poniedziałek, 4 marca 2013

poniedziałkowo o......

   Poniedziałkowo o pracy. Dzień został zaczęty nerwem na jedną z osób z którymi współpracuję, chciałoby się napisać więcej ale w takim wypadku pewnie nikt już nie chciałby się leczyć w państwowej służbie zdrowia. Nieudolność, niewiedza, problematyczne radzenie sobie w stresującej sytuacji, brak jakichkolwiek procedur i próba załatwiania wielu ważnych spraw "na gębę". Za każdym razem, gdy takie różne sprawy w jakiś sposób ocierają się o mnie mam kolosalny nerw, taki, że kosa w kieszeni sama się otwiera i gotowa zaatakować każde żywe stworzenie w okolicy. I wcale mnie już nie dziwi, że w Polsce medycyna państwowa tak bardzo kuleje i nawet zwykłe zapalenie gardła może skończyć się zejściem śmiertelnym. Takie różne rzeczy czasami wypływają, pojawiają się i cholernie stresujące jest, że ci, którzy z zasady powinni być najlepsi są najzwyczajniejszymi nieudacznikami. Taka Polska w pigułce.....Całe szczęście dla mnie, że głos Sosny w słuchawce działał kojąco, inaczej bym chyba osiwiał w jeden na pozór zwykły poniedziałek w pracy.....
   Poniedziałkowo o lataniu też dziś trzeba wspomnieć. Bo przecież nie chodzi o pisanie o pracy, stanowiącej jedynie środek do realizacji celów życiowych, marzeń i zaspokajania wszelkich potrzeb finansowych.
   Pogoda ostatnio całkiem przyjemna. Gdy ja rano walczyłem z ludzką głupotą pomarańczowa Sigma już latała nad Toruniem, zazdrość była, bo z tego co meldował później Tomek w powietrzu było wielce przyjemnie. Po "robocie" pojechałem więc na łąkę, by samemu też się trochę przewietrzyć, nabrać trochę dystansu do życia i odetchnąć od tego całego poniedziałku. Warunki takie sobie - wiatr pomiędzy 3 a 4 metry, szkwalisty, miejscami szarpiący "piątką".
   Obowiązkowy telefon do FISu (kilka dolotów na toruński aeroklub), na 300 m Herkules w okolicach Chełmna i Golubia, więc trochę ruch wzmożony w okolicy. Warunki takie sobie - plan mam na lot dookoła Torunia i ew. w stronę Chełmży. Ostateczna decyzja w powietrzu zależnie od tego, co tam spotkam....
   Na chwilę przed startem przyjechał Tomek. Chwila rozmowy, w rękach aparat - popstryka, popatrzy i wraca do swoich spraw. Start bezproblemowy - w tych warunkach wystarczył jeden krok, odrobina gazu i jest winda w górę. Potem lekkie duszenie. Odpuszczone trymery i Buran spisał się wyśmienicie. Dziesięć minut krążenia nad łąką i już wiem, że nigdzie dalej nie polecę. "Do przodu" czasami w tempie ślimaka, jest spory wiaterek, skrzydło pracuje i nie jest tak komfortowo, jakbym sobie życzył.

 

   Lądowanie, kolejne pogaduchy z Tomkiem, decyzja o kolejnym starcie. Alpejką nie poszło - jedna ze sterówek nieco splątana. Rozwiązałem, wiatr przez chwilę słabszy - powtórka z klasyka. Znów lecę. W powietrzu wyraźnie silniej. Skrzydło też dynamiczniej pracuje. Decyzja o krążeniu nad najbliższą okolicą i nieco pracy nad znarowionym Buranem.
  Po dwóch klapach wchodzę wyżej i wpada pomysł, by nieco poćwiczyć różne takie pierdoły. Zaciągam trymery, więc powinno być łatwiej sprowokować jakąś klapkę, czy inną połówkę. Udało się koncertowo. Klapka, klapka, sprowokowana połówka. Buran trochę się narowi, ale pięknie posłusznie wychodzi z takich zabaw. Uszy zaliczone, kilka kolejnych klap, kolejna połówka, uszy i b-sztal na koniec. Odpuszczam trymery, o powrocie do profilu samostecznego Buran się uspokaja, a lot jest wyraźnie równiejszy i przyjemniejszy. Cacy skrzydło.


 
   Zejście niżej, znów kilka zdjęć - pojawili się znajomi z aparatem i kamerką. Kilka kręgów, lądowanie i krótka rozmowa. Jeszcze jeden start, taka mała pokazówka "jak toto startuje" i trzeci już tego dnia lot. Znów świrowanie nad łąką, kolejne lądowanie i tyle na poniedziałkowe popołudnie wystarczy. Telefon do Sosny, zgłoszenie zakończenia do FISu, po raz kolejny kilka minut rozmowy o lataniu z kontrolerem. Jak było, czy wieje, zimno, że ktoś w Szczecinie w grudniu organizował nocne latanie. Takie tam pogaduchy...
   Po szesnastej przymusowy powrót do roboty. Ciąg dalszy problemów z poranka, ale już na luzie. Krótka kontrola, wszystko działa jak należy i wreszcie mogę popędzić do chaty.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz