "z ziemi",wiec zasuwamy zgodnie z planem nad Wisłę....


  Po drodze trochę zdarzeń które nie zdarzają sie codziennie, ale jednak są.....boczny wiatr - może z 2-3 metry....Raf jak zwykle szaleje...jakieś wingowery...jakieś zwitki...co jakiś czas skrzydełko mu klapi .....Ja trzymam sie wyżej, by te jego wygibasy sfilmować i złapać jakieś ładne widoki "z góry"......lecimy i lecimy ...dolecieliśmy nad Wisłe i dopiero wtedy ukazała nam się rzeka w całej swojej potędze....szersza co najmniej dwa razy niż normalnie.....od wału do wału....a w głowie kołaczące się mysli...- jak nawali sprzęt to specjalnie nie ma gdzie lądować......no chyba że w tym syfie, jaki tam teraz płynie....zapach też taki nieciekawy...do tego widać wyraźnie, że z przyrodą nie ma żartów...że to potęga...ech....Wisła zalała nam łąki z których tak fajnie jeszcze niedawno startowaliśmy.....przez niektóre odcinki wałów widać się przesiąka, bo tuż za nimi woda też stoi......generalnie widać potęgę żywiołu.....widać strażaków którzy dzielnie stróżują i pilnują tych worków...tych wałów i tego całego bajzlu jaki nawiedza nas co kilka lat.......


   kilka kręgów w ta i we wta....krótki wypad na drugi brzeg....odwiedziny w porcie i zasuwamy dalej.....nad naszą "zalaną łąką" lecimy z biegiem Wisły....z wiatrem to się klasa leci - 40/50 km/h to czysta frajda.....Jednak cały czas oczy dookoła głowy, bo prócz nas sa jeszcze inni w powietrzu.....minęła nas dosyć blisko Cessna (lądowała w Watorowie) więc trzeba uważać na innych głodnych tego widoku.......
  lecimy i lecimy wciąż w tym samym układzie - Raf niżej...ja wyżej.........po jakimś czasie pokazuję Mu, że wracam...On "odpokazowywuje",że jeszcze trochę sie pokręci.......Zatem rozdzielamy się - wracam do Sosny z nastawieniem, że lepiej trochę wcześniej wrócić na spokojnie, niż na wariata być może po ciemku.....Raf ma o wiele większe doświadczenie i zna ta okolicę jak własną kieszeń.....ja jeszcze wolę "mieć większy margines manewru"....pod wiatr już tak kolorowo nie jest ...na 40 metrach mam prędkość ok 15-18 km/h więc jakiś czas mi ta droga schodzi....ale cały czas z Sosna "na radyjku" jesteśmy...widoki też przednie wiec wrażenia słuchowe i widokowe są przednie :).....
Jeszcze krótki lot nad jednostką wojskową....i wracam "do bazy"....jeden krąg by zorientować się jak tam na dole warunki i odpowiednio podejść......lądowanie jak na moje oko trochę za szybkie......za mało wyhamowałem skrzydło w ostatniej fazie....na ziemi zero wiatru a kilkadziesiąt metrów wyżej już coś tam dmucha.......Choć może się czepiam....


  Sosna ładnie wszystko nakręciła...ja ostatecznie uznałem,że lądowanie też ładnie wyszło i wcale nie było takie nieciekawe i zbyt szybkie.......
  Tęsknota się skończyła...szczęśliwie odnalazłem się na na ziemi "przy Niej"....poskładaliśmy glajta...złożyliśmy napęd i czekamy na Rafała....mija 5 minut...mija 10.....kolejne 10 i ani widu ani słychu....
Nic nie słychać....nawet impreza w Grubnie jakoś tak się uspokoiła.......
  Gdzie Rafał ??
cholera wie...może Mu się co stało....? może gdzieś tam wylądował.... różne takie myśli chodzą.....ale Raf to trochę "taki powsinoga".....olbrzymie doświadczenie i chęć do latania.......- pewnie gdzieś poleciał i zaraz wróci............

No i wrócił pośród szarości........pokazuje ręką żebym jeszcze wystartował ale ja już nie chce....za szaro..z.a ciemno...sprzęt poskładany......nie mam ochoty na nocny lot.....Tym bardziej ze Sosna tu ze mną czeka .....prawie pięć godzin siedzi na ziemi i czeka byśmy my mogli trochę pokiblowac u góry....Cudowna jest :)

zrobił "kółko" i poleciał.....nad drzewami walnął spiralkę i wylądował na jakiejś polance.......po chwili telefon....znajomi mają w tamtej okolicy ognisko i postanowił ich odwiedzić....wiec bierzemy resztę Jego sprzętu "naziemnego"...odwozimy Mu.....i prujemy do chaty w całkowitych ciemnościach.....rozpakowanie....krótkie pogaduchy i do wyra...........

Aaaaa....no i kolejna sobotnia kawa.......Sosna mnie rozpieszcza na maxa :) A jak pstryka i filmuje to już normalnie w mojej opinii FIU FIU....

1 komentarz:

  1. Od dziś będę wierną fanką Waszego bloga :-)
    A jak następnym razem będziecie w Wielkopolsce i nas nie odwiedzicie to się normalnie obrażę i strzelę focha jak stąd do Chełmży !
    Pozdrawiam Was cieplutko

    Ania P. :-)

    OdpowiedzUsuń